Skocz do zawartości

Czym jest ten rozwój duchowy - kij w mrowisko (lub granat w ezosławojkę)


Hrefna

Rekomendowane odpowiedzi

Celowo przerysowany, celowo brutalny, zamieszczam własny tekst powstały na podstawie obserwacji zachowań i wypowiedzi rozmaitych ezoteryków. Tak właśnie postrzegam to coś, nieokreślone a nazywane duchowym rozwojem, o czym tak wielu krzyczy i czym tak wielu się bezrefleksyjnie zachłystuje. Mam nadzieję, że wywiąże się ciekawa awanturka, którą z przyjemnością w milczeniu poobserwuję. Na tym polega przecież wrzucanie granatów do sławojek - po prostu rzuca się granat i obserwuje efekty, samemu się w efektach nie babrząc :P

 

Wnioski prowadzące do powstania niniejszego tekstu, wzięły się między innymi z obserwacji tutejszych, forumowych "rozwijających się" lub już "rozwiniętych" duchowo, "walczących z ego" i pokrewnych im przedstawicieli lokalnego folkloru...

 

Pisząc wczoraj o pokutujących w polskim sieciowym światku ezoterycznym kretynizmach zapomniałam o jednym z nich, podstawowym w gruncie rzeczy. O rozwoju duchowym. Nikt nie potrafi udzielić zrozumiałej odpowiedzi na to czym jest ów rozwój, jednak większość „prawdziwych ezoteryków” zgadza się co do tego, że jest pierwszym i podstawowym obowiązkiem każdego człowieka. Obowiązkiem ważniejszym niż wyżywienie rodziny i chronienie jej przed wszelkimi nieszczęściami. Ma chyba jakiś związek z pojęciem gatunku ludzkiego, przez ezoteryków zwanego raczej "ludzkim rodzajem", ponieważ większość z nich stwierdza, że więź czy też przynależność gatunkową stawia ponad więzami rodzinnymi lub rodowymi.

 

Spróbujmy zastanowić się, czym ów rozwój jest – skoro nikt nie potrafi go zdefiniować, wypadałoby postarać się o choćby opisową definicję. Nie ma wiele wspólnego z rozwojem psychofizycznym i emocjonalnym, niejednokrotnie może towarzyszyć fizycznemu uwstecznieniu. Rozwijać się duchowo może i ezoteryczny nerd, wstający sprzed komputera tylko w celu konsumpcji, defekacji, snu i aktów seksualnych. Obżerający się junk food – chipsami i batonikami, nie mieszczący swojego tyłka w stojącym przed monitorem fotelu. Byle tylko nikogo nie krzywdził. Zatem będąca podstawą jego wyżywienia junk food nie może zawierać elementów zwierzęcych. Jedzenie mięsa jest bowiem związane z krzywdzeniem braci naszych mniejszych.

 

Rozwijający się duchowo ezo-nerd ma dysk pełen zapiraconych, pozasysanych z różnych miejsc sieci pdf-ów autorstwa luminarzy światowej ezoteryki, takich jak Anthony de Mello, Osho, Joszua ben Josef (ale nie ten historyczny, tylko ewangeliczny) czy Paulo Coelho. I wielu, wieeelu innych, mających tę cechę wspólną, że wszelkie ich teorie urągają zdrowemu rozumowi. Czyli autorów lub postaci literackich opisujących szeroko pojętą duchowość w wersji łatwo przyswajalnej i nie wymagającej szczególnej (gwoli prawdy – zwykle żadnej) refleksji papki. Wygląda bowiem na to, że rozwój duchowy wiąże się z wyłączeniem zdolności do jakiegokolwiek samodzielnego osądu i przyjęciem za swoje prawd objawionych przez tych, którzy rozwinęli się wcześniej lub bardziej. Ich – lub czerpiące z ich dorobku – wypowiedzi, zamieszcza na rozmaitych forach, podpisując je własnym nickiem, bądź też bezrefleksyjnie powtarza ich teorie własnymi słowami, wcinając się nimi w każdą możliwą dyskusję. Na pytanie, czemu uważa tak, nie inaczej, zwykle nie znajduje odpowiedzi. Albo podaje kolejny powszechnie znany cytat i każe się nad nim zastanowić. Nie tylko dysk ma pełen „odpowiednich” publikacji, ale i połączenia nerwowe w jego mózgu zostały zastąpione wyrwanymi z kontekstu i wyrywkowo przyswojonymi tych dzieł cytatami.

 

Siedliskiem emocji osoby rozwijającej się duchowo nie jest mózg, a serce, które zdaje się pełnić u takich ludzi zupełnie inną niż fizjologicznie przypisana rolę. Nie jest pompą ssąco-tłoczącą, utrzymującą krążenie krwi i sprzyjającą wymianie gazowej, jest czymś, czym się „myśli” (choć chyba z procesem myślenia niewiele ma to wspólnego), odczuwa, rozumuje i przeżywa, jakimś całkowicie tajemniczym organem, postrzeganym na poziomie kompletnie niezdrowej i nienaturalnej abstrakcji. Emocje rozwijającej się duchowo osoby nie mają żadnego związku z hormonami i neuroprzekaźnikami, taka osoba na wyższym stopniu rozwoju zapewne wcale tych ostatnich nie produkuje. Prawdopodobnie na wyższych stopniach duchowego rozwoju radośnie nadstawi gardło atakującemu ją bandziorowi z nożem, prosząc by poderżnął je w tak brutalny sposób, jaki całkowicie zaspokoi jego potrzeby. Bo potrzeby innych rzecz jasna są znacznie ważniejsze od potrzeb samego rozwijającego się.

