Skocz do zawartości

Coś optymistycznego :)))


_Domi_

Rekomendowane odpowiedzi

By wyjść naprzeciw innym tematom, wpadłam na pomysł by coś zapodać optymistycznego "historie z życia",coś co sprawi że uśmiech zagości na naszych twarzach, nie chodzi o kawały , czy fantazje lecz chodzi o historie z życia wzięte ,które poprawiają wam nastrój i z chęcią wracacie pamięcią do tych sytuacji, sprawiają że się uśmiechacie .

O spełnianiu waszych marzeń ,celi ,osiągnięciu sukcesów jak i te najbardziej śmieszne które się wam przytrafiły i po dziś dzień was bawią.

 

Liczę na to że temat się przyjmie, bo na pewno każdy w swoim życiu miał różne tego typu sytuacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

To ja powiem o historii, jak przydałrzyła mi się w zasadzie w dzieciństwie, a która jest... magiczna.

Kiedy wracam do niej pamięcią, samej trudno mi w to uwierzyć, ale zapewniam darzyło się naprawdę.

Byłam na koloniach nad Bałtykiem, w Kołobrzegu. Jak to u kolonistów jeszcze w drodze nad morze wpadłam w oko pewnemu chłopcu. Z wzajemnością. Wówczas były to pierwsze tzw "chodzenia" :serduszka:

I zaraz po przyjeździe na miejsce ten chłopak kupił mi w sklepie z pamiątkami pierścionek z bursztynem. Pech chciał, że dwa czy trzy dni póxniej zgubiałm ten pierścionek. I to podczas kąpieli w morzu. Zsunął mi się z palca i zanim się zoreintowałam przepadł w bałtyckich odmętach.

Ostatniego dnia kolonii siedziałam przy brzegu orza, częściowo w nim zanurzona i rozawiając z koleżanką bawiłam sie morskim piaskiem, wciskając w niego dłonie i czekając na fale. I kiedy już miałam wychodzić nagle poczulam, ze wciskając palce w pisek coś mi sie na palec wsuwa. I był to mój perścionek. A przynajmniej taki sam i pasował jak ulał.

Cieszyłam się ogromnie. A pierścionek mam do dziś choć już za mały :icon_smile2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To faktycznie fajna historia :usmiech:

 

To ja opowiem coś od siebie.

Moje początki z allegro. Wiem że się tym ośmieszę:lol:

Pierwsza wystawiona rzecz na allegro - ktoś kupił, zapłacił za przesyłkę i towar ,wszystko ok.

Ja taka całkiem wtedy zielona poszłam na pocztę i wysłałam paczkę i powiedziałam "na koszt odbiorcy" - zwyczajnie nie wiedziałam co i jak ,jakaś byłam zamotana i szczęśliwa sukcesem sprzedaży.

Minęło kilka dni listonosz puka do drzwi z paczką -ja w szoku i myślę "niespodzianka" :lol:

A ja paczkę zaadresowałam do siebie:glupek2:i wróciła do mnie.

Sukces w tym że jakoś dziewczyna była wyrozumiała i podarowała mi gafę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To faktycznie fajna historia :usmiech:

 

To ja opowiem coś od siebie.

Moje początki z allegro. Wiem że się tym ośmieszę:lol:

Pierwsza wystawiona rzecz na allegro - ktoś kupił, zapłacił za przesyłkę i towar ,wszystko ok.

Ja taka całkiem wtedy zielona poszłam na pocztę i wysłałam paczkę i powiedziałam "na koszt odbiorcy" - zwyczajnie nie wiedziałam co i jak ,jakaś byłam zamotana i szczęśliwa sukcesem sprzedaży.

Minęło kilka dni listonosz puka do drzwi z paczką -ja w szoku i myślę "niespodzianka" :lol:

A ja paczkę zaadresowałam do siebie:glupek2:i wróciła do mnie.

