Biały sokół, fasola, magia i rzezka?

Ubiegłej nocy miałam bardzo dziwny sen. Można powiedzieć, że składał się z dwóch części. Pierwszą część stanowiła moja ucieczka przed kimś/czymś. Często mam takie sny, właściwie zawsze jestem w nich obdarzona mocą, dzięki której mogę się bronić, przed tym, co mnie ściga, jednak zazwyczaj wybieram ucieczkę. Tak było i tym razem. We śnie wiedziałam, że jeśli przelecę przez rzekę znajdującą się za moim budynkiem, to będę bezpieczna. Tak tez zrobiłam, ale (i tu zaczyna się druga część snu) wróciłam. Sen lekko się zmienił. NA podwórzu wysypane było mnóstwo fasoli (takiej biała jaką pakowaną można dostać). I zebrani dookoła ludzie wściekali się, że "znów to się stało" i muszą sprzątać tą fasole z ziemi. Przez moment pomagałam im w wygarnianiu fasoli, ale wkrótce się poddałam. I zawołałam w niebo coś co teraz kojarzy mi się z "hooe". Z lasu za rzeką wyleciał biały sokół usiadł mi na ramieniu. Poprosiłam go o znalezienie tej osoby, która zrobiła całe to zamieszanie z fasolą. Ptak "powąchał" fasole i poleciał a ja z anim biegłam. Niewiele się przebiegłam. Zatrzymał się na oknie pierwszego pietra jednego z sąsiednich budynków. Wiedziałam, kto tam mieszka (choć tak na prawdę nie mam pojęcia) i podziękowałam mu (tak mi się zdaje). Ptak nie chciał jednak zejść z tamtego miejsca. Wplątał się w jakieś czerwone nitki. Chciałam mu pomóc, ale nie zdążyłam - obudziłam się.