 

Rozwój duchowy nie pozwala na ocenę prezentowanych przez aktywnie poddającego się temu procesowi osobnika treści – każda próba oceny wypowiedzi i poglądów rozwijającego się bądź już rozwiniętego rozmówcy prowadzi do wykładu na temat tolerancji (która to tolerancja, w jej wersji ezoterycznej niewiele ma wspólnego ze słownikową definicją tego słowa, więcej natomiast z akceptacją, i to bezwarunkową) i do podania odpowiedniego cytatu zabraniającego oceniania innych. Pozwala za to brutalnie negatywnie oceniać i krytykować postawę i wypowiedzi każdej osoby, której zdanie jest sprzeczne z prezentowanym przez samego delikwenta, zwykle w postaci argumentów ad personam, bo zazwyczaj tych merytorycznych brak.

 

Nikt nie może być lepszy niż rozwijający się duchowo egzemplarz. W żadnej dziedzinie. Mieć szerszej wiedzy, więcej rozumieć, lepiej znać mechanizmy funkcjonowania rzeczywistości. Przede wszystkim nie może w życiu opierać się na doświadczeniu i rozsądku, bo oba te źródła (czy też obie metody) poznania są dla rozwijającego się duchowo niskie, niewłaściwe i szkodliwe. Wysokie, właściwe i nieszkodliwe a rozwijające jest jedynie to, co kiedyś napisali inni, uznawani za autorytety. Za to on sam jest lepszy od każdego, kto ma od niego inne zdanie i wyraźnie, na każdym kroku daje to do zrozumienia wszystkim, których to interesuje, a i takim, których nic to nie obchodzi.

 

Rozwijający się osobnik musi wierzyć w oksymoron będący osobowym absolutem. Wierzy też w pośmiertną nagrodę lub karę, związaną nie tylko ze sposobem, w jaki w życiu postępuje, ale i z wszelkimi intencjami owego postępowania. W kwestii tej kary zdania są podzielone – jedni uznają, że życie jest jedno, a po nim trafia się w miejsce zależne od owych intencji (ważniejszych w gruncie rzeczy od czynów), inni, że intencjami i postępkami tworzy się coś zwanego „karmą” (ale bliższego raczej pokarmowi dla zwierząt niż hinduskiemu prawu Karmana), którą będzie się z sobą ciągnąć w kole (znów przyswojonej z hinduizmu, a przejętej przez buddyzm, natomiast ezoterycznie kompletnie wypaczonej) samsary, która z prawami samsary nie ma nic zupełnie wspólnego. I zapewne odradzać się aż do skutku, który przy takim pojmowaniu rozwoju nieuchronnie wiązać się musi z samounicestwieniem. W zasadzie zatem popełnia mentalne samobójstwo, rozłożone na liczne wcielenia, o ile w nie wierzy... Zwykle również wierzy w magię, ale taką niewymagającą żadnych działań i niepowodującą żadnych zmian w rzeczywistości, taką, która po prostu jest i przenika wszystko. Ma otwarte i czyste wszystkie siedem czakr, nic nie zaburza przepływu w nich energii, jednak nie potrafi odpowiedzieć, o jaką energię chodzi i co ten przepływ ma powodować.

 

Podstawą rozwoju duchowego jest także wyłączenie niepożądanych elementów osobowości, jak Cień czy Ego i wymaganie ich wyłączenia od innych. Nieistotne, że prowadzi to do zaburzenia naturalnej równowagi, gdzie są jasne strony, muszą być i ciemne, inaczej cały system legnie w gruzach. Być może zatem rozwój duchowy jest po prostu trwałym owej równowagi zaburzeniem, które musi prowadzić do kompletnego socjalnego nieprzystosowania, a w krańcowych wypadkach do charakteropatii lub paranoidalnej schizofrenii. I może w gruncie rzeczy taki jest jego cel? Lub jest to wynik działania Natury – ezoteryczne oderwanie od rzeczywistości jest być może kolejnym objawem uwstecznienia gatunku – zatem prowadzi do ograniczenia jego liczebności i naprawy naturalnej, zaburzonej przez ten gatunek równowagi – jest kolejnym krokiem do zagłady ludzkości? Choć oczywiście osoba rozwinięta nigdy tego nie przyzna, uzna, że cały otaczający ją świat jest chory, ona jedna zaś błyszczy blaskiem prawdziwego i pełnego oświecenia…

 

A tu jeszcze cytat z wypowiedzi jednego z odwiedzających miejsce pierwotnej publikacji powyższego tekstu:

 

ten rozwój, to taka operacja na mózgu wykonywana w szopie przy pomocy skrzynki majsterkowicza . W dodatku osoba, która operuje wie jedynie, że mózg leży w czaszce i ma dwie półkule ;]

Skutek takiej operacji jest raczej dość oczywisty - stąd cała masa przypadków osób, które tak się wspanale rozwijały duchowo, że wylądowały w szpitalu bez klamek.

 

Ezoteryka często ma postać moheryzmu - z jednej strony pis i loff i wzniosłe pierdoły, a z drugiej totalny brak przełożenia na życie codzienne. Hipokryzja leje się strumieniami, razem z głupotą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z pewnymi rzeczami można się zgodzić, z pewnymi nie. Jak sam autor stwierdza, jego ocena podyktowana jest obserwacją osób zajmujących się rozwojem duchowy, często subiektywna i z pewnością nieobiektywna, gdyż jak to często bywa zjawiska mają swoje dobre i złe cechy, a tutaj jedna z stron została całkowicie wyeliminowana.

 

Skoro wykonałem tak dobry zabieg na swoim umyśle mając tylko skrzynkę z narzędziami oraz wiedzę, że mózg posiada dwie półkule, to już spoglądam w przyszłość z optymizmem, bo mam zamiar przeprowadzić jeszcze spornaście zabiegów.

 

Co do zagrożeń, sam tutaj na forum wskazywałem na zagrożenia duchowego rozwoju, jak to mówią "pechowiec to i palca w pupie złamie", "kupa, to i w puchu zmarznie".

 

p.s coś się nie potrafię wcisnąć w ramy Twojego szkicu popaprańca duchowego, musisz rozszerzyć asortyment.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro wykonałem tak dobry zabieg na swoim umyśle mając tylko skrzynkę z narzędziami oraz wiedzę, że mózg posiada dwie półkule, to już spoglądam w przyszłość z optymizmem, bo mam zamiar przeprowadzić jeszcze spornaście zabiegów.

 

Kwestia oceny.

 

Co do samego terminu - jak cala reszta innych terminów tego typu przedefiniował się nieco ostatnimi czasy. W czasach Dion Fortune i "pierwszego New Age" (nazwijmy to tak) celem rozwoju było po prostu szybsze przeskoczenie szczebli na drabinie z wcieleniami i karmą. Dzisiaj w zasadzie nie wiadomo co te dwa słowa w zasadzie znaczą. W momencie gdy czytam, że chodzi o to, żeby być lepszym człowiekiem i tak dalej mam wrażenie, że głównym celem jest szukanie prawdy we frazesach, w których owej prawdy w ogóle nie ma.

 

Zresztą "rozwój duchowy" sugeruje, że wyjmuje sie duchowość z pewnej całości i koncentruje się właśnie na jej rozwoju. Wiele osób zaniedbuje inne elementy - powstaje karykatura niezaradna życiowo bredząca dziwne rzeczy wokoło.

 

Duchowość musi być zintegrowana z resztą i rozwijana w pewnej całości - trzeba się po prostu zająć własnym życiem, zdobyć się od czasu do czasu na jakieś przemyślenia i refleksje. Będzie to bardziej rozwijające niż czytanie Coelho i jemu podobnych. Wielu z nich pisze o tym jak nie robiąc totalnie nic mieć poczucie, że robi się coś dla siebie i świata.

 

Mój znajomy twierdzi, że rozwój duchowy to taki booster dla byznesmenów, gospodyń domowych i innych osób zmęczonych życiem - pompuje im ego i pozwala wierzyć, ze jest się lepszym człowiekiem niż w rzeczywistości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie każdemu należy się szacunek, na szacunek należy sobie zapracować. Przynależność do gatunku homo sapiens nie jest wartością samą w sobie, niejednokrotnie przedstawiciele tego gatunki dawali przykłady totalnej głupoty i bezmyślnego okrucieństwa, co jest dla mnie wystarczającym powodem, by nie obdarzać ich szacunkiem "z góry". Moje poglądy nie mają nic wspólnego z poziomem inteligencji, wykształceniem, zawodem wykonywanym i wyuczonym, poglądami, orientacją seksualną itd.

i niewykluczone, że babcię klozetową obdarzę większym szacunkiem, niż profesora zwyczajnego prestiżowej uczelni.

A wracając do tematu - rzadko trafia się takie nagromadzenie absurdu, jakie ma miejsce pod pojęciem "rozwój duchowy", wrzucić można tu wszystko, od Paulo Coelho po scjentologię. Zastanawiające jest natomiast, że osoby rozwijające się duchowo, nie potrafią jasno i rzeczowo wytłumaczyć, jak i dlaczego, chcą owego ducha rozwijać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wg mnie "rozwój duchowy" to tylko pewna ideologia, często kojarzona z New Age. Ale nie zawsze, czasem o rozwoju duchowym mówią katolicy, czasem okultyści coś napominają o ideałach duchowego rozwoju. Ale. Jest to pewna ideologia i jak każda ideologia zawiera się głównie w słowach, ideach, koncepcjach a nie w działaniu.

 

Nie przekonuje mnie rozwój duchowy w okultyzmie (tylko, że okultyści to raczej nazywają "samodoskonaleniem" albo inaczej), bo np. okultysta choćby byłby życiowym nieudacznikiem i szaraczkiem, to będzie się kreował w sieci na nadczłowieka, wielkiego satanistę, maga, indywidualistę itp.

 

Nie przekonuje mnie rozwój duchowy w chrześcijaństwie, ponieważ jest on oparty m.in. na wstrzemięźliwości seksualnej, fanatyzmie religijnym i wypełnianiu nakazów religijnych. Tu w sumie jest do zniesienia, jeśli ktoś to praktykuje sam dla siebie. Ale chrześcijanie często się mieszają tam gdzie nie powinni i w rezultacie szkodzą społeczeństwu, więc jest to rozwój duchowy kosztem społeczeństwa (pieprzenie o szkodliwości satanizmu, pornografii, odmiennych orientacji seksualnych, czy nietolerancja wobec religii wschodnich albo upatrywanie zła w Harrym Potterze - czyli innymi słowy katolik może się rozwijać duchowo na Mszy Św. ale jednocześnie szerzy hejting po wyjściu z kościoła).

 

Tak jak wreszcie nie przekonuje mnie rozwój duchowy w New Age, ponieważ jest to tak przesłodzone, że aż nierealistyczne. Biorąc pod uwagę deklarację niu-ejdżowców (miłość do wszystkich, brak egoizmu, altruizm, rozwój ludzkości, dążenie do świadomości kosmicznej, oświecenia, aktywowania 3 oka itp. itd.) a patrząc na to, czym faktycznie to jest - widać pewną przepaść. Tzn. stanowczo WIĘCEJ się MÓWI o rozwoju NIŻ się PRAKTYKUJE. Dlatego ciężko w sumie cokolwiek powiedzieć o rozwoju duchowym w wersji New Age, skoro on nie polega na działaniu, tylko na samym mówieniu/pisaniu/myśleniu o tym, że się człowiek rozwija czy na tym, że komuś 3 oko otwiera i ktoś się tym jara.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiające jest natomiast, że osoby rozwijające się duchowo, nie potrafią jasno i rzeczowo wytłumaczyć, jak i dlaczego, chcą owego ducha rozwijać.

 

 

Z kim, jeżeli można wiedzieć, wymieniałaś poglądy na temat praktyki, możliwe, że pierwsze Twoje spotkanie to 15 chłopak, szukający ucieczki od życia, lewitacji, ?oobe?, magii i innych cudów na kiju i od tamtej pory patrzysz nań z góry. Trudno znaleźć coś sensownego w tej wymianie myśli, skoro grupa hydraulików rozprawia nad tym, dlaczego serducho czasem nawala i wcale nie jest moim celem deprecjacja czyjejś wiedzy, bo wiedza wielu osób jest na wysokim poziomie, a także sposób jej wykorzystywania, ale sama praktyka duchowa bazuje na wglądach, inaczej doświadczeniach, a nie podbijaniu kolejnych szczebelków "mola książkowego". Wymawiacie różnych mistyków, jak np. osho, którzy napisali wiele książek, które jednym się przydadzą,a drugi będą całkowicie bezużyteczne, napiętnowane i oplute, ale prawie każdy z tych ludzi wymawiał ważne zdanie- "Nie wierz na słowo tylko sprawdzaj sam"!

 

Co do korzyści, opieram sie na własnych, dopiero trzy letnich choć intensywnych praktykach. Dzięki praktyce wyrzuciłem ze swojego słownika słowa "Nie dam rady", "Nie zasługuję", "Jestem gorszy", "Nie do zrealizowani" ogromny wzrost poczucia własnej wartości, osiągnąłem w tym czasie bardzo duży rozwój emocjonalny w stosunku do poprzednich lat, ogromny wzrost intuicji, wyobraźni, inspiracji, zwiększenie dystansu do siebie i świata, a co z tym idzie redukcja stresu, wim co chce i jak to zdobyć zdecydowanie mniejszym nakładem sił, supermenem jeszcze nie jestem, ale to kwestia kilku lat.

A odpowidź na pytanie "po co" jest banalna prosta - po to żeby byc szczesliwym.

 

Najśmieszniejsze są jednak wasze zarzuty i żonglowanie takim terminami, jak New Age, czy ?Scjentologia? z którymi wiekszość , o zgrozo "duchowców" ma niewiele wspólnego, a co dobitnie wskazuje, ze macie taką wiedze na temat praktyki, jaką podsunie wam jakies kolorowe czasopismo lub dziecko, które potrafi lewitowac i (sam sie spotkałem z takim zjawiskiem) materializuje dolary.

 

A tą klawiature zaraz rozp#@$^^&*ęł ęł w pył.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość beneton123

To może ja spróbuję...

Jak chyba zauważyliście, Homo Sapiens jest jedynym gatunkiem na ziemi, który natura (Bóg? Jeszcze coś innego?) wyposażyła w dwa poziomy decyzyjne (pozostałe gatunki maja tylko jeden - instynkty). Jeśli tak natura zrobiła, to chyba nie bez powodu...

Człowiek ma dwa poziomy - instynkty (odziedziczone w procesie ewolucyjnym po zwierzętach) i poziom rozumu i wolnej woli, może również działać z poziomu miłości (poprzez słowo miłość rozumiem ewidentną niezdolność do wyrządzania w sposób świadomy komukolwiek i czemukolwiek krzywdy, głęboką potrzebę pomagania innym oraz poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa).

Rozwój duchowy polega zatem na stopniowym wyłączaniu instynktów oraz przyjmowaniu impulsów i komunikatów ze świata zewnętrznego a także podejmowaniu decyzji z poziomu miłości posługując się przy tym rozumem i wolną wolą aż do całkowitego wyłączenia instynktów. Jedyną zasadą na tej drodze jest zasada: Nigdy nikomu i niczemu, w tym samemu sobie nie wyrządzaj krzywdy.

Do bólu proste, prawda?

Ano proste...

Weźcie, proszę, pod uwagę, że rozwój duchowy nie zaczął się wczoraj i nie skończy się jutro. Rozpoczął się w momencie, gdy na Ziemi pojawił się pierwszy człowiek i trwać będzie dotąd, aż ostatni człowiek nie zakończy tej ścieżki bądź przestanie istnieć nasz gatunek a prawa i zasady na tej drodze obowiązujące na przestrzeni istnienia gatunku Homo Sapiens do każdego człowieka żyjącego na Ziemi muszą pasować, więc nie może być ich wiele i muszą być jak najprostsze.

A że ludzie kochają sobie wszystko na maxa skomplikować to już zupełnie inna sprawa (paniczny lęk przed brakiem informacji płynący z ciałka migdałkowatego i instynktu samozachowawczego nakazuje lukę informacyjną zapełniać substytutem czyli informacjami wymyślonymi, tworzonymi na potrzeby chwili a to twory mocno niedoskonałe więc przekłamań i komplikacji jak pcheł:))).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ps. Szczerze mówiąc dziwię się, że krytykujesz osobę, której treści kopiujesz na własne forum...w dodatku bez podania źródła.

 

Nie osobę, tylko treść postu osoby. Nie znoszę poniżania ludzi i obrażania kobiet, nazywając je kurami domowymi, o obnizonym IQ

A 2- nie mogę się odnieść do postów, ponieważ zostały skasowane a ja powtórnie obrażona o coś, co zrobiłam niechcący wieki temu. Wkleiłam część postu Seida, nie mogąc go podpisać, z wiadomych tylko jemu powodów.Zostałam za to już 55 razy pomszczona i nadal mi się to wypomina. Chyba będę 20 lat w grobie a Seid jeszcze będzie to przeżywał. P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najśmieszniejsze są jednak wasze zarzuty i żonglowanie takim terminami, jak New Age, czy ?Scjentologia? z którymi wiekszość , o zgrozo "duchowców" ma niewiele wspólnego,

Ale New Age to szerokie pojęcie i często jest używane na ogólne określenie współczesnej mix-ezoteryki, czyli takiej trochę zupy, do której ezoterycy wrzucają wszystko i mieszają kompletnie wszystko ze sobą na zasadzie postmodernizmu.