Sukces w tym że jakoś dziewczyna była wyrozumiała i podarowała mi gafę :)

 

Haha, dobre :icon_lol:

super są takie opowiastki :))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma
:oklasky: Bądź z siebie dumna, ja taki numer zrobiłam kiedy byłam doświadczonym spzredającym i usprawiedliwiam się tylko tym, że w tym czasie adresowałam i wysyłałam dużo paczek. Na jednej pomylilam adresata z nadawcą.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dominiko111, he he :_okok: fajnie. Czasem każdy z nas jest zakręcony. Ja też mam takie swoje historyjki.

Oto jedna z nich. Taka sobie, ale u mnie zawsze wywołuje uśmiech na twarzy.

 

Przyjechałam do domu na święta. Wówczas mieszkałam jeszcze w Niemczech i bywałam raczej raz na rok w kraju. Głownie używałam Niemieckiego oczywiście. No i szczęśliwa, że teraz jt już niezależna istotką. Szczęśliwa z faktu posiadania pracy oraz że wpadłam na wesoły dodatek do prezentu dla siostry, udałam się świeżo po powrocie do sklepu zoologicznego. Zakręcona z wielkim bananem na ustach chciałam sie dowiedzieć jak dbać to o złotą rybkę. I zaczynam bardzo ładnie i grzecznie aż tu nagle wielki, gigantyczny "blackout". Wcieło mnie. Nie mogłam sobie za chiny przypomnieć jak się to się mówi po polsku. Ale twarda ze mnie sztuka, humorek dopisywał, więc liczyłam na wsparcie pani sprzedawczyni :czarodziej: i zaczynam się słodko uśmiechać, gestykulować: " No wie pani, kurcze jak to się mówi" i powtarzam dalej " pflegen, no pflegen" Gimnastykowałam się, prężyłam wdzięcznie i.. NIC :] Pani patrzyła na mnie jak na wariatkę. He he.. po jakiś 10min. chyba udało mi się wybrnąć.. metodą opisową chyba :hahaha:choć nie pamiętam do końca jak to się zakończyło. Jedno jt pewne, złota rybka + 3 życzenia znalazły sie pod choinką. Dwa na pewno się spełniły. Co do trzeciego nie jt pewna. Muszę zapytać siostry.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no pamietam jak podrygiwałam z nozki na nozke :D czarowałam pania ostro calym swoim wdziekiem i inteligencja :]

Mam teraz co wspominac. Może jutro napisze cos jeszcze z temu podobnych ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Ja z językiem miałam tylko raz kłopot, jak spędzłam wakacje u mojego młodszego kuzyna. on wowczas jeszcze slabo mówił i pzreinaczał wyrazy. Między innymi nie mówił helikopter a hajkopter. A ponieważ miał taką zabawkę więc często używałam jego wersji słowa bo tak lubił. I po wakacjach za chiny nie mogałam sobie pzrypomnieć jak to się włąściwie mówi. Dopeiro gdzieś w słowniku wyczytałam ;)

 

Natomiast z językiem to miałam z synem takie śmieszne pogadanki. On do 5 roku życia nie wymiawał r tylko "l". I kiedyś mówi tak: zlób mi makalon. A ja na to:

co to makalon.

Mamo nie makalon tylko makalon :)

Dzieciaki nie słyszą tych błędów.

 

Kiedyś zaś wstał z popołudniowej drzemki i miał włosy zagniecione tak na koguta. I ja mówię do niego, zobacz jakiego masz koguta na głowie. Potem oczywiście wyjaśniłąm co to znaczy. I mój syn dumnie poszeł do dziadka i mówi: dziadku dziś na głowie miałem kulczaka.

 

Miał wtedy jakieś 3 latka, mój synus. :serduszka:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo z dzieciaki bywa często wesoło :lol:

Mój syn w lipcu miał napady radochy i zamiast mówić hura ,hura powtarzał podobne temu słowo którego tu nie ośmielę się napisać. Oczywiście nic nie mówiliśmy z rodzinka bo by zaczął się zastanawiać o co chodzi ,a tak to tylko popatrzyliśmy na siebie z lekkim uśmieszkiem , a moja chrześnica co ma 13 lat miała nieziemską ,powstrzymująca się ze śmiechu i zawstydzoną minę:usmiech::wstydnis:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego własnie byłam zadowolona, że skoro nie mówi już "r" to przynajmniej zastępuje go "l" a nie "j' :chytry_na:

 

Właśnie ,a on mówi "l" tylko w tym przypadku mówił "j" a "r" jak powie to takie krótkie i wybrakowane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swietny temat !!!jak piosenka Kasi Kowalskiej he he ;)

Ja ma tez historie ktora wspominam

Mam przyjaciolke od serducha,znamy sie od piaskownicy,wiadomo zabawy wszystko razem....

