ślub, czarne kwiaty, krowy... (?!)

Wiem, że tak - ni z gruszki, ni z pietruszki - ale chcę to napisać, póki jeszcze pamiętam. Babcia mi mówiła, że po jakimś czasie albo cały sen, albo jego część umyka, szczególnie, jeśli się patrzy w okno, dlatego przystępuję od razu do pisania.

Śniło mi się, że uczestniczyłam w jakimś ślubie, miejsce nieznane, nawet nie potrafię określić, czy był to kościół czy jakiś stary pałac... to, co udało mi się zapamiętać to to, że było pełno kwiatów... wszystkie kolorowe, ale gdzieniegdzie pojawiał się jeden czarny: czarne anturium i czarna frezja (tylko jeden, reszta w kolorze). Samej przysięgi małżeńskiej nie było, tylko młodzi i dużo gości, których również nie znałam. Później przechodziłam jakby przez łąkę, na której pasły się krowy. Jedną z nich ktoś prowadził na łańcuchu, a inna zaczęła biec w moim kierunku, nie uciekałam, bo byłam jakby "przyparta do muru" (znajdowałam się obok jakiegoś wielkiego budynku), obok mnie były wielkie drzwi, krowa była tuż tuż, a ja nie byłam w stanie przed nią uciec, bo drzwi były zamknięte, a wszędzie ten... mur... jednak nie zaatakowała mnie. Później się obudziłam...

Sprawdzałam znaczenia snu o ślubie, krowach, wszędzie było podobnie, czasem coś innego, ale nie znalazłam np. czarnych kwiatów. Mimo, iż nie były one tematem przewodnim, bardziej mi utkwiły w pamięci od tych kolorowych, podświadomie czułam, że oznaczają coś niedobrego i w tym śnie zastanawiałam się, co czarne kwiaty, nawet w tak znikomej ilości robią na ślubie?!

Napisałam ten post, gdyż jakoś szczególnie mnie ten sen zainteresował. Sen o ślubie (nie swoim) prawie wszędzie oznaczał śmierć kogoś z rodziny lub chorobę, a dla niezamężnej - zaręczyny i rychły ślub. Krowa też - albo zaręczyny albo nieprzyjaciela... a krowy ogólnie dostatek, dobrobyt...

Bardzo proszę, jeśli to możliwe, o interpretację.