 

Jeśli proponujesz inną, bardziej ścisłą definicję tego czym jest New Age a co nim nie jest, to napisz ją na forum.

 

może również działać z poziomu miłości (poprzez słowo miłość rozumiem ewidentną niezdolność do wyrządzania w sposób świadomy komukolwiek i czemukolwiek krzywdy, głęboką potrzebę pomagania innym oraz poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa).

nie da się tak żyć. Jedzenie mięsa = krzywdzenie zwierząt. Wycinanie lasu = niszczenie przyrody. Albo np. praca, studia: jeśli ja dostanę pracę, to nie dostanie jej kto inny, więc też jest to pewne krzywdzenie. Jeśli ja się dostanę na studia to dla innego miejsca już nie będzie... krzywdzimy cały czas.

 

w sposób świadomy

cóż. Moim zdaniem świadomość polega na samym uświadamianiu sobie czegoś, w tym wypadku faktu krzywdzenia; a nie na tym np. że to krzywdzenie miałoby być celowe. No a jak nie chowasz głowy w piasek to widzisz, że w sumie nie da się całkowicie nie krzywdzić niczego i nikogo, nawet jeśli na poziomie intencji chcesz nie krzywdzić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie osobę, tylko treść postu osoby. Nie znoszę poniżania ludzi i obrażania kobiet, nazywając je kurami domowymi, o obnizonym IQ

A 2- nie mogę się odnieść do postów, ponieważ zostały skasowane a ja powtórnie obrażona o coś, co zrobiłam niechcący wieki temu. Wkleiłam część postu Seida, nie mogąc go podpisać, z wiadomych tylko jemu powodów.Zostałam za to już 55 razy pomszczona i nadal mi się to wypomina. Chyba będę 20 lat w grobie a Seid jeszcze będzie to przeżywał. P

 

Tym oto pięknym akcentem zakończył się offtop. Proszę o kontynuację tylko i wyłącznie na temat związany z wątkiem : )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z kim, jeżeli można wiedzieć, wymieniałaś poglądy na temat praktyki, możliwe, że pierwsze Twoje spotkanie to 15 chłopak, szukający ucieczki od życia, lewitacji, ?oobe?, magii i innych cudów na kiju i od tamtej pory patrzysz nań z góry. Trudno znaleźć coś sensownego w tej wymianie myśli, skoro grupa hydraulików rozprawia nad tym, dlaczego serducho czasem nawala i wcale nie jest moim celem deprecjacja czyjejś wiedzy, bo wiedza wielu osób jest na wysokim poziomie, a także sposób jej wykorzystywania, ale sama praktyka duchowa bazuje na wglądach, inaczej doświadczeniach, a nie podbijaniu kolejnych szczebelków "mola książkowego". Wymawiacie różnych mistyków, jak np. osho, którzy napisali wiele książek, które jednym się przydadzą,a drugi będą całkowicie bezużyteczne, napiętnowane i oplute, ale prawie każdy z tych ludzi wymawiał ważne zdanie- "Nie wierz na słowo tylko sprawdzaj sam"!

 

Co do korzyści, opieram sie na własnych, dopiero trzy letnich choć intensywnych praktykach. Dzięki praktyce wyrzuciłem ze swojego słownika słowa "Nie dam rady", "Nie zasługuję", "Jestem gorszy", "Nie do zrealizowani" ogromny wzrost poczucia własnej wartości, osiągnąłem w tym czasie bardzo duży rozwój emocjonalny w stosunku do poprzednich lat, ogromny wzrost intuicji, wyobraźni, inspiracji, zwiększenie dystansu do siebie i świata, a co z tym idzie redukcja stresu, wim co chce i jak to zdobyć zdecydowanie mniejszym nakładem sił, supermenem jeszcze nie jestem, ale to kwestia kilku lat.

A odpowidź na pytanie "po co" jest banalna prosta - po to żeby byc szczesliwym.

 

Najśmieszniejsze są jednak wasze zarzuty i żonglowanie takim terminami, jak New Age, czy ?Scjentologia? z którymi wiekszość , o zgrozo "duchowców" ma niewiele wspólnego, a co dobitnie wskazuje, ze macie taką wiedze na temat praktyki, jaką podsunie wam jakies kolorowe czasopismo lub dziecko, które potrafi lewitowac i (sam sie spotkałem z takim zjawiskiem) materializuje dolary.

 

A tą klawiature zaraz rozp#@$^^&*ęł ęł w pył.

 

A cóż ci zawinił 15-latek? Swego czasu na tym forum toczyła się ciekawa dyskusja na temat dojrzałości, i czasami 15-latek potrafi być dużo bardziej dojrzały, niż ktoś dorosły i siwowłosy. Moje obserwacje nie dotyczą nastolatków, tylko ludzi 30, 40, 50-letnich, dla których "rozwój duchowy" jest alternatywą realnego życia. Nie patrzę też z góry, ani na tego nieszczęsnego, nieradzącego sobie w życiu nastolatka, ani na moich rozwijających się duchowo znajomych, bo patrzenie z góry zakłada poczucie bycia lepszym, a ja lepsza się od nikogo nie czuję.

Miło, że udało Ci się odbudować poczucie własnej wartości, ale jaki związek ma wiara w siebie z rozwojem duchowym? Poza tym, czy pragnienie stania się supermenem nie jest czasem przejawem cienia i ego, które za pomocą rozwoju duchowego ma zostać zwalczone? Jeżeli mówimy o scjentologii, to jej głównym filarem jest rozwój duchowy właśnie. Tylko ci najbardziej rozwinięci mają szansę na "niebo".

 

Beneton - najbardziej kontroluje swoje popędy osoby, jakie dane było mi poznać, kierowały się żelazną i chłodną logiką, jeżeli mogłabym podejrzewać je o jakiekolwiek uczucia to na pewno nie była to miłość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może ja spróbuję...

