SioN Napisano 3 Lutego 2010 Udostępnij Napisano 3 Lutego 2010 Śniło mi się, że wędrując gdzieś z mamą natknęłyśmy się na samochód - taki stary, w stylu Humbera z lat 50. W środku, na tylnym siedzeniu siedział nieboszczyk. Co ciekawe, ciało wyglądało jak żywe, dobrze pamiętam twarz tego człowieka (nieznana mi), a my zastanawiałyśmy się, jak to możliwe, że ten nieboszczyk przez 40 lat się nie zmienił/nie rozłożył. Zupełnie jakby samochód był wypełniony jakimś specjalnym gazem. Zdecydowałyśmy się otworzyć drzwi, mimo obaw o jakiś trupi odór, jednak jedyne co nas wtedy uderzyło to bardzo mocny zapach benzyny. Całość rozgrywała się w czarno białej kolorystyce, w wiejskiej scenerii, dwie drogi, ułożone prostopadle; przy drodze, którą widziałam w oddali, typowe dla takiej okolicy drzewa stojące obok siebie... Takie miejsce powraca w śnie po raz kolejny, mam wrażenie, że to drugi czy trzeci sen, który rozgrywa się mniej więcej w okolicy dwóch tych samych dróg, w promieniu - nie wiem, 200, 300 metrów? Wracając do "akcji" - odeszłyśmy gdzieś później i zaatakował mnie znienacka czarny rottweiler, gryzł mnie w rękę, potwornie płakałam próbując go odgonić, po czym nie wiadomo skąd w głowie pojawiła się myśl, że to duch/wcielenie tego nieboszczyka, którego znalazłyśmy w tamtym samochodzie. Prosiłam mamę o pomoc, ta nie reagowała, pies w końcu - w bliżej nieznanych mi okolicznościach - się odczepił, a przez moją głowę przemknęło, że MÓJ PIES został zamknięty w samochodzie z tym nieboszczykiem. Zaczęłam ponownie błagać mamę o pomoc, ta natomiast zaczęła udawać, że się dusi i przestała reagować na moje prośby. Obudziłam się nad ranem, przerażona, zapaliłam światło i przytuliłam się do mojego psa. Piszę, bo rzadko kiedy pamiętam swoje sny, a ten wywołał na mnie szczególne wrażenie. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi