Skocz do zawartości

Gród, z którego nie można uciec


Lawliet

Rekomendowane odpowiedzi

Witam :)

 

To sen, który powtarza się dość często w moim życiu, zwykle, gdy mam problemy. Chciałabym wiedzieć, co on chce mi powiedzieć.

 

Jadę na siwym koniu po lesie, nawet nie wiem kiedy staję w samym środku grodu, na dziedzińcu. Jest szarawo, ciemno i brudno. Mam na sobie strój przypominający strój wojownika: skórzana kamizelka,kolczuga , grube lniane spodnie, wysokie, skórzane buty. Wokoło mnie przechadzają się skuleni, zmartwieni ludzie, każde w swoich sprawach i kierunkach. Grunt jest mokry i błotnisty, słyszę stąpania bosych stóp i zapach wilgotnej gliny.

 

Nie schodząc z konia rozglądam się po straganach: niby kolorowe, a jednak nic na nich nie ma. Nagle z tłumu wyłania się szlachcic, być może sam dowódca, czy władca, wygląda, jakby cieszył go mój widok. Jest pięknie ubrany w zdobione, starannie utkane karmazynowe szaty, a jednak i one wyglądają szaro i smutno. Nie słyszę jego słów, ale widzę rozłożone przyjaźnie dłonie w geście powitania, po czy zaprasza nie do obejrzenia grodu. Nie schodząc z konia jadę za nim obserwując miasto. Nikt z ludzi nawet na mnie nie patrzy, rozchodzą się tylko przed łbem konia, by za zadem znów wracać na swój tor. Wszystko w te wsi wydaje mi się być smutne, płowe, a ludzie mizerni i biedni...

 

W końcu dochodzimy do wieży. Stwierdzam, że dziękuję za oprowadzenie, ale muszę ruszać w dalszą drogę. Na to możny stwierdza z uśmiechem "Tego miasta nie można opuścić". Gdy pytam, dlaczego tak mówi, oznajmia, że to "miasto martwych i ich bliskich" i każdy jest tu mile widziany, ale nikt nie może wyjść. Słysząc to wpadam w złość, popędzam konia, w galopie pokonuję schody, susami mijam dziedziniec, lecz gdy mam już wybiec bramą, ona zamyka się. Koń staje dęba. Przewraca się na ziemię, ja padam wraz z nim.

 

Budzę się w wieży. Zamknięta, ale nie spętana. Nie muszę długo czekać, w drzwiach pojawia się młody mężczyzna ubrany w granatową, długą szatę. Postanawia mnie uwolnić, tuż za nim stoi mój koń. Dalej wszystko widzę, jakby zza swoich pleców. Wsiadam na konia. Zbiegam po schodach, jednak mylę drogę i wydostaję się na baszcie. Nie wiem skąd, ale wiem, że mag mój błąd przypłacił życie. Przede mną stoi zakapturzony łucznik. Nie widzę jego twarzy, stoi pochylony, niczym starzec i wpatruje się w monotonnie poruszających się na placu ludzi. Stoję w osłupieniu i wpatruję się w niego. Mówi mi, że to miasto spotkało wielkie nieszczęście, wielka plaga i że zostało przeklęte. W tym momencie dostrzegam jego twarz: zmarniałą, zapadniętą, jakby rozkładającą się i puste, pobłyskujące czerwienią oczodoły... Widzę czarne plamy na jego szyi. Dostrzegając narastający w nim gniew zawracam konia i pokonuję schody.

 

Wybiegam na wielką salę balową: piękną, złotą, przyozdobioną girlandami i pastelowymi kwiatami. Spodziewam się, że będą mnie łapać, zatrzymywać, a oni tylko patrzą na mnie... Ich spojrzenia chłostają mnie, widzę, że gardzą mną i wręcz nie chcą mnie w swoim towarzystwie. Wybiegam z sali, przed sobą widzę zamkniętą bramę, którą postanawiam sforsować. Ostatnie, co pamiętam, to jak biorę rozpęd i koń doskakuje bramy, by przebić ją łbem...

 

Bardzo proszę o interpretację

 

Monika

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...