Skocz do zawartości

Własna rzeczywistość- terminy medyczne


Enkiel

Rekomendowane odpowiedzi

Tytuł oczywiście ma przede wszystkim zwrócić uwagę ale zwięźle opisuje to o co chciałbym zapytać.

Rozmyślam ostatnio (doświadczam/zauważam-w sumie wychodzi na jedno) nad tym, że wraz z rozwojem moje spojrzenie na świat ulega zasadniczym zmianą. Świadomość się rozwija i zmienia a wraz z tym pojawiają się nowe możliwości percepcji oraz interakcji z otoczeniem. Wszystko fajnie, pięknie itd. tylko w tym miejscu pojawia się mój problem.

Mianowicie, idąc tą drogą dochodzimy do punktu, w którym nasza rzeczywistość ( to jak ją doświadczamy i co możemy z nią zrobić) jest coraz mniej zintegrowana z rzeczywistością reszty populacji. W ramach wyjaśnień: przyjmuję, że rzeczywistość jest relatywistyczna oraz to, że wszyscy doświadczamy jej w podobny sposób jest efektem pewnej formy umowy społecznej.

A wiec, rozwijając się zyskujemy coraz większą władzę nad naszą rzeczywistością. Wraz z tym pojawia się możliwość świadomego jej kształtowania a ona z kolei powoduje coraz częstsze, nazwijmy to, łamanie w.w. umowy społecznej. Z perspektywy osoby rozwijającej się jest to cudowny i pożądany (prawda?) proces, jednak z perspektywy reszty świata jesteśmy osobami łamiącymi umowę. Takie osoby, niejednokrotnie jest to proces podświadomy (wyczuwamy, że ktoś gra według "innych zasad"), zazwyczaj (czytaj zawsze) spotyka ostracyzm. Do wspomnianego ostracyzmu odnosi się druga część tytułu.

Podsumowując zadam swoje pytania.

1) Czy nie uważacie, że można rozwijać się (magicznie) duchowo i uniknąć nalepki schizofrenika, czy może te dwie rzeczy się wykluczają?

2) Czy gotowi bylibyście się wyrzec tego świata by rozwijać się dalej czy może uważacie, że lepszą formą jest przyjęcie systemu, który pozwala na przeskoki ? (patrz trans szamański- cyk i jestem w transie -> robię co chcę, cyk -> jestem grzeczny/normalny, gram "według zasad''.)

3) I na koniec najbardziej filozoficznie. Przyjmując, że posiadamy nieśmiertelną dusze. Wyższe "ja", które posiada możliwości percepcji oraz kreacji, za która tak zazdrośnie się oglądamy przeżywając nasze życia. Oraz, że jakiś czas temu postanowiliśmy ograniczyć się tą fizyczną powłoką by doświadczyć przyjemności życia w fizycznym świecie. Czy poświęcanie czasu na pościg za zdolnościami, które sami ograniczyliśmy oraz otrzymamy ponownie, gdy skończy się okres przydatności naszych fizycznych ciał nie mija się z celem naszej bytności tutaj ? Jesteśmy grupą ludzi, która próbuje oszukiwać w grę, której zasady sama określiła, czy może motywem przewodnim naszego życia jest doświadczenie "potęgi" (siły/władzy...) ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) Czy nie uważacie, że można rozwijać się (magicznie) duchowo i uniknąć nalepki schizofrenika, czy może te dwie rzeczy się wykluczają?

 

Da się uniknąć, nie opowiadając o tym nikomu, a zwłaszcza lekarzowi :D A tak serio są pewne kryteria diagnostyczne i gdy one zostaną spełnione lekarz może wystawić diagnozę- schizofrenia. Przynajmniej u części osób zajmujących się magią taka diagnoza byłaby możliwa :)

 

2) Czy gotowi bylibyście się wyrzec tego świata by rozwijać się dalej czy może uważacie, że lepszą formą jest przyjęcie systemu, który pozwala na przeskoki ? (patrz trans szamański- cyk i jestem w transie -> robię co chcę, cyk -> jestem grzeczny/normalny, gram "według zasad''.)

 

Ale tutaj wyzwaniem jest nauka. Sięgasz do świata duchowego po przez rytuały (w jakiejkolwiek formie zechcesz ich użyć), ale pamiętając też o codzienności. Mag nie ma uciekać tylko i wyłącznie w świat duchowy (np po przez sny), ale musi się nauczyć płynnie poruszać między codziennością, a resztą aspektów swojej praktyki :) (mam nadzieje, że w miarę zrozumiale to napisałem)

 

Ostatnie pytanie pozwolę sobie zignorować :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) Czy nie uważacie, że można rozwijać się (magicznie) duchowo i uniknąć nalepki schizofrenika, czy może te dwie rzeczy się wykluczają?

 

Oczywiście, że można się rozwijać unikając naklejki "schizofrenia".

Generalnie schizofrenia to taki trochę straszak - to, że ktoś się rozwija w taki czy inny sposób i jest, z punktu widzenia otoczenia, dziwny nie oznacza, że od razu wsadzą go do szpitala i będą dawać dziwne proszki.

 

Obecnie dużo się pisze i mówi o tym jak różne techniki grzebania sobie w głowie (ładnie się to nazywa bodajże wpływaniem na umysł) mogą wpływać na zdrowie psychiczne. Wiemy, że wśród np. osób zajmujących się huną odsetek prób samobójczych czy w ogóle hospitalizacji w oddziałach psychiatrycznych jest zwiększony, ale nie do końca wiadomo dlaczego tak jest.

 

Inna sprawa - rozwojem duchowym zajmują się osoby, które mają różne problemy i sądzą, że taki właśnie rozwój pomoże im je rozwiązać. Potem na skutek stosowania różnych technik to wszystko zaczyna się nasilać i pojawia się problem.

 

Przynajmniej u części osób zajmujących się magią taka diagnoza byłaby możliwa :)

 

Na dobrą sprawę ciężko powiedzieć - to, że ktoś np. twierdzi, że gada z demonami czy duchami i je słyszy nie oznacza automatycznie, że ma omamy, a w konsekwencji schizofrenię.

 

Mag nie ma uciekać tylko i wyłącznie w świat duchowy (np po przez sny), ale musi się nauczyć płynnie poruszać między codziennością, a resztą aspektów swojej praktyki :) (mam nadzieje, że w miarę zrozumiale to napisałem)

 

Zgadzam się, co więcej uważam, że osoba zajmująca się magią powinna być silnie osadzona w świecie materialnym. Fruwanie pod sufitem nie jest najlepszym wyjściem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wbrew pozorom schizofrenia nie daje się tak łatwo pomylić z odmienną percepcją rzeczywistości. Kiedy rozszerzasz swoją percepcję otrzymujesz inny, ale spójny obraz wszechświata, schizofrenicy natomiast są jak rozbite lustra, tracą siebie i nie mają już jednego świata, ani dwóch, ale masę potłuczonych kawałków. Więc etykietki schizofrenika można uniknąć. Co najwyżej zdiagnozują ci coś innego ;-)

Tym co najbardziej boli (przynajmniej mnie) jest jednak etykieta dziwaka. Owszem możesz nie mówić o swoich zainteresowaniach, ale jeżeli odgrywają one ważną rolę w twoim życiu to ciężko udawać, że nie masz z tym nic wspólnego.

Każda droga ma swoje konsekwencje i każdy wybór niesie ze sobą pewne poczucie bycia odrzuconym przez tych, którzy dokonali innych wyborów.

