Skocz do zawartości

zycie jak w...londynie


bahia1

Rekomendowane odpowiedzi

IMPREZA PO ANGIELSKU

 

Wybralam sie ze znajomym amerykaninem na impreze do prywatnego domu w poludniowo-zachodnim Londynie. Nic specjalnego, pomyslalby niejeden, a jednak…

Autobus jechal wesolo do przodu, az nagle kierowca oglosil, ze on juz dalej nie pojedzie bo zle sie czuje I zjezdza do bazy. Kulturalnie acz zdecydowanie wyprosil wzystkich oglaszajac przy tym, ze niespelna 2 minuty za nim jedzie inny autobus, ktory z radoscia znana tylko londynskiskim kierowca, zawiezie nas gdzie tylko chcemy…zakladajac ze to trasie. I przyjechal nastepny autobus ale kierowca, nie mniej zatroskany niz jego poprzednik, powedzial, ze I on juz dalej nie jedzie bo zle sie czuje… ludzie odmowili wyjscia na zewnatrz I po okolo 15 minutach niemego strajku autobus ruszyl powoli ku stacji koncowej.

Jak wszystkim wiadomo polskie imprezy domowe zaczynaja sie okolo godz. 20-21... w anglii natomiast, nierzadko o tej wlasnie godz zaczyna sie dopiero spraszac znajomych. Dotarlismy na 1 w nocy i nie bylismy ostatni. Ludzie pojawiali sie gromadnie jeszcze do okolo 3 nad ranem. Pierwszy rzut oka I niejasne przeswiadczenie ze bede jedyna brunetka sie spelnia. Nic to, mysle, umierajac z glodu, zagladne do kuchni I sprobuje angielskich specyialow. A tu niespodzianka, sam alkohol, nic do jedzenia, wszyscy pijani spiewaja przy stole. Po katach rozsiane pary bez skrepowania sie obmacuja (jak na anglikow to razej niezwykle), dwie kompletnie nieprzytomne dziewczyny ni to tanczac ni to sie slaniajac, przy sprzecie gajacym, spiewaja rodzime przeboje…I po srodku tego wszystkiego ja, glodna jak cholera, oniesmielona tymi zaskakujaco osmielonymi anglikami.

Pierwsza osoba jaka do mnie podeszla byl koles mojego wrostu I wieku, ktory nikogo nie znajac probowal nawiazac kontakt z osoba rownie zagubiona co i on. Pogadalismy chwile, zadalam mu kilka rutynowych pytan I on mi takze jakies tam zadawal (o Polsce wiedzial malo ale zainteresowany byl opowiesciami o sniegu…nie wiadomo dlaczego bo przeciaz tu w anglii tez snieg maja I mimo ze nie nagminnie to jednak da sie na niego trafic poza miastem).

Druga osoba byla jedna z wlascicielek domu. “Przemila osoba” jakby to powiedziala moja mama. Ta ze osoba okolo 2 w nocy, z jeszcze jedna kolezanka, wyszla do ogrodu na tylach domu I zaczela “tanczyc z ogniem”. Stalam jak zaczarowana-dzieki czemu sie przeziebilam I do tej pory kaszle zawziecie.

Potem poszlo juz jak z-platka. Rozmawialam ze wszystkimi, nikt w Polsce nie byl ale przyjaznie sie ustosunkowali do mojego pochodzenia. Zdziwieni byli ze tak wladam angielskim nieskrepowanie bo nie spotkali jeszcze takiej bieglej wymowy…a jakze! Podpity polak nawet po chinsku da rade…jakas klapka sie otwiera I wlada jezykami o jakich wczesniej nawet nie slyszal.

Od czasu do czasu, niesmialo rozgladalam sie za moim znajomym ale on byl jakby wsrod swoich I rozmawial w innych czesciach domu. Jednak gdy ktos wyrazniej sie mna interesowal, owze amerykani pojawial sie spod ziemi I dawal do zrozumienia ze nie przyszlam tu sama.

Cale towarzystwo to studeci wyzszej szkoly aktrskiej I dowiedziawszy sie o tym, niczemu sie juz nie dziwilam. Na podlodze w przedpokoju rozgrywala sie jakas scena dantejska miedzy dwoma kobietami, ktora byla czescia sztuki jaka odgrywano na zajeciach. Slaniajace sie I spiewajace dziewczyny przy kuchennym stole przestaly byc juz az takie pijane w moich oczach. I nawet koles zawziecie probujacy wcisnac mi swoj nr tel (tudziez wylodzic moj) nie byl az tak zalosny jak przed godzina. Wrocilam do domu taksowka, za ktora sama zaplacilam, bo nie od dzisiaj wiadomo ze studenci, I do tego aktorstwa, groszem nie smierdza.

Bedzie o czym wnukom opowiadac…choc moze pewne szczegoly zachowam dla siebie.

 

[ Dodano: 2006-05-31, 13:24 ]

A LUDZIE SIE ZMIENIAJA...

 

 

NIE WIEM JAK TO JEST I NIE JEDEN O TYM PISAL ZAWZIECIE, IZ LUDSZIE JAKOS SIE ZMIENIAJA NA OBCZYZNIE

nie przebywam duzo z polakami ale jest jedna osoba z ktora sie trzymam, bynajmniej nie z goracej przyjazni. egzystujemy sobie na zasadzie wzajemnej potrzeby, bo nie latwo jest zyc samemu i nie miec do kogo otworzyc geby.

nazwijmy ja Ksiezniczka.

Ksiezniczka robi tylko to na co ma ochote, krytykuje wszystkich dookola, rozmawiajac z toba nie slucha ale czeka tylko na okazje aby o sobie samej opowiadac, wszyscy Ksiezniczke krzywdza i nie ma takiej rzeczy na swiecie, na ktorej lepiej bys sie znal od niej.

