znowu szlafrok, schody i las...

Dzisiaj miałam dwa sny...

Pierwszy

Wchodzę na klatkę i mówię do mężczyzny, który szedł ze mną, a którego dokładnie nie widziałam (raczej czarna postać lub w ciemnych kolorach) wynoś się stąd. Wchodzę po schodach na klatce w nowym bydynku na ostatnie piętro do swego mieszkanka. Weszłam tam pospałam troszkę i ogarnęło mnie uczucie, że muszę zejść na dół klatki. Nałożyłam pastelowy szlafroczek, mięciusi i milusi (nawet to czułam), i zeszłam. Gość tam stał nadal, zaprosiłam go do siebie, a on tylko powiedział "stałem całą noc i bałem się, że facet który wchodził poszedł do ciebie", "bałem się, że jak zapali się w twoim mieszkaniu światło to znak, że gość wszedł do twego mieszkania". Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam do niego głuptasek...i taka miłość mnie dopadła do tej osoby, że szok....

Druga część:

Jestem w lesie. Wiedziałam, że mi się tam nie podoba, ale tak będzie najlepiej. Las ciemny i nieciekawy.

Nagle zaczął padać deszczyk i na ciemnej polanie zalanej wodą zaczęły kwitnąć kwiatki...były takie piękne...

Raptem zjawiły się dzieci, chyba dwóch chłopców z reklamówkami, w których były zielone winogrona i ciastka herbatniki:), częstowali mnie i biegaliśmy oglądać kwiatki... było pięknie.

Z tego wszystkiego chciałam zrobić zdjęcie pięknej polany i wysłać swemu byłemu...ale pomyślałam, że on nie ma napewno ochoty dostać zdjęcia ode mnie...

Moja interpretacja: wchodzącpo schodach i do mieszkania osiągnę swój cel, ale po drodze zostawiam uczucia... po które i tak kiedyś wrócę...może się cofnę do osoby z którą kiedyś byłam?

Las to przykre sprawy z którymi jest mi źle, ale później sprawy szybciutko się zmienią i będzie tylko lepiej (kwiatki piękne), a dzieci... dla mnie zawsze wydaje się, że to radość.

Proszę o pomoc w interpretacji...