Prośba o interpretację

Sen w moim mniemaniu dość dziwny. A było tak (właściwie co z tego pamiętam):

Szedłem sobie wolnym krokiem przez las polną ścieżką. Las jest mi raczej znany (przynajmniej tak mi się wydaje). Nagle usłyszałem coś nadbiegającego, jakby konia. Okazało się, że to żubr. Od razu mówię, że w życiu żubra na żywo nie widziałem i w moich rejonach nie występują . No więc odwróciłem się i rzuciłem się do ucieczki. Pomyślałem, że wejdę na drzewo, może coś pomoże. Gdy już nieco się wspiąłem żubr uderzył w drzewo i spadłem. Na całe szczęście nie ze strony żubra. Oczywiście znów zacząłem uciekać. Trwało to dosyć długo (tak mi się wydaje) aż w końcu stwierdziłem, że trzeba coś wykombinować, bo w końcu zabraknie mi sił. Wówczas do głowy wpadł mi pomysł aby znaleźć taki odcinek lasu, który ja z łatwością pokonam, a żubr będzie miał problemy. Nagle wpadłem w gęsto zalesiony teren i zacząłem omijać drzewa. Za plecami słyszałem trzask łamanych krzaków. Coraz słabiej słyszałem, że żubr jeszcze mnie goni, aż w końcu ucichło. Zatrzymałem się, odwróciłem, a żubr stał bokiem z odwróconą twarzą(?) w moją stronę. Odetchnąłem i zacząłem znów spacerować. Spacerowałem dośc długo, aż ostatecznie dotarłem do miejsca, w którym byłem na początku.

Mam nadzieję, że to co napisałem jest w zupełności wystarczające, aby ktoś pomógł m zrozumieć ten sen. Z góry dziękuję za pomoc.