Ksiezniczka jest szczesliwa osoba bo ma zawsze to czego chce- lasi sie az tego nie dostanie nastepnie nie widzi juz potrzeby rozmawiania z osoba, od ktorej dostala to co chciala hmmmmm.

Ksiezniczka weszla w posiadanie laptopa, bron boze nie kupila go sobie, po prostu pojawil sie w jej zyciu jak wiele innych rzeczy. przez kilka pierwszych miesiecy na moje niesmiale pytania czy moge skorzystac...odpowiedz byla zawsze przeczaca-powod?

na pewno zepsuje! (dwa fakultety nie oznaczaja bynajmniej, ze potrafie obslugiwac jakiekolwiek sprzety powszechnego urzytku a prace magisterska napisalam weglem w kominie zapewne), nic to. kiedy wreszcie doczekalam sie zaszczytu urzytkowania, musialam wysluchiwac upomnien wrecz zenujacych- "no basia! przeciez nie wal tak w klawisze! no basia, nie zamykaj tak gwaltownie! no basia! czy umylas rece przed?" byly to ciezkie dni

nie stac nie bylo na kupno swojego wiec nie marudzilam tylko zaciskalam mocno szczeki

 

umowilysmy sie potem ze bedziemy dzielily rachunek za net i to da mi prawo do korzystania z laptopa troche czesciej...alez sie mylilam!

Ksiezniczke trzeba bylo prosic nawet bardziej niz dotychczas...mialam na korzystanie z laptopa i netu takie zwariowane godziny jak 7 nad ranem tuz przed tym jak poszlam do pracy i okolo 17 przez jakies pol godz kiedy ona jeszcze nie wrocila z pracy!

Apogeum nastapilo wczoraj gdy dostalam propozycje swietnej pracy w centrum pomocy dzieciom uposledzonym! musialam sie tylko pospieszyc i przygotowac cv.

nie mialam gotowego lub tez mialam ale gdzies zniknelo (ksiezniczka lubi usuwac moje wazne dokumenty bo nie sa wazne dla niej). wrocialam z pracy wczesniej, zasiadlam do kompa. nawet sie nie rozgrzalam, a tu ona nadchodzi, rowniez wczesniej. wyjasnilam jej bardzo szczegolowo dlaczego potrzebuje kompa prawie na cala noc i ona o dziwo sie zgodzila, ale nie omieszkala mi wspomniec ze ta nowa praca to na pewno niewypal i ze mimo ze bede wiecej zarabiac i stanowisko ze wzgledu na pozniejsza kariere moze byc swietnym poczatkiem, to na pewno nie poradze sobie z angielskim (dodam ze mowie biegle, tak jak i pisze i czytam!!! jakos w koncu studiuje w jezyku angielskim). przelknelam ta zniewage i zabralam sie do przerwanej roboty.

niespelna pol godz pozniej pojawil sie Ksiezniczki ksiaze...londynczyk z urodzenia, Ksiezniczka oglosila ze zabiera kompa bo beda jakies zdiecia zrzucac ale zebym sie zbytnio nie martila bo oddadza za pol godz. byla godz 18

okolo 23 poszlam znowu po prosbie, ksiecia juz nie bylo a Ksiezniczka ogladala cos tam w tv...poprosilam znowu o kompa, powiedziala ze zaraz mnie zawola bo wlasnie cos na nim robi, za pol godz znowu zaatakowalam i poprosilam o kompa na 2 min chocby aby wyslac to co juz zdazylam napisac (mimo ze niekompletne; ale moze lepiej niz wcale!) wyslalam i przypomnialo mi sie ze moge kopie wyslac do znajomego anglika, ktory mi to sprawdzi i napisze szybko czy to sie nadaje, wiec i do niego zaczelam wysylac...na co Ksiezniczka glos podniosla, ze juz 2 min dawno minely! i ze wyswiadczyc komus przysluge to tak sie odwdziecza!!!

szlak mnie jasny trafil!!!

dokonczylam wysylanie, podziekowalam i powiedzialam jej ze jest suka, ze juz wiecej jej nie poprosze o przysluge bo bede wysylac swoje maile z pracy, a laptopa moze sobie wsadzic w dupe i poszlam spac.

ranow w kuchni zaczela sie nowa klotnia, ona mi zaczela zarzucac ze oklamalam ja i ze ona wie do kogo slalam maile bo widziala! a ja na to ze powiedzialam jej ze wysle jednego ale wyslalam 2 i nie jej biznes do kogo, a ona na to ze jako prawdziwa przyjaciolka nie powinnwam jej wyzywac i oklamywac!

rece mi opadly... powiedzialam jej ze gdyby o nia chodzilo to nieba bym jej uchylila, gdyby zaszla taka potrzeba, a to ze komp przeze mnie byl zajety 3 min a nie 2 to nie jest najwiekszy problem swiatowy!

ona cos tam jeszcze mowila ze klamie jak najeta bo to na pewno bylo wiecej jak 3 min i ze powiedzialam jej ze bede wysylac tylko 1 mail...ale juz jej nie sluchalam

 

czy ona az tak sie zmienila? czy tylko ja zaczelam to zauwazac...przyklad z laptopem to kropla w morzu tego co sie dzieje gdy chodzi o egoizm tej osoby...

dlaczego jeszcze znosze jej towarzystwo? bo tak naprawde nie jest latwo byc samym i zazwyczaj jej egoizm uderza w innych

 

jutro ide kupic sobie wlasnego laptopa

 

[ Dodano: 2006-06-15, 20:09 ]

RASIZM PO MURZYNSKU

 

a teraz historia dnia dzisiejszego

jechalam z dziecmi autobusem siedzialam na siedzeniach gdzie 4 fotele sa zwrocone do siebie, a miejsca sa przeznaczone dla ludzi starszych lub z dziecmi...gdy wsiadalismy do autobusu na jednym siedzeniu siedzial ogromny murzyn (mowie tu o facecie ponad 2 metrowym), zajelismy miejsca (chlopiec 5 dziewczynka 3), juz to mu sie nie spodobalo, dzieci jak to dzieci kreca sie i wierca, chlopiec jest lekko uposledzony, co oznacza ze jest po prostu wolniejszy od rowiesnikow, tak wiec chlopiec przez przypadek kopnal faceta-nic ze zloscia czy impetem, raczej na boga dotkniecie- facet za to, kurwa mac, kopnal go rowniez

Sadzilam ze moze to jakos tak nerwowo odruchowo lub cokolwiek...przeprosilam kolesia za chlopca, przesunelam chlopca nogi, poprawilam dziewczynke na kolanach, poupychalam graty towarzyszace za siebie...niestety autobus strasznie sie wlokl a siedzielismy po nasloneczninej stronie i chlopcu zrobilo sie bardzo goraco...dalam mu wode dziewczynka zaczela spiewac jakies rozkoszne piosenki (oboje sa anglikami)...facet mial mine jakby chcial nas pozabijac! wyjal ksiazke pt. "prawdziwa historia czarnych chlopcow" bezczelnie wywalil nogi na nasza czesc, tak ze juz naprwde nie bylo jak sie nie dotykac! i tylko czekal na "atak" chlopca...nie musial czekac dlugo...mimo ze staralam sie trzymac dzisci na odleglosc jakos znowu chlpopiec go dotknal! facet kopnal go z impetem tak jak kopie sie lub nadeptuje robala! kopnal glownie mnie bo go wlasnie noga zablokowalam! zabolalo...a wyobazcie sobie jak by bolalo malego chlopca! stanowczym i bardzo spokojnym glosem powiedzialam mu ze siedzi na miejscach przeznaczonych dla dzieci, ze to sa wlasnie male dzieci i jak to dzieci beda sie ruszaly i wiercily zwlaszcza jak jest goraco!, powiedzialm mu zebynie kopal chlopca i jak chce kogos kopac to niech znajdzie kogos swoich rozmiarow...daje slowo ze sekundy i milinetry dzielily mnie od jego cisow! ludzie nas obserwowali i dziewczyna chyba hiszpanka sadzac po akcencie zaproponowala w tym samym momencie zamiane miejsc...nadludzka sila dzwignelam dzieciaki i wszystkie graty i z miejsca sie przesiadlam...trzesac sie ze strachu i zlosci1 dziewczyna natomiast usiadla na moim miejscu i zaczela kopac faceta! murzyn natomiast zaczal kopac ja i to z taka agresja i impetem ze tamta zaczela krzyczec! nakrzyczala na niego a ludzie wreszcie rowniez zaczeli popierac! wysiedlismy na nastepnym przystanku choc balam sie ze facet rowniez z nami wysiadzie i nam po prostu wierdoli, tak sie nie stalo... wysiadla natomiast hiszpanka, porozmawialysmy o tej sytuacji

 

jezu co za rasista!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

MATKA JEST TYLKO JEDNA

no i zostalam matka! mam teraz dwojke dzieci- chlopiec ma 5 lat, dziewczynka wczoraj skonczyla 3... jestem z nimi na dobre i na zle przez 10 godzin dziennie, zaprowadzam do szkoly, odbieram, wycieram nosy, smieje sie z nimi, pocieszam gdy placza, przeprowadzam terapie malego (jest opozniony w rozwoju, ale wszystko sie ywrowna), spelniam ich marzenie i zabraniam gdy trzeba, tak jak matka kocha dzieci tak i ja je pokocham wkrotce...tak jak sie kocha adoptowane dzieci...a ich matka? codziennie kapie je i spiewa piosenki, slucha opowiesci o tym co robily caly dzien i jaka mialy zabawe gdy nauczyly sie wspinac albo glaskaly czarnego kota sasiadki, daje im mleko i calusa na dobranoc...placze w nocy ze to nie ona trzymala je dzis za rece gdy przechodzili przez ostatnia ulice w drodze na plac zabaw

bierze tabletki nasenne i odplywa, rano budzi "nasze" dzieci i wybiera im ubranka ktore ja bede ogladala caly dzien, ktore przy mnie sie pobrudza lub porwa, daje im calusa na dowidzenia i obiecuje poczytac bajke gdy wroci z pracy

wieczorem, gdy przyjdzie, i nie doczeka sie na meza ktory dzis znowu zostal do pozna, poczyta ksiazke o tym jak byc lepsza mama i zasnie wsluchujac sie w spokojne oddechy dzieci

a mnie nie bedzie tylko przez 2 dni w tygodniu a jej nie bedzie przez 5, mnie nie bedzie gdy one spia, a jej nie bedzie gdy juz nie spia, a ja bede przez najwazniejsze chwile ich zycia, a ona bedzie przez te ktore pozostana...

 

w wieku 28 lat mam dwoje zaadoptowanych dzieci, ktorych jeszcze nie kocham ale z milosci do nich ich rodzice zaadoptowali mnie do swojej rodziny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bahia ... jestem pełna podziwu dla Ciebie. CZytałam poprzednie posty przy okazji ... ten murzyn, to ...... okropne. ja bym chyba tyle cierpliwości nie miała, jakby ktokolwiek kopał moje dziecko. Podziwiam .... za przystosowanie do innych ....... szok. Dobrze, że u nas jest normalnie :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

...nie wiem czy kiedykolwiek probowaliscie podrozowac angielskimi autobusami...nie trzymajac sie rurki narazasz sie na rychla smierc, bo jak moj kolega z litwy powiedzial po rozmowie wstepnej na kierowce autobusu "chcieli tylko wiedziec czy wozilem kiedys duze ladunki...ziemniaki,cegly, krowy..."

wiec podroze sa takie jacy kierowcy ci sie trafia...jedni wczesniej wozili ziemniaki-i tu ludzie turlaja sie po calym tyle auta...lub krowy, a tu natomiast wcale sie nie turlaja bo nie ma miejsca...bo kierowca zatrzymuje sie na kazdym przystanku, a ludzie jak te krowy pchaja sie do srodka ile wlezie

w piatek wracalam z 2 dzieci i ogromna reklamowka przypraw z china town...trafil mi sie kierowca tzw mix...jechal jak z ziemniakami ale stok byl jak w wagonie z bydlem...

dzien mial sie ku koncowi, dzieci zmeczone dniem, ja zmeczona dziecmi...

nie sposob bylo trzymac sie czegokolwiek zwlaszcza ze rece mialam bardzo zajete innymi malymi raczkami :) no i jeszcze ta siata! na szczescie przednie siedzenia sa przeznaczone, jak radosnie informuje naklejka na scianie autobusu, dla starszych lub niepelnosprawnych lub kobiet z dziecmi...ja sie zalapalam w kategorie wiec przecisnelam sie przez tlumy dzikie i obczajam sytuacje...na jednym siedzeniu dziadek z laska-cholera! zaliczyl dwie kategorie...nie da sie usunac za zadna cene...ale na drugim siedzi baba.

baba na stara nie wyglada, a ze to baba wiec pewnie da sie wyprosic z miejsca jak zobaczy moja tragiczna sytuacje- te dzieci! ta reklamowa! z przemilym usmiechem pytam wiec grzecznie czy nie moze mi ustapic miejsca, bo mam 2 dzieci i ciezka torbe i nie sposob przebic mi sie do rurki za ktora moglabym sie przytrzymac ratujac zycie sobie i malucha...a ona ze NIE...wiec ja z grubszej rury

ze to jest specjalne miejsce dla koebiet z dziecmi lub niepelnosprawnych...itd itd a ona na zadna z tych kategorii nie wyglada! baba oburzona ustepuje mi miejsca a na to wlacza sie dziad borowy!

ze co ja sobie wyobrazam?!!! ze sadzam dzieci na miejsce kobiety?!!! ze wstydu nie mam!!! ja na to znowu...ze nie sposob z dwojka...nie dal mi dokonczyc. dzieci sie dra (jedno autystyczne, drugie zmaczone, leja sie balonami ktore dostaly od mojej przyjaciolki tonii) a dziad nie popuszcza! pluje jadem...cicho sie zrobilo, mnie reka odpada od siaty, dziad spocil sie z tego opierdalania mnie, zaczelo smierdziec dziadem borowym...bertie drze sie ze smierdzi od dziada...dziad milknie na chwile...ale juz po chwili zaczyna znowu, zakonczyl swoje wywyody stwierdzeniem ze pewnie nie mam mozgu! i powiem wam ze pewnie powiedzialby i cos gorszego gdybym po prostu nie powiedziala "tak! ma pan racje1 zupelnie nie mam mozgu, wiec jakakolwiek konwersacja ze mna jest bezcelowa, bo i tak nic nie zrozumie z tego co taki swiatly czlowiek mi powie!" dzida zatkalao, ludzi zatkalo, mnie tez zatkalo...i tak sobie zatkani wszyscy razem i z osobna dojechalismy do celu podrozy...na moje nieszczescie wysiadalismy z dziadem w tym samym miejscu...wiec dziad dostal jeszcze kilka razy balonem po girach borowych i oswiadczyl ze powinnam sie wstydzic za siebie i swoje dzieci...ja mu odpowiedzialam ze sam sie powinien wstydzic i ze milego wieczoru mu zycze

w drodze do domu mala Rose spytala sie co to jest mozg...i co to jest diabel i czy ja lubie diably...i czy diably smierdza :)

pozdrawiam i milego wieczoru zycze

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

lece! pedze!leje deszcz, szrpie nami wiatr

dwojka dzieci uwieszonych na moich biednych rekach...rose podskakuje radosnie jak zrebak...ja sie denerwuje bo jestesmy spoznieni! bertie steka abym trzymala reke jego kowboja a nie jego...zgadzam sie i juz po pieciu minutach bertie lezy na ulicy i drze sie ze "wcale sie nie wywalil!!! ze wcale go nie boli!!!" (bo bertie nie wie jak wyrazac swoje uczucia i jak jest zdenerwowany to wszytko jest na duze NIE)...przytulam gowniarza a on z wdziecnosci szczela kilka razy rose w glowe...teraz mam nie tylko jedno drace sie dziecko...gotuje sie we mnie!

wpadamy na stacje metra, stajemy w kolejce...dzieci juz uspokojone...rose cos tam sobie spiewa pod nosem, bertie obserwuje ludzi z walizkami na kolkach :)

kupuje bilet...jeszcze tylko schody ruchome-bertie kilka miesiecy temu wsadzil noge w mechanizm napedzajacy schody na tej stacji i mechanizm wciagna mu noge do srodka...bylo duzo krzyku, bertie zostal "obrany" z jednago paznokcia...

bertie zatem zapiera sie jak maly osiolek ale biore go na rece i jest juz w porzadku-boze jaki on ciezki...

wchodzimy na odpowiedni peron, czekamy, czekamy, bertie chce sprawdzic co dzieje sie na torach, kurczowo trzymam jego reke-niedaj boze pociag obierze go zupelnie ze skory jak malego ziemniaczka

wiec bertie kladzie sie na ziemi...nerwy mi puszczaja, mowie bertiemu ze ma natychmiast usiasc albo zabieram kowboja i nie oddam-siada uffff

w koncu komunikat- nie jezdza pociagi bo na kings cross cos tam, cos tam...wiec spowrotem, na gore, na schody ruchome, bertie na rece-moj kregoslop peka(w myslach planuje diete odchudzajaca dla niego :)) pytam faceta na bramce jak moge sie dostac tam gdzie chce...mowi mi o jakis skaplikowanych polaczeniach i od razu rezygnuje-zajelo by mi to jakies 2 godz.