Lato wakacje sloneczko wiec chcialam isc po nia aby sie bawic na dworze wraz z innymi kolezankami...i tu sie zaczyna -gd tylko sie dzwonilo do drzwi (czasem pare razy dziennie ;))wyskakiwala jej mama i ze scierka mnie gonila wyrzucajac mi ze wyciagam Kasie na manowce...Juz potem wszyscy sie bali do niej isc bo wiedzieli czym to grozi...

Dzis po latkach siedzac z Kasia wspominamy dzis juz Sw.Pamieci jej mame ktora zdzielala nas szmatka kuchenna wydawalo sie ze dosc powaznie..i tak dzieki temu ciagle zyje w naszych pamieciach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajna historyjka - miałam podobne w swoim życiu ale może bez uzycia ścierki :)

,a co do tematu - nawet nie zwróciłam uwagi że identyczny tytuł jak piosenka Kasi ,ale faktycznie masz racje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to teraz czas na moją historyjkę a właściwie mojego brata młodszego. Za młody był to ciekawski osobnik,wszystko musiał dotknąć,sprawdzić i oczywiście "ja siam", nie lubił jak sie mu pomagało. Pewnego razu bawiąc się na podworku z pieskiem (mieszaniec owczarka niemeickiego). Znalazł dość pokaźny patyk i korzystając z okazji,że piesek stał tyłem do niego,patyk próbował włożyć w miejsce najbardziej pasujące otworem ;> piesek nie był zadowolony :) ale przynajmniej mamy pewneść co do jego orientacji :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

najzabawniejsze są chyba historie związane z dziećmi :) ja przynajmniej kocham takie :)

przypomniała mi się własnie moja własna, gdy miałam 2 latka, szybko zaczęłam mówić, byłam bardzo ciekawą świata dziewczynką :)

Gdy zobaczyłam tatę w samych slipkach byłam w szoku i stwierdziłam, że tato kupę w majtki zrobił ;D haha bo przecież czemu tak dużo z przodu miał :D

ale, że często się przyglądałam musiałam podpatrzeć co tam rzeczywiście jest.. i pewnego ranka zerknęłam znienacka pod kołdrę rodziców i zobaczyłam :D haha ale miałam zdziwienie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

shimmy i maddlen :lol: dobre ,dobre :)

 

Ja wam opowiem coś o sobie i o tym jak miałam około 3-4 lat i chciała zwrócić uwagę taty (oczywiście wiem o tym jedynie z opowiadań).

Mieliśmy w domu gości ,wszyscy grali w karty i byli bardzo zajęci sobą .

Ja podchodzę do taty i ciągnąc go za rękaw mówię "tato " i nic , za chwile znów "tato " a on nic i tak kilka razy,no to wpadłam na genialny pomysł i poszłam do kuchni po tłuczek drewniany do ziemniaków -czy coś temu podobne i jeszcze jedna próba "tato" i nic to wzięłam i walnęłam go tym tłuczkiem w głowę, mówiąc znów to żałosne "tato" i tata tak zwrócił na mnie uwagę i nie tylko on ,że odechciało mi się wołania i śmiania .Potem podobno wszyscy mieli ze mnie niezły ubaw, ale to już było po za mną.Heh.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie w pracy czasami (statystycznie co dwa dni) zdarzają się dziwne sytuacje...