 

Co do wyrzeczenia się świata materialnego - odpowiem cudzą odpowiedzią, Buddy. On właśnie stwierdził, że jednakowo zaślepiony przyjemnościami jest jogin pogrążony w dążeniu do wyższych doznań i hedonista uganiający się za materialnymi przyjemnościami. Obaj bowiem dążą do rozkoszy, jeden do cielesnej, drugi duchowej. Dlatego właśnie sugerował złotą ścieżkę środka, gdzie obie tendencje pozostają w równowadze.

 

Co do trzeciego pytania - nie wiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałem sie jeszcze odnieść do jednej wypowiedzi Adama:

 

A tak serio są pewne kryteria diagnostyczne i gdy one zostaną spełnione lekarz może wystawić diagnozę- schizofrenia.

 

W teorii tak - są kryteria (np. w DSM-IV) i tak dalej. W praktyce jednak, pacjenci mają bogata i dziwną symptomatologię, schizofrenia tez nie jest jednorodna więc z rozpoznaniem bywa spory problem. Prawdę mówiąc sam się czasami zastanawiam skąd takie, a nie inne rozpoznanie. Czasem (rzadko, bo rzadko, ale jednak) zostaje chyba tylko postępowanie w stylu "dajmy mu risperidon i zobaczmy co będzie".

 

Tym co najbardziej boli (przynajmniej mnie) jest jednak etykieta dziwaka. Owszem możesz nie mówić o swoich zainteresowaniach, ale jeżeli odgrywają one ważną rolę w twoim życiu to ciężko udawać, że nie masz z tym nic wspólnego.

 

Moim zdaniem to zależy co i komu się mówi. Opowiadanie wszystkim dookoła o tym czy owym nie jest IMHO najlepszym pomysłem. Ludzie uważają wtedy człowieka za mniejsze lub większe dziwactwo (pozytywne lub nie).

 

Z bliskimi znajomymi jest, z mojego doświadczenia, nieco inaczej. Zaakceptowali moje nieco dziwne zainteresowania traktując je jako sprawę poboczną albo po prostu boją się powiedzieć, że coś im nie pasi :>

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość rastar

Ja bym ta gre nazwał raczej przypominaniem sobie, myślę że nie było naszą intencją przez przyjście tutaj zapomnienie wszystkiego, być moŻe dzieje sie tak dlatego że tak jest skonstruowany ten świat, gdzie człowiek odsunął sie od natury i skierował tylko w stronę konsumcjonizmu, oraz sam narysował sobie linie oraz zbudował klatki w których dobrowolnie żyje czasem mażąc o tym aby z niej uciec.

Myślę że nasza natura jest inna ale oddaliliŚmy się od niej a teraz powoli wracamy.

Czy błądzenie między żeczywistosciami, cóż teraz może tak to wygladać ,bo dyktują to czasy otoczenie i wychowanie, trzeba się dostosowac.

Wiele wieków przed nami gdy ludzie uwarzniej potrafili słuchać siebie i żyć w zgodzie ze swoja naturą pewne zjawiska które mieszcza się dziś w przedziale shizofreni były zapewne normalne.

 

Nie trzeba sie tez moim zdaniem niczego wyżekac, można stworzyć swój świat, i nie mam tu na myśli oderwania od tego.

No i przyjmując ze wyrzekliśmy się tego przed przyjsciem na świat, ale wcale przyjmować tego nie musimy.

Edytowane przez rastar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem podpowiedzi dotyczące poszukiwania równowagi. Odpowiedniego wyważenia życia codziennego, relacji "zewnętrznych" z ludźmi i światem, oraz rozwoju wewnętrznego. Osobiście jestem jak najbardziej zwolennikiem takiego podejścia. Sądzę, że skoro istniejemy w tym świecie to powinniśmy doświadczać życia w nim bo gdyby naszym priorytetem było ciągłe przebywanie, nazwijmy to, w "domenie ducha" to nie fatygowalibyśmy jako byty/osoby się do fizycznej rzeczywistości.