dzwonie do louisy-matki- pytam czy moge wziac taxowke i wyjasniam sytuacje...zgadza sie! ale ulga

wiec wypadam na ulice, stoje a los ze mnie drwi...nic nie jedzie...takie pustki w londynie widzialam ostatnio 2 lata temu gdy zabladzilam po pijaku na sylwestra

stoje tam juz przeszlo 15 min-nie musze opisywac co sie dzieje z dziecmi, co sie dzieje ze mna...klne juz bez zachamowan, na calego, po polsku-aby dzieci nie zrozumialy...mala rose pyta sie czy mowie do samej siebie bo przeciez nie do niej bo ona nic nie zrobila :) mowie ze do siebie, mala sie uspokaja

jest taxa!!!

ale coz za okrutny los, facet mi mowi ze nie pojedzie! to za daleko a on jezdzi tylko do miejsc oddalonych o 20 min drogi, co za dupek...pytam sie jednak grzecznie gdzie jest MINI CAB OFICE okazuje sie ze za rogiem...ide...za ktorym rogiem do cholery, bo mijam juz 3 a taxowek ani widu ani slychu!!!

skonana, zmoknieta, przewiana i skopana przez dzieci wiszace mi u rak jak siaty pelne kamieni, pytam wreszcie zamiatacza pulic gdziesz na boga sa te cholerne taxowki...bardzo mily facet! okazuje sie ze rzezcywiscie za rogiem...za nastepnym-4 z kolei :)

znalazlam :) wchodze, zamawiam taxe i okazuje sie ze jest jedna wolna akurat, stoi na zewnatrz Z ogromnym usmiechem, spocona jak dziwka w kosciele, wsiadam, przypinam dzieciaki, przypinam siebie, opadam z sil...

przemily czlowiek wiezie mnie przez miasto, wiezie na terapie, ktora ma bertiemu pomoc, ktora rozwinie jego mozg, polaczy niepolaczone synapsy, rozbuduje to co powinno bylo byc zbudowane gdy byl dzieckiem...

w trakcie rozmowy z przemilym kierowca, on proponuje ze skoczy do domu na sniadanie i jak ja chce to moze mnie odebrac za godzine...umawiamy sie na telefon :)

biore bertiego na gore, rose zostaje z sekretarka, odprezam sie...usmiecham

a bertie usmiecha sie takze i rose zatacza sie jak pijana ze smiechu...i wiecie co mi mowia? "basia juz jestes szczesliwa!" i tula sie do mnie...i ja do nich sie tule...bo przeciez musza miec dziecinstwo, musza pamietac ze ktos sie usmiechal do nich juz po wszystkim...ze ktos je przytulal i przytulal nawet gdy byly nieznosne a los rozdawal zle karty...

ps

na poczatku pobytu tutaj zadecydowalam nie uczyc sie przeklinac po angielsku...aby mi sie nie wypsnelo gdy szlak bedzie mnie trafial nieziemski...jeszcze kilka tygodni takiej pogody, a moje dzieciaki beda klnely po polsku lepiej niz nie jeden szewc :)

pozdrawiem i zycze usmiechu po wszystkim

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Murwa, zgodnie ze staropolszczyzną, to pani uprawiająca najstarszy zawód świata. A że panie te swój warsztat pracy "trzymały" zwykle pod murami miasta - stąd murwami je zwano :D (w Krakowie tuż koło wejścia do Kościoła Mariackiego są specjalne kuny do których się co jakiś czas "szczęśliwe" wybranki przykuwało...)

 

Ja dodam, że przyjaciel mieszkający w Chicago jakoś tak po przyjeździe odczuł tlikwą nostalgię za ojczyzną. Wybrał się więc do Jackowa. No, ale że wybrał się piechusiem to i mu się zbładziło. Trafił do czarnej dzielnicy niemal w sam środek bójki ulicznej. Panowie bić się przestali i wszyscy ruszyli na niego Gość jak tchórzem nie jest, tak zapomniał jezyka w gębie otoczony przez brysiów z nożami w rękach. Coś próbował powiedzieć, wyjaśnić, ale głos mu uwiązł w gardle. To mu się z głębi polskiego serducha wyrwało "No żeszty k... mać"

A brysie? Uśmiechneli się szeroko, coś poszeptali i jeden mówi - k... maci? Ty mów tak od razu !!

Co się okazało, większość tych chłopaków bawiła się w dzieciństwie z Polakami, do tej pory się kumplują z niektórymi. Niewiele mówili po polsku (mam na myśli tych facetów z gangu), ale wiele rozumieli. Objaśnili przyjacielowi wszysciutko, odprowadzili, po plecach poklepali i na pożegnanie powiedzieli wierszyk "kto ty jesteś ..." :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hahahahaha

moi znajomi znaja przerozne wyrazy... bo o przerozne sie pytaja...nie pytajcie mnie jakie znaja

ja potrafie w kilku jezykach powedziec takie wyrazy ktore rozbrajaja...ale o tym juz kiedys pisalam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Co lubi Basia-Srasia

 

Uwielbiam taka pogode jak dzis…jest bardzo slonecznie i wydaje mi sie ze jest lato, wieje wiatr, a slonce nie daje za wygrana…chmury ukladaja sie przyjemnie...