Kiedyś do biura przyszedł klient, wielce roszczeniowy i z nastawieniem "sie mu należy", niestety sie mu nie należało... z krzykiem, wielce oburzony wyszedł, z impetem zamykając drzwi, w tym samym momencie zadzwonił telefon. Kolega, który odruchowo odebrał, zapatrzony na odchodzącego roszczeniowca powiedział półgłosem wprost do słuchawki: "nie trzaskaj drzwiami ch***ju..." :ysz_na:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję shimmy :))

Dzięki arabice przypomniała mi się historia jak pracowałam w pomocy technicznej dla jednej z firm dostarczających miedzy innymi internet .

Jak to na pomocy technicznej wiadomo, odbieramy telefony od rożnych klientów od tych bardziej kumatych i mniej w świecie informatycznym. Podczas rozmowy należy zachować 100% spokoju .Jeden z kolegów mówi do mnie "jak masz dość jakiegoś trudnego klienta, a chcesz by Ci ulżyło ,to wycisz mikrofon i nawrzucaj jak tylko chcesz ,by tylko ulżyło" i powiedział ze pokaże mi jak to się robi, no i niebawem pokazał, z tym że pomylił przycisk wyciszający z innym przyciskiem i niestety klient miał tą przyjemność wysłuchać niezłej litanii .

Sama nie wiedziałam wtedy czy mam się śmiać ,czy płakać - ale teraz się śmieje :))) heh...

Edytowane przez _Domi_
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetny wątek!

Z dzieciństwa to pamiętam, że wszyscy się śmiali, jak przykładałam sobie do ucha wielką muszlę i nieustannie mówiłam, że słyszę "sium mozia". Ja tam nie widzę do dziś w tym nic zabawnego, ale jak tylko rodzina się zbierze i wspomina, to masakra!

Często zdarza mi się mówić "dziękuję" zamiast np. "dzień dobry", albo wsiadając do autobusu prosić bilet na przystanek, z którego właśnie odjerzdżam. Kilka dni temu w pracy kobitka zadzwoniła, zapytała o kolegę piotra i potem się dopiero przedstawiła: "maria z tej strony", a ja na to "nie ma piotra z tej strony", a na koniec, zanim mi podziękowała, to wypaliłam, że "nie ma za co". No i wyszłam na gbura pewnie :)

 

A teraz mniej śmieszna, ale bardzo optymistyczna historia:

Dwa lata temu pojechałam, jeszcze jako studentka, do pomocy przy pewnym przedsięwzięciu organizowanym przez mój wydział. Traf chciał, że nikt więcej się nie zgłosił. Już myślałam, że nie będę miała się do kogo odezwać, ale poznałam tam chłopaka, który również charytatywnie się tam udzielał. Tak więc umilaliśmy sobie czas flirtem i ciekawą rozmową. A pracy było strasznie dużo, nawet nie miałam kiedy zjeść. Miejscowość, w której byliśmy była oddalona jakieś 15 km od morza, którego ja nigdy nie widziałam (no, jak miałam 3 latka) i bardzo chciałam tam pojechać, ale na to też nie było czasu. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy ostatniego dnia, już z walizką w ręce, przywitał mnie mój Flirciarz i powiedział, że już rozmawiał z "szefostwem" i zabiera mnie nad morze. Pojechaliśmy więc, lało jak z cebra i burza ogromna była, na morzu praktycznie sztorm, wokoło mgła, z oddali dochodził dźwięk latarni morskiej... Nie zważając na zimno zdjęłam buty i pobiegłam do wody. Cali mokrzy wróciliśmy do ośrodka. Wracaliśmy też razem do domu, ale na koniec nie wymieniliśmy się nawet numerami telefonów. Dwa dni później znalazłam jego numer gg w necie i kontakt utrzymujemy do dziś. Jest w moim życiu jedynym człowiekiem, który ot tak, jakby pstryknął palcami, spełnił moje marzenie. Dzięki niemu wierzę, że anioły można spotkać wszędzie i w każdym człowieku. I zawsze ma to jakiś cel. Potrzeba tylko je zauważyć, a potem…dać spokojnie odejść. Ale miało być optymistycznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... czytając historię kolibra przypomniała mi się inna piękna wpadka językowa :)