Jak chyba zauważyliście, Homo Sapiens jest jedynym gatunkiem na ziemi, który natura (Bóg? Jeszcze coś innego?) wyposażyła w dwa poziomy decyzyjne (pozostałe gatunki maja tylko jeden - instynkty). Jeśli tak natura zrobiła, to chyba nie bez powodu...

Człowiek ma dwa poziomy - instynkty (odziedziczone w procesie ewolucyjnym po zwierzętach) i poziom rozumu i wolnej woli, może również działać z poziomu miłości (poprzez słowo miłość rozumiem ewidentną niezdolność do wyrządzania w sposób świadomy komukolwiek i czemukolwiek krzywdy, głęboką potrzebę pomagania innym oraz poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa).

 

Myślę, że cała ta koncepcja "rozwoju duchowego" wprowadza w dość poważny błąd. Przede wszystkim czynienie siebie bardziej empatycznym, kochającym etc. nie ma nic wspólnego z duchowością z założenia. Można być ateistą i robić to samo. Bez modlitw, medytacji, magii itp. Bo to jedynie kształtowanie swoich odczuć i zachowań poprzez samodyscyplinę. To, że w paru kulturach powiązano to z duchowością, nie czyni jeszcze z tego zasady.

Bo duchowość tak naprawdę nie jest ani dobra, ani zła. Mało mamy dowodów? Takie np. wiejskie babki parające się tylko klątwami. Uczyła się taka od małego rzucania klątw, rozwijała moc magiczną, aż dochodziła do poziomu, w którym mogła załatwić kogo chciała. Czy rozwijała przez ten czas swoją "część duchową", magiczną? Jak najbardziej. Mało tego, jej poziom rozwoju duchowego może być zawstydzający dla wszelkiej maści ezomagów rozsiewających miłość magią kolorowych świeczuszek. Bo jeżeli termin rozwój duchowy ma być w ogóle sensowny to powinien odnosić się do sfery ducha, a nie do procesu zamieniania się w kochającego wszystkich, puszystego króliczka.

A świat ducha nie jest ani dobry, ani zły. Bogowie bywają gniewliwi, żądni ofiar z ludzi. Inni jak Jezusek kochają wszystkich, tylko tych, którzy nie czczą ich na kolanach męczą przez wieczność w Piekle. Religie tez nie są śnieżnobiałe.

 

Rozwój duchowy polega zatem na stopniowym wyłączaniu instynktów oraz przyjmowaniu impulsów i komunikatów ze świata zewnętrznego a także podejmowaniu decyzji z poziomu miłości posługując się przy tym rozumem i wolną wolą aż do całkowitego wyłączenia instynktów. Jedyną zasadą na tej drodze jest zasada: Nigdy nikomu i niczemu, w tym samemu sobie nie wyrządzaj krzywdy.

Do bólu proste, prawda?

Ano proste...

 

Proste i naiwne. Problem w tym, że rzeczywistość(także ta duchowa) prosta i naiwna nie jest. Tak naprawdę wszystkie religie, systemy moralne są oparte na jednym. Na kłamstwie. No ewentualnie na kłamstwie z domieszką hipokryzji.

Weźmy sobie taki przykład. Jeżeli zaoram pole by wyhodować sobie wege-jedzenie nikt mnie do paki nie posadzi. Jeżeli zabiję sąsiada owszem. Pytanie tylko dlaczego? Dlaczego mogę pługiem zmiażdżyć wiele istnień(także tych czujących ból jak krety), a nie mogę zlikwidować jednego? Taki krecik będzie leżał godzinami z flakami na wierzchu i konał w cierpieniach, a sąsiada mógłbym przecież uśpić i bezboleśnie odrąbać mu głowę. Co ciekawe zdaniem ezooświeconych, buddystów i hinduistów, uprawa wege jedzenia kosztem cierpienia istot żywych karmy mi nie pobrudzi. Ale szybkie zabicie sąsiada, albo krowy, ew. świnki już tak.

Wszystko dlatego, że owe systemy etyczne oparte są po prostu na kłamstwie i hipokryzji. To one je utrzymują i pomagają spełnić najważniejszy cel wszelkich religii i systemów moralnych - konkretne ukierunkowanie myślenia i zachowania ludzi na wybrane tory. Bo w końcu jak pierwsze religie powstawały. Siadał sobie szaman, rzeźbił posążek i mówił: "Oto jest wasz Bóg - Stwórca. Ma głowę konia, ogon węża i skrzydła. Nakazuje wam żyć w pokoju i miłości. Zakazuje wam zabijać się nawzajem. Ale możecie zabijać inne plemiona. Za to po śmierci, traficie do miłego miejsca, jako szlachetni wojownicy". Ludzie wierzyli, działali jak im kodeks moralny i religijny nakazywał. Bojąc się gniewu bożka i mając nadzieję na nagrodę po śmierci. Czyli doskonale wypełniali zamysł szamana - wzmocnienie społeczności przez likwidację konfliktów w jej obrębie i wykończenie społeczności konkurencyjnych. Bo czym sa moralność i religie jeśli nie wymysłem kogoś, kto chciał kierować ludzkimi umysłami? Tak samo doskonale wypełniają zamysły twórców New Age(skupionych w takich politycznych agendach jak Lucis Trust) ezoterycy. Ochoczo zmieniają się w puszyste króliczki, bojąc się karmy, pobrudzenia czakr i mając nadzieję na jakieś oświecenie. To, że ich ideologia jest kłamstwem i hipokryzją nie przeszkadza im. Będą kochać wszystko i jeść wege-żarcie, nie przejmując się krecikiem czy innym żyjątkiem. Będą żyć ułudą niekrzywdzenia innych i jednocześnie wizualizować sobie nową pracę, aby nie dostał jej kto inny i tym samym poniósł szkodę. Afirmować na nowy związek, nie przejmując się tym, że spowodować to może rozpad innego związku, aby oni mogli zaspokoić swoje pragnienia. Bo przecież świat to nie worek bez dna.Nie przyleci Jezusek i nie dorzuci paru kobiet i mężczyzn, paru stanowisk pracy, ani nie dodrukuje banknotów. Nawet jeśli ezoteryk uroi sobie, ze tak będzie i wszystko odbędzie się zgodnie z jakimś wydumanym "najwyższym dobrem" wszystkich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A cóż ci zawinił 15-latek? Swego czasu na tym forum toczyła się ciekawa dyskusja na temat dojrzałości, i czasami 15-latek potrafi być dużo bardziej dojrzały, niż ktoś dorosły i siwowłosy. Moje obserwacje nie dotyczą nastolatków, tylko ludzi 30, 40, 50-letnich, dla których "rozwój duchowy" jest alternatywą realnego życia. Nie patrzę też z góry, ani na tego nieszczęsnego, nieradzącego sobie w życiu nastolatka, ani na moich rozwijających się duchowo znajomych, bo patrzenie z góry zakłada poczucie bycia lepszym, a ja lepsza się od nikogo nie czuję.