Znalazlam odpowiednie do nastroju radio-ci ktorzy probowali kiedykolwiek zanalezc takie, wiedza jakie to trudne...masz czlowieku ochote poplakac, a tu same drum&bass’y i techno. Dzis jednak mam szczescie-w przeciewienstwie do wczoraj kiedy to mialam grype zoladkowa i nie opuszczalam toalety przez 12 godz, zygajac co 10 min, jak w zegarku. Spytasz jaki w tym pozytek? A no taki ze dzis mam wolne i to bez wyrzutow sumienia.

Gotuje zupe, a ze odkrylam ze w lodowce mam tylko ziemniaki, gotuje kartoflanke. Po raz pierwszy w zyciu. Co z tego wyniknie nie wiadomo. Byc moze beda to tylko ziemniaki ugotowane z kostka rosolowa i czosnkiem...na to sie zapowiada, ale trzymam kciuki za moja zupe...byc moze bedzie smakowala jak kapusniak, czego zycze jej i sobie z calego serca. Ha!

Lubie siedziec z miska pelna galaretki wisniowej i pisac wiersze. Juz dawno tego nie robilam...ostatni raz chyba jesiania kilka lat temu.Pisalam wtedy kilometrowe listy do mojego przyjaciela Jacka, ktory mieszkal wowczas w anglii...po jego przyjezdzie do polski przestalismy byc przyjaciolmi...jakos tak, naturalnie, choc z bolem, przynajmniej z mojej strony.

Musze przestawic sobie lozko tak aby widziec chmury i gwiazdy...moze nie teraz bo teraz rozkoszuje sie nic-nie-robieniem...a wiem ze gdy tylko rusze lozko z miejsca odkryje niezliczone poklady kurzu ktore trzeba bedzie usunac...co zaangazuje odkurzacz i prysznic pozniej i moze nawet mop...nie nie nie...nie dzis.

Dzis zamierzam miec leniwy dzien.

Zdenerwowalam sie odrobine bo czekalam na swietny dzien...a tu moj przyszly maz odezwal sie na gg i jedyne co chce, to to abym mu poprawila cv po angielsku i muzyka sie zmienila, i slonce zaszlo. Ale nie bede sie tym porzejmowala, zajme sie tym co mialam w planach. Napisze cos kreatywnego.

Pamietam taka noc gdy wracalam z jakiejs imprezy nad morzem i zatrzymalam sie na chwile aby popatrzec na fale...to byla ta chwila ktora na pewno bedzie przed moimi oczami gdy bede szla w kierunku swiatla. To nic zdroznego pisac o smierci.

Ostatnio Goska zauwazyla na moim czole zmarszczke taka jak u mojego taty...tzn taka jak mial taki jeden kosmita w star trek...teraz gdy tylko sobie o niej przypomne mozolnie prostuje czolo...zakupilam tez niedawno krem na zmarszczki ale jest tlusty i wyskakuja mi po nim pryszcze wiec na razie nie stosuje, zastosuje pozniej gdy sie przemoge. Kupial takze do niczego mi nie potrzebny inny krem. Zawsze dzialam sila rozpedu...jakos nie moge sie zatrzymac...czy to dlatego ze mam pieniadze? Bo jakbym nie miala to bym sie nawet nie wysilala, aby udawac ze mam, ha!

Gdy lezalam wczoraj na podlodze zdychajac jak pies pod plotem, maly Bertie lezal kolo mnie i sie do mnie usmiechal...od czasu do czasu mala Rose przychodzila aby sie spytac czy nadal jestem sick...nadal bylam...w przerwach gdy nie lezalam, pedzilam do kibla wymiotowac...Bertie stal pod drzwiami i slyszac odglosy jakie z siebie wydawalo moje bezwladne cialo przewieszone nad muszla klozetowa, smial sie w glos i wydawal takie same. Oh, gdyby tylko wiedzial jak cierpialam wydajac te dzwieki...

Po moim niebie leci odrzutowiec...gdy bylam dzieckiem uwielbialam patrzec na odrzutowce...patrzylam na nie jak na rysunki na niebie. Nie mialam za to zadnych mysli w stylu, ja tez bym chciala tak latac, o nie! Raczej zastanawialam sie jak dlugo zostanie biala smuga na niebieskim tle i czy tak wlasnie powstaja chmury. Ale zaraz sama dochodzilam downiosku ze nie. Odkrylam juz jakis czas temu ze zycie bez tv jest jak uwolnienie sie od nalogu...strasznie telewizja zjada czas, przykowa, obezwladnia.

Rano ludzie mimo iz zaspani dogrywaja sie w czarodziejski sposob co do sekundy. Najpierw wstaje Luis...on jakos szybko sie wyrabia w lazience, pozniej Pawel, nowy chlopak Gosi, ja sie z nim mijam w drzwiach, po mnie dlugo nikt albo wprost przeciewnie, Veronica, Daniela i Goska na koncu. Lubie gdy wszyscy wstaja mniej wiecej o tej samej porze w sobite rano...nikt jednak sie ne bije o lazienke...kazdy szykuje sniadanie i jemy je razem, jest leniwie, bez pospiechu, przyjacielsko i zabawnie. Kazdy opowiada jak mu minal tydzien lub piatkowy wieczor. Ja robie kawe dla wszytkich, Pawel czesto idzie po gazet[y do polskiego sklepu-po 4 egzemplarze tej samej. Jedna dla Gosi, jedna dla mnie, jedna dla siebie samego i jedna ekstra gdyby jakas sie zgubila lub aby tylko zostawic ja w kuchni na stole. Ja czytam plotki z pzrzedostatniej strony. Kazdy mowi co tam sobie zaplanowal na dzien...jesli jest ladna pogoda idziemy do parku polezec na trawie. Mamy taki plan na wiosne ze gdy tylko bedzie cieplo a qwezme swoje didgeridoo Goska ognie na lancuchach a Ewa aparat i pojdziemy we trzy do parku...kazdy bedzie cwiczil swoje...nie moge sie juz doczekac. Glownie tej Ewy robiacej zdiecia. Gdybym miala wybor, wybralabym zycie bogaczki, wtedy robilalabym co nastepuje:

Podrozowalabym ile sie da, nie spieszylabym sie nigdzie, spedzalabym wiele godzin na obserwowaniu ludzi i zwierzat lub tego co akurat przykuje moja uwage, pislabym opowiadania i wiersze, gralabym na didgeridoo, robila zdiecia, grzebalabym w ziemi, bo to mnie uspokaja.