Piękne lato, msza w kościele w której uczestniczy może 50 starszych osób, na parafii nowy ksiądz - też starszy, który po kilkudziesięciu latach we Francji postanowił wrócić do kraju. Msza przebiega spokojnie, wszystko ok i... nadszedł czas na kazanie. Na początku powoli, czyta z kartki, potem oczywiście już po swojemu z głowy. Ja, pewnie jak większość w kościele, zatapiam się w swoich myślach. W pewnym momencie - szok. Coś wyrywa mnie z zamysłu. Patrze na księdza a on... nawija do nas po francusku. Cały kościół w szoku, ksiądz tak się zafascynował że zapomniał którego używa języka :D skapnął się może po jakiś 2 minutach gadania :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się zaraz przypomina też dobra akcja ;) Jedziemy z rodzicami samochodem - tata jakoś zabłądził i chciał ustawić GPS-a dobrze, stanął na poboczu i nagle patrzymy idzie do nas jakiś pan (lekko wczorajszy:P), a że mieliśmy szybę otwartą to slyszymy "Polish?" A moja mama wypala (zaznaczam, że mieszkamy na terenach śląskich): "Ni jo nie pole" xD Polyglotka normalnie hehe :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ojej,o tym, co mi sie smiesznego przytrafilo moglabym pisac i pisac, bo ja to zakrecona duszyczka... :)

Apropo dzieci, to skojarzyla mi sie taka wrecz "magiczna", a przynajmniej niepowtarzalna historia:).

Mialam gdzies ok 11 lat. Kolezanka mojej mamy miala 2 bilety na jakis teatr dla dzieci, ktory przyjechal do naszego miasta, wiec mama kazala mi tam isc. Pamietam ze nie chcialam tam isc, bo wstydzilam sie kolezanki mojej mamy, ktorej nigdy nie widzialam. "Pani Malgosia" miala na mnie czekac przed teatrem :).

Poszlam tam, no i pytam sie jakiejs babki, ktora tam czekala, czy jest "Pania Malgosia". Okazalo sie, tak. Poszlysmy do teatru, siedzialysmy w 2 rzedzie, mimo ze mama mi mowila, ze bedziemy siedziec gdzies na koncu. " Pani Malgosia" pytala mnie o moja babcie, w zyciu nie myslalam, ze ona ja zna...myslala, ze to babcia mnie wyslala?? Oczywiscie wrodzona niesmialosc nie pozwolila mi zapytac, czemu myslala, ze babcia mnie wyslala, nie mama :(

Wrocilam do domu i od progu dostaje "ochrzan" od mamy, gdzie bylam, bo "pani Malgosia" dzwonila, ze nie przyszlam !!!!

Okazalo sie, ze trafilam na inna "pania Malgosie" :). Do tej pory nie wiem, co to byla za kobieta. hihihi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ot, taka kolejna rodzinna anegdota.

Dawno temu moja, trzyletnia wtedy kuzynka była u nas z ciocią. Jako, że bardzo "kochała" zwierzątka, zaczęła tulić do siebie naszego kota. Kot już machał bezradnie nóżkami, ale Martynka nie chciała go puścić. Między moją Mamą a kuzynką wywiązał się taki oto dialog:

Mama: "Martynka, postaw kotka, bo cię pokopie"

Martynka: "Ne kope me kotek"

Mama: "Kotek cię ne kope, bo kotek ne żyje!"

Oczywiście kot uszedł z życiem, ale kuzynka nie dusiła go już więcej. Biedne zwierzę! Historia do tej pory wywołuje u mnie salwy śmiechu.

 

Z wpadek jezykowych przytrafiło mi się coś niezbyt oryginalnego. Kiedyś na dworcu kolejowym w Anglii chcieliśmy sie z Mężem czegoś dowiedzieć i dalej łamiemy sobie jezyki, na co facet odpowiada nam piękną polszczyzną...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To i ja opisze najbardziej zakrecony dzien w moim zyciu.

 

Otóz, bylo to zima, jakos styczen/luty, bo zblizala sie sesja zimowa.

