Strzelanina, trup, porachunki, babcia

Nie daje mi to spokoju od samego rana dlatego postanowiłem napisać to aż tu:

 

"wychodzę do miasta, stoję na takim jakby placu i chcę przejść dalej, wchodzę w jedną uliczkę i widzę, że tam trwa jakaś regularna naparzanka między paredziesięcioma kolesiami - po prostu się tłuką jak na ustawce, wycofuje się i patrze, że to samo jest już na placu. Nie chcę się w to mieszać więc wchodzę do budynku na piętro a tam na wielkiej sali tańczą jakieś małolaty. Wychodzę z budynku i bokiem udaje mi się obejść tych bijących się.

 

Później zwrot i widzę, jak policja po kolei prowadzi skutych w kajdanki uczestników bójki. Widzę znajomego (który normalnie w świecie rzeczywistym nie istnieje), on mnie woła, podchodzę a on mi mówi, żebym powiedział, żeby przy I LO czekało 5 najlepszych chłopaków (powtarza to 3 razy bo ja nie rozumiem przy którym LO). Nie mówi komu mam powiedzieć.

 

Zajeżdżam do kumpla (ten już istnieje w rzeczywistości), który siedzi w knajpie w mieście i je jakieś 2 kawałki mięsa, jest chudszy niż zwykle. Mówię mu o całym zdarzeniu, on mówi, żeby olać prośbę tamtego, nagle podjeżdża z tyłu czarny van, wysiada z niego dwóch kolesi i karabinami i zaczynają strzelać przez szybę. Kumpel pada martwy bo dostaje w plecy.

 

Później urywki z pracy policji jak zabezpieczają miejsce zbrodni.

 

Później jesteśmy w domu tego kumpla, tam jest jego babcia która chce się przeprowadzić do jego pokoju (choć bardziej wyglądało jak jakieś pomieszczenie gospodarcze), ja z moim drugim kumplem sprzątamy do pomieszczenie wynosząc pudełka z odżywkami. Kumpel mnie pyta, czy chcę sobie wziąć te odżywki ale chwilę później mówi, że może lepiej nie, bo może syn Marcina (tego trupa) będzie chciał to zatrzymać (w rzeczywistości Marcin dzieci nie ma). Babcia gdzieś się krząta obok i chyba jest na wózku.

 

 

...wtedy się obudziłem... i męczy mnie to strasznie. Co to może oznaczać?