Nie pracowalabym. Nie studiowalabym. Cala wiedze jaka bym posiadala, wzielabym z zycia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bahio, podobne lenistwo objawia się dzisiaj u mnie, no komletnie nic mi się nie chce, pogoda do kitu, akurat wolne mam od pracy, tylko pozostaje leżakowanie :roll:

Liczę, że później coś się zmieni, może przyjaciel do mnie zawita, chociaż i to nie jest

pewne, bo dzieli mnie z nim wiele kilometrów, a do weekendu mi się strasznie dłuży...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mnie juz w czwartek opanowuje swietny humor :) bo po czwartku piatek...a po piatku sobote!! i moge sie wyspac!! i nikt mnie nie obudzi i moge sie upic i kaca miec w niedziele jak chce...zazwyczaj jesli nigdzie nie wychodze w piatek to lubie posiedziec sobie do pozna aby pozniej w sobote dlugo pospac... :) taki bedzie plan na ten piatek rowniez...a w sobote...dwie imprezy zaplanowane a na jaka pojde jeszcze nie wiem... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

HISTORIA DWOCH CHLOPCOW

 

byli sobie dwaj chlopcy, ktorzy przyjechali do anglii...jeden dzis prawie zacpal sie na smierc i pewnie by umarl gdyby jego siostra nie zadzwonila po pogotowie...

drugi rzucil prace i gdyby nie pomoc pieniezna siostry wyladowalby przed stacja metra z wyciagnieta reka, albo nauczylby sie krasc...

jedna z siostr jestem ja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pzyjechal do siostry tylko podobno na chwile...za jakis czas przyjechala jego dziewczyna-pierwsza w jego zyciu, najwazniesza, tyle razy o niej z nim rozmawiam...mimo iz mial zaledwie 19 lat juz byl zdecydwany zamieszkac z nia i gwiazdke z nieba dla niej zdobyc...gy ona po wakacjach wrocila do polski zerwala z nim, trudno powiedziec dlaczego...chlopak sie zalamal...nie jadl, nie pil, wrak czlowiek...polecial do polski prawie natychmiast...blagal, rozmawial, staral sie wszytko naprawic...nie wiedzielismy co robic, jak mu pomoc...gdy wrocil bardzo plakal, plakal codziennie...nie mogl poskladac zycia do kupy, zawalal terminy, nie mogl znalezc pracy...byl na utrzymaniu siostry, ktora palcila za nigo czynsz, kupowala jedzenie i sprzatala po nim caly balagan jaki robil...kolezanka zalatwila mu owego czasu prace, niestety jego menadzer byl uzalezniony od narkotykow...i tak jakos sie zaczelo...od niewinnego popalania, do codziennego palenia bardz duzej ilosci...wszytkie pieniadze szly na to...nie bylo juz na czynsz...zawalal kolejne terminy, wyrzucili go z pracy...nie placil czynszu, landlady wyrzucila go z domu a ze byl jej winny pieniadze, kazala mu nie wracac...

przyszedl pozniej na chwile...z 40'C goraczka...siostra nie odmowila mu mieszkania...pojechala do polski a on zostal w jej pokoju...katujac swoja obecnoscia innych wspollokatorow...codzienne imprezy,niekonczacy sie nacpani koledzy, kradzierze jedzenia, cpanie na calego...nikt naprawde nie wiedzial ile i co bierze...landlady wyrzucila go ponownie ale on jak zly szelag wracal do mieszkania gdzie dorobil sobie klucze...nikt nie byl w stanie mu pomoc bo arogancja jego siegala zenitu...sprowadzal kolegow i z pokoju siostry zrobili meline-wspolokatorzy byli bezsilni...wszyscy czekali na powrot siostry z polski, a ze ludzie ja bardzo lubili nikt nie chcial wzywac policji do niego...wreszcie wrocila...o zbawienie, odetchneli wszyscy z ulga!!! juz nie bedzie jego! niech idzie krasc jedzenie i zostawiac chlew gdzie indziej!!!

tymczasem wrocilam z pracy i siostra na moje pytanie co robila dzisiaj odpowiedziala mi ze reanimowala brata...przyszedl z pytaniem czy moze sie wykapac bo nie kapal sie od kilku dni...wzial prysznic i gdy wyszedl z lazienki usiadl na sofie i dostal zapasci!!! nie wiadomo co wzial ile wziol...nie powie prawdy siostra zadzwonila na pogotowie...ledwo go odratowali..lezy teraz w szpitalu...jego ojciec plakal jak dziecko, nie wiedza co robic, on musi wrocic do polski, musi ratowac zycie bo koledzy nie pozwola mu "zniknac" z ich zycia...zawsze poczestuja dla zachety

on musi wrocic do DOMU bo bardzo sie zgubil

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dlatego właśnie napisałam, że zabrzmi niezręcznie. Niemal wszystko jest lepsze niż to gówno (mam na mysli narkotyki). I nie mam zamiaru się cenzurować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...jakos zycie go przeroslo w polsce...wynajal mieszkanie, ale czysz byl bardzo wysoki...nie wiedziec czemu kupil sobie psa-chyba czul sie samotny, tuz przedtem mieszkal z rodzicami i robil im pieklo na ziemi swoja obecnoscia, swoja arogancja, doszlo nawet do tego ze mama dostala zapasci z nerwow jakie swoja obecnoscia powodowal