Miło, że udało Ci się odbudować poczucie własnej wartości, ale jaki związek ma wiara w siebie z rozwojem duchowym? Poza tym, czy pragnienie stania się supermenem nie jest czasem przejawem cienia i ego, które za pomocą rozwoju duchowego ma zostać zwalczone? Jeżeli mówimy o scjentologii, to jej głównym filarem jest rozwój duchowy właśnie. Tylko ci najbardziej rozwinięci mają szansę na "niebo"..

 

Jeżeli chodzi o twoich znajomych, którzy nie potrafią wskazać w sposób rzeczowy korzyści płynących z praktyki, to ja na twoim miejscu zasugerowałbym im zaprzestanie praktyki, po co marnować czas na coś, co nie przynosi pożytku.

 

To jest pewność własnego miejsca na tym świecie, unia z duchem, jego ciągła obecność, pewność która nie potrzebuje wiary, ona wie.

Supermen, to był taki niewinny sarkazm, w momencie gdy to pisałem, uświadomiłem sobie, że jestem bardzo skromny. Co do ego, to żadne ego nie musi być zwalczone, takie podejście, to prawie pewne miejsce na oddziale psychiatrycznym, chodzi bardziej o zrozumienie mechanizmów rządzących małym umysłem, a dzięki temu możliwość jego transformacji w taki sposób, aby dawał tobie radość istnienia, a radosny umysł nie depcze innych( dlatego w tym roku idę na studia medyczne), co nie oznacza, że w skrajnych przypadkach nie mogę wyciągnąć kałasza i oddać kilka strzałów ostrzegawczych.

 

Nie interesuje mnie żadna kontrkultura, stawiam na rozwój z wykorzystaniem własnego umysł w sposób praktyczny, a nie przywalanie na to, by ktoś inny myślał za mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale New Age to szerokie pojęcie i często jest używane na ogólne określenie współczesnej mix-ezoteryki, czyli takiej trochę zupy, do której ezoterycy wrzucają wszystko i mieszają kompletnie wszystko ze sobą na zasadzie postmodernizmu.

 

Pojęcie po prostu zmieniło swoje znaczenie, bo zaczęło być używane w nieco innym kontekście.

 

Ten klasyczny New Age, że się tak wyrażę, bazował na pracach Bławatskiej i jej kontynuatorki Alice Bailey. Miał wpływ na wiele znanych osób tamtych czasów i jeśli dobrze poszukać to te idee znajdzie się i u Crowleya i Dion Fortune dajmy na to.

Ogólnie rzecz biorąc chodzi o to, że nadchodzi Nowa Era. To co ją zwiastuje znajduje się w licznych wiarach i kulturach stąd pomysł łączenia tego wszystkiego, żeby te znaki znaleźć. Oprócz tego wszyscy mają być jednością i wszystkie te praktyki są po to, żeby tą jedność poczuć.

 

Co więcej pierwotnie New Age zakładał panteizm, a więc poniekąd negację Boga jako istoty rozumnej.

 

Obecnie termin New Age oznacza raczej negatywne określenie różnej maści filozofii i praktyk, które opierają się na radosnym i bezrozumnym nieco mieszaniem wszystkiego ze sobą. Po prostu ludzie zaczęli łączyć chrześcijaństwo z elementami filozofii Wschodu i nie wiadomo czym jeszcze oddalając się znacznie od pierwotnego znaczenia terminu New Age. Jego założenia gdzieś tam się zgubiły po drodze, stąd wiele osób określających się jako osoby Nowej Ery mówi o Bogu osobowym (takim na kształt chrześcijańskiego) i różnych innych rzeczach uznawanych za cokolwiek dziwne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co więcej pierwotnie New Age zakładał panteizm, a więc poniekąd negację Boga jako istoty rozumnej.

 

Z tym panteizmem to też nie do końca prawda. Co prawda wierzyli w bezosobowego Boga, będącego wszystkim i we wszystkim, ale też w istoty osobowe. Wszak New Age Bławatskiej i Bailey był oparty na ideologii lucyferiańskiej. To Lucyfer miał być u nich źródłem oświecenia, dobroczyńcą ludzi. Miał tez charakter osobowy. Uczeń Bławatskiej - Rudolph Steiner(twórca antropozofii) twierdził nawet, ze to Szatan stworzył religie wschodu. Dlatego tak wiele stamtąd czerpano. Alice Bailey twierdziła też, że rozmawia regularnie z demonem, który jest źródłem przedstawianej przez nią wiedzy. Więc nie wiem czy to czysty panteizm.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tym niemniej: "Obecnie termin New Age oznacza raczej negatywne określenie różnej maści filozofii i praktyk, które opierają się na radosnym i bezrozumnym nieco mieszaniem wszystkiego ze sobą."

