Śmierć bliskiej osoby

Byłam w małym pokoiku wypełnionym ludźmi. Pokój znajdował się na piętrze i posiadał duże okno. Na zewnątrz już była noc. Na ulicy ktoś został zastrzelony, nie widziałam tego, ale dobrze wiedziałam, że był to mój przyjaciel Z.

Następnie znalazłam się z tymi wszystkimi ludźmi w kapliczce, rozmawialiśmy o jego śmierci, o tym jak nam jest przykro. Jakaś kobieta, mówiła, że musi zachować wszystkie wiadomości od niego na pamiątkę. Do kaplicy weszła para młoda, nie wiem kim byli, widziałam jedynie tył białej sukni. Wtedy zaczęłam płakać i czułam ból, którego nawet nie umiem opisać.

Wybiegłam z płaczem stamtąd i znalazłam się na ulicy, gdzie jeszcze leżało ciało Z. Wszędzie było mokro, jak po deszczu. Jego ciało było obrysowane białą kredą. Chodziłam w okół niego i płakałam. Czułam się tak, jakby już nic nie pozostało w moim życiu, co nadawałoby mu sens. Jakby wraz z jego śmiercią odebrano mi cały świat. Wydaje mi się, że na tym ślubie miałam być z nim - jako para.

Następnie byłam w swoim rodzinnym domu, byli moi rodzice i pies. Rodzice nakłaniali mnie do zjedzenia czegokolwiek, ale ja byłam całkowicie rozerwana. Wyszłam z kuchni i znalazłam się w innej - kuchni mojej babci, gdzie również byli moi rodzice i psy. Siedziałam na takiej głębokiej leżance i psy co chwilę przychodziły do mnie i wciąż łaskotały mnie po stopach.

Potem znowu byłam w swoim pokoju, w rodzinnym domu i dzwoniłam do swojej przyjaciółki. Opowiedziałam jej wszystko, o jego śmierci i o tym jak bardzo mi go brakuje. Cały czas ogarniał mnie niewyobrażalny ból. Siedziałam sama w starym pokoju i patrzyłam się raz na telefon, raz na komputer i wiedziałam, że już nigdy nie dostanę od niego żadnej wiadomości. Byłam wtedy na granicach rozpaczy.

anyone? bardzo proszę o interpretację, ten sen nie daje mi spokoju

Dezin, edytuj proszę post i porozdzielaj go na akapity.

Tekst pisany jednym ciągiem bardzo źle się czyta.