siostra jego byla juz od roku w londynie, nie bylo jej zle...ledwo wiazala koniec z koncem ale jakos sobie radzila...i on postanowil sprobowac szczescia...okazalo sie pozniej ze zostawil po sobie niespalacone dlugi-matka splacila, obrazonego szefa-przyjaciela ojca ktory zatrudniajac syna wyswiadczyl ojcu niemala przuysluge...a syn narazil go na ogromne koszta bo rzucil prace z dnia na dzien nikomu nic nie mowiac

i tak pewnego pieknego dnia pojawil sie brat niezapowiedziany u siostry...bez znajomosci jezyka, bez pieniedzy, z glupim usmiechem na twarzy i arogancja w kieszeni...nie mogl zostac na dlugo, nie mogli sie zniesc-ona jako 18lataka wyprowadzila sie z domu i zaczela zyc wlasne zycie, odpowiedzialne i dorosle, nielatwe ale jednak dawala sobie rade, gdy tymczasem on kasal kolejne rece ktore go karmily

wyjechal nic jej nie mowiac po jednej z klotni...wspollokatorzy przyszli do niej dwa dni pozniej-bezsenne noce, gdzie on jest? czy zyje? wyszedl w ciemna noc! to jest londyn a nie pipiduwa mniejsza!- widzieli go spiacego na lawce w parku niedaleko domu gdzie ona mieszkala...poszla do niego ale tylko na nia nakrzuczal...miarka sie przebrala, odwrocila sie na piecie i odeszla, zawolal ja, wrocila...przespal sie u niej w pokoju gdy ona ciezko pracowala...wyjechal ze wszytkimi pieniadzmi jakie mogla mu dac 2 dni pozniej...gdzie nie wiadomo, w polsce zostala nazeczona-jedyna nadzieja calej rodzimy na to ze on wydorosleje, sprowadzil ja pozniej i zycli z nadzieja na wspolne zycie jakis czas razem...ale juz nie sa razem-bardzo smutna historia i uczynila 3 ludzi bardzo nieszczesliwymi i samotnymi

miesiac pozniej odezwal sie ze zyje...nie wyladowal daleko, 30 km od londynu

jakis polski ksiadz go przygarnal

perypetie z kosaniem reki ktora karmi nie maja konca...nie maja tez konca klotnie rodzenstwa i pozyczanie pieniedzy na wiaczne oddanie

brat rzuca kolejne prace bo zle go traktuja, bo placa za malo w kolejnych wiec nie idzie nawet na spotkania...zyje na karku innym...dobrym ludziom ktorz go przygarniaja pod wlasny dach i kazdemu "sra w gniazdo", a siostra mimo iz szlak ja jasny trafia pozycza mu kolejne [ieniadze, zalatwia kolejne prace, bo nie moze przeciez doposcic do tego aby on wrocil do polski i zamieszkal na nowo z rodzicami ktorych niechybanie teraz wykonczy!!! na amen!!!

 

i apogeum! po decyzji-juz wiecej pieniedzy nie dostaniesz nastepuje kalejna katastrofa...pod wplywem ciezkiem pracy jego kregoslup nie wytrzymuje...on nie moze sie ruszac, praca nielegalna czyli nie ma ubezpieczenia...caly czas klamal wszytkim naokolo ze ubezpieczenie jest, rezygnuje z pracy jego "przyjaciel" z ktorym mieszka, a ktory jest wlascicielem pub'u wymawia mu mieszkanie...on nie ma pieniedzy nawet na jedzenie, nie ma nawet na bilet do mnie

dzwoni do mnie i z glupim usmiechem na twarzy mowi ze jakos sobie poradzi, ze teraz co prawda sie przeprowadza do parku a konkretnie jutro...ale jakos sobie poradzi!!!szlak mnie jasny trafia!!! jak mozna byc takim nieodpowiedzialnym, jak mozna nie zaoszczedzic pieniedzy, nie znalezc lepszej pracy za wczasu...wiec biore oszczednosci i mowie ze zaplace za caly miesiac czynszu i dam mu pieniadze na jedzenie oraz dam mu jedzenie jakie tylko mam w domu, aby tylko znalazl sobie prace, aby poukladal sobie zycie do kupy, ze teraz bedzie mial na spokojnie czas, komfort jakiego ja nigdy nie mialam...nie wiem co z tego wyjdzie...

bardzo samotny jest ten czlowiek a mnie brak cierpliwosci aby byc jego przyjacielem...za duzo mnie to kosztuje...musze ratowac siebie, musze ratowac rodzicow, musze ratowac jego, bardzo jestem juz zmeczona

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

smutna ta Twoja historia... Nie wydaje mi się abym miała prawo wypowiadać się na temat Twojego brata, bo przecież go nie znam, ale po przeczytaniu tego co napisałaś jakoś tak smutno mi się zrobiło. Wydawać by się mogło, że każda sytuacja może mieć dobre zakończenie, ale tutaj nic, chyba, nie zależy ani od Ciebie, ani od losu, tylko od jednego człowieka ...

 

Ja też mam brata, ale jakżesz innego. Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko związani, żadnych czułych słówek, wiecznie się kłóciliśmy, teraz ciągle mnie krytykuje, o każdy najdrobniejszy szczegół, który u innych i u niego uchodzi płązem, a w moim przypadku dochodzi do rangi międzygalaktycznej. Dużo bardziej lubię towarzystwo bratowej ...

Ale wiem, że w razie problemów rzuci wszystko i mi pomoże. Tak jak i ja pomoge jemu. Potem damy sobie blaszki po głowach i będzie po staremu. Ale możemy na siebie liczyć. To naprawdę bardzo dużo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...