 

Bo w sumie jak inaczej nazwać podejście dominujące obecnie na forach ezoterycznych?

 

Owszem, można powiedzieć "ezoteryka", ale też nie do końca. Tematyka ezoteryczna jest dość szeroka, ale to nie o tematykę tu chodzi tylko o kwestię podejścia. Radosny eklektyzm, skrajna westernizacja (chodzi mi o pożyczanie sobie elementów np. z buddyzmu i rozumienie ich w typowo zachodni sposób, zamiast próbując zrozumieć paradygmat buddyjski), ignorowanie różnic między religiami/szkołami/filozofiami w myśl tego, że "wszystko jest jednym"...

 

Ale to podejście, choć dominujące, nie jest czymś koniecznym. Można się zajmować szeroko pojętą tematyką ezoteryczną, ale mieć inne podejście do tej tematyki. Można praktykować rzeczy "ezoteryczne", ale również inaczej do nich podchodzić niż np. większość osób na forach.

 

Więc w sumie potrzebne jest jakieś słowo na określenie mainstreamowej ezoteryki, która w sumie jest jaka jest... czyli wszystko mieszająca. New Age się już jakoś przyswoiło. Poza tym jest w miarę neutralne. "Ezobełkot", "ezomezo" czy inne pojęcia wymyślane czasem na poczekaniu przez dyskutantów, są już nieco bardziej negatywne niż samo określenie New Age.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie:

 

Rozwój Duchowy to pięknie napisana piosenka

 

i zabawy z dziećmi na śniegu

 

to rower który dostałeś na komunię

 

i noga którą złamałeś w zeszłym roku

 

to książka którą właśnie czytasz

 

i film który obejrzałeś

 

to moment kiedy się śmiejesz

 

i moment kiedy płaczesz

 

to nowe ubranie które Ci się podoba

 

i wycieczka na którą pragniesz pojechać

 

to pieniądze w portfelu

 

i marzenia o których myślisz przed zaśnięciem

 

to kolejka na poczcie

 

i piosenki które lubisz słuchać

 

to zachód słońca który podziwiasz

 

i deszcz w którym mokniesz

 

to droga którą idziesz po raz pierwszy w życiu

 

i dom w którym mieszkasz od 20 lat

 

to przyjaciele których poznałeś w ostatnie wakacje

 

to moment kiedy medytujesz

 

i moment kiedy po prostu jesteś

 

to Ty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko jest rozwojem, praktykowanie różnych technik w sposób odpowiedni, to przyspieszanie tego procesu, droga na skróty i chyba o tym ten temat mówi, bo jeżeli mówimy o rozwoju w sensie ogolnym, ten temat nie miałby większego sensu, bo wszystko przecież jest rozwojem ^^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Według mnie, rozwój duchowy polega na poszerzaniu naszej percepcji, do momentu, w którym możemy zmienić kontekst naszego życia na taki, który wydaje się nam w jakiś sposób "lepszy" od naszego obecnego "to i teraz".

 

Przykład:

ekstrawertyk, chce być bardziej introwertyczny -> to kolosalna zmiana podejścia do życia, wymaga nabycia szeregu umiejętności, zmian w podejściu do życia (reakcji na zdarzenia) itd.

 

Istnieje wiele sposobów na rozwój duchowy - zasadniczo każdy człowiek (jako niepowtarzalny byt) będzie kroczył własną drogą, dobierając środki adekwatne do swojej sytuacji i obecnej percepcji.

 

Wiedza, logika, medytacja, joga, magia - możliwości jest nieskończenie wiele ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 lat później...
W dniu 8.02.2013 o 19:32, Wiedźmin napisał:

 

 

Obrzędy grzebalnicze w pozycji embrionalnej podobno występowały już u neandertalczyków.Koncepcja twoja z szamanem co wystrugał  posążek i przekonał innych o czymś.oraz ogólnie twoje inne refleksje dotyczące racjonalizacji duchowości.Mają jeden wspólny i smutny mianownik .Mianowicie rozgoryczenie.

Wątpie że ci z tym w życiu jest fajnie i swobodnie.

Dlatego zwróciłem uwagę na twoją osobę przez ten post.refleksja będzie zarówno przekazem dla ciebie jak i odowiedzią na temat główny.Kto jak to odbierze jego sprawa.

A więc tak.

Dla mnie rozwój duchowy to coś co dzieje się samoistnie i dotyczy każdego.

To jest ewolucja naturalna.

Pisałem już że Bóg (Duch)to Morze skladające się z kropelek(Dusz) albo pustynia składająca się z ziarenek piasku.Odczucie podziału jest iluzją.Która służy właśnie ciągłej ewolucji.Ponieważ opiera się na logice kontrastów.Istnieje tylko Miłość.Wszyscy jej chcemy.Bo ona nadaje sens,smak i barwę.

Np

Każde zło może mieć w sobie światełko dobra.Każde dobro może mieć w sobie cień zła.Kwestia sytuacji.

Ale Miłość jest ponad tym.Miłość zawsze ulecza i nigdy nie rani.

Miłość to nie czepianie się jak rzep kogoś.

Lub strach przed samotnością.Ten kto czuje Miłość nigdy nie jest sam.Bo ma świadomość.

No i popatrzcie wszyscy którzy spędzacie lata na swoich róznych pasjach.Czy doszliście już do tego wniosku?Czy nadal szukacie prawd i recept które macie dosłownie przed nosem.Zawsze mieliście.W sobie.Bo jak powstaliście?Z Miłości fizycznej.Każdy seks nawet najbardziej zryty.Jest wyrazem czego? jak nie prastarej tęsknoty za zespoleniem.Czyli Miłości.Masturbacja to też wizualizacja kogoś.Dzieci z probówek podlegają tym samym prawom.Bo wszystko To jeden Duch. Miłości.

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...