tesia100 Napisano 11 Lipca 2011 Udostępnij Napisano 11 Lipca 2011 Plac otoczony mnóstwem schodów wąskich-wysokich, szerokich-płaskich prowadzących również w głąb ziemi.Wracam po południu z pracy CZERWONĄ furgonetką.Wysiadam.Jestem na środku placu,stoję pośród ludzi na górze a auto po płaskich schodach wjeżdża na górę to którym przyjechałam,zawraca i z całym impetem rusza,wzbija się jak pocisk i spada w dół.Widzę jakieś rzeczy,które wypadły ale samochodu nie bo przysłania widok jakiś kawałek muru.Bez żadnych emocji wracam do domu ale nie mogę trafić.schodzę schodami do wnętrza tego placu takimi zimnymi surowymi jak w lochach i jestem w plątaninie jakiś piwnicznych knajpek(widzę beczki, lampki z winem,uśmiechniętych ludzi.Zawracam nad głową szklana kopuła ukazująca niebo a na niej kształt ciała tego kierowcy(krwi nie ma).Wchodzę po schodach i napotykam mego męża lezącego przy nich ze znajomym.Mają buteleczki z wódką mąż 50-kę a znajomy 25-kę.Ty jak zwykle musisz mieć większą.Te słowa wypowiedziałam do męża.Minęłam ich nie byłam zła.Niebo było jakby przed burzą słońce takie mocne przebijało się. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.