Przekonany jestem jednak, że nie jesteśmy tylko zbiorem tkanek ograniczonym skórą. Nie potrafię tego faktu już ignorować.

Wydaje mi się, że to właśnie jest źródłem moich rozterek oraz niepokoju (o którym niżej).

Przepraszam za to, że moja wypowiedź jest trochę chaotyczna. Przemyślenia jeszcze się nie "uleżały" w głowie, kurz nie opadł, jest bałagan ;D.

A zatem, rozmyślając o koncepcji poszukiwania równowagi oraz moich niedawnych doświadczeniach (zastanawiałem się czy nie odlatuję za daleko) doszedłem do dwóch wniosków:

1) Tak naprawdę prawie nie podejmuję działań magicznych. Zdarzają się pojedyncze przypadki podczas których starałem się wpłynąć na "swój świat" ale nie są one w żaden sposób sformalizowane ani specjalnie konkretne. W sumie staram się po prostu dostać możliwie "wysoko" i dobitnie stwierdzić "...chcę TO.". (Inną rzeczą jest to, że wszystkie rytuały i techniki magiczne mają za cel przekazać informację "wyżej" by spowodować zmiany tu na "dole" (to nie miejsce na to więc się nie rozwijam), są narzędziami umożliwiającymi kontakt pomiędzy częściami naszego bytu. No, przynajmniej tak to teraz odbieram). Nie postrzegam jednak tego co robię za "magiczne".

2)To co odebrałem jako przekroczenie pewnego punktu równowagi było tak naprawdę tylko oderwaniem się szalki od podłoża.

Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że jestem jeszcze zielony. Nie mniej, już te parę przebłysków, to jak szybko świat reaguje na jasno wyrażoną wolę czy to na co pozwala empatia (nie wiem czy nadal można to nazwać empatia...).

Przeraziło mnie to... Dlatego chciałem wiedzieć czy mieliście podobne odczucia...

Strach wynikał z tego, że czułem że jest to jedna z tych granic po których przekroczeniu nie można już się cofnąć. Gdy pierwszy raz mocno staniesz na obu nogach nigdy nie stwierdzisz: Nie, skakanie na jednej bardziej mi się podobało. Wolę podskakiwać do końca życia... . Na tym właśnie polegało wspomniane przez mnie wcześniej "wyrzeknięcie się świata" po prostu nie byłem tego świadom.

Kolejnym niepokojący aspekt związany jest z tym o czym wspomniał Raffard, w tym miejscu chciałem za to podziękować.

Mam na myśli osoby, które poszukują w rozwoju duchowym odpowiedzi na problemy, z którymi sobie nie radzą. Nie powiem żeby przestali - bo nawet gdyby przeczytali to to by nie posłuchali. Pozwolę sobie zatem prosić o ostrożność bo z im większym bagażem idzie się tą drogą, tym większa szansa na to żeby się pokaleczyć. Sam nie jestem święty, mam parę blizn i jeden czy dwa ciernie, z którymi się jeszcze nie uporałem. Miałem zatem okazję zauważyć, że im jesteśmy "wyżej" tym szybciej świat odpowiada na nasze potrzeby. I to wszystkie potrzeby/przekonania. To czego się boimy i nieprzyjemne sytuacje materializują się tak samo łatwo jak te pożądane i przyjemne. To może być niebezpieczne jeśli uciekamy przed zbyt duża ilością rzeczy. ( Wierze, że nie spotyka nas nic z czym nie moglibyśmy sobie poradzić. Jednak, gdy zbierze się parę rzeczy... nie wszyscy, nie zawsze, nie bez bólu...).

Mały apel dla idących podobną drogą ;]

W sumie poradziłem sobie ze swoimi rozterkami, temat się dla mnie wyczerpał. Z przyjemnością jednak przywitam wasze przemyślenia na temat mojej wypowiedzi. Dziękuje za dotychczasowe odpowiedzi.

Pozdrawiam J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...