Na zaliczenie z metodyki trzeba bylo przygotowac grupowy projekt 10 gidzinny zajec dla wylosowanego osrodka. Moja grupa (ja i kumpel z dziewczyna) wylosowala akurat jeden z osrodków szkolno wychowawczych (potocznie mówiaz, poprawczak) w Lodzi. Totez, kiedy zostal juz tylko tydzien do terminu zdawania projektów, postanowilismy wybrac sie do owego osrodka w celu zapoznania sie z jego struktura i sposobami funkcjonowania i nauczania.

Dodatkowo tego dnia mial u mnie chodzic ksiadz po koledzie, wiec plan wygladal z grubsza tak: spotykamy sie w Lodzi, idziemy do osrodka w którym wyciagamy informacje, natepnie ja i Asia (dziewczyna kumpla) udajemy sie na zajecia z tanca, po których ja szybciutko jade do domu przygotowac wszystko na wizyte duszpasterska, bo tak sie zlozylo, ze moja mama lezala chora razem z mlodsza siostra.

No wiec do rzeczy:

 

wstaje rano, a tu dziewczyny (mama i sioster) ostro niedomagaja, goraczka i te sprawy, wiec na prosbe mamy przed wyjsciem na autobus (na którym niezadko dobiegam na styk) wyskoczylam szybko do apteki po jakies medykamenty dla chorowitków.

No i sie zaczelo...

W aptece na szczescie 2 osoby przede mna, ale oczywiscie tak sie zlozylo, ze starsza pani robila bardzo obszerne zakupy. Czekam i czekam, przestepuje z nogi na noge, nerwowo zerkam przez okno na mój przystanek... Skonczyla! Wreszcie podchodze do okienka po ten syropek i witaminki, a tu nagle wpada jak rakieta do apteki pani, która jak sie okazalo (a raczej domyslilam sie z rozmowy miedzy nia a pania farmaceutka) byla tu wczesniej, ale byly problemy z jej karta platnicza, wiec zostawila zakupy i poleciala po gotówke. Przyszla, zaplacila... Wreszcie moja kolej. Kupilam, biegne do domu, zostawiam leki i lapie torbe. Wybiegam z domu i na cale szczescie udaje mi sie dobiec na ostatni gwizdek do autobusu, który juz drzwi zamykal.

Do centrum Lodzi dojechalam bez problemów. Wysiadam, kieruje sie na tramwaj (trzeba bylo jeszcze kawalek dojechac do miejsca, w których sie umówilismy).

Z tramwaju dzwonie do kumpla i co slysze?!

- 'bedziemy za jakies pól godziny, juz jedziemy ale byla awaria i nasz tramwaj ciagnie za soba zepsuty, wiec sie wleczemy'.

Mysle sobie 'pieknie, bede marzla na dworze'. Na szczescie bylo to w poblizu Manufaktury, wiec polazilam troche po pasazach i ani sie obejrzalam para byla juz na miejscu.

Idziemy do tego osrodka... idziemy, idziemy... wyszlismy na jakies zadupie, brniemy w sniegu... Znalezlismy!!

Dzwonimy, wchodzimy i czegóz sie moglismy spodziewac - zostajemy splawieni! 'Nie ma pani dyrektor w tej chwili, prosze przyjsc jak pani dyrektor bedzie'. Sekretarka nie chciala nam nawet udostepnic statutu placówki, ktory powinien byc ogólnodostepny.

 

No nic, wychodzimy z niczym. Kumpel stwierdza ze jedzie do domu a ja i Asia, poniewaz 'zalatwilismy' sprawe szybciej niz bylo w planie, stwierdzilysmy, ze na zajecia z tanca sie przespacerujemy, bo mamy jeszcze sporo czasu a akurat wyszlo slonko i zrobila sie piekna, zimowa pogoda.

No wiec idziemy, waskimi uliczkami pomiedzy kamienicami. Slonkto troche w glówke przygrzalo, wiec zdjelam czapke, jednak cos zaczelo na mnie kapac z dachu (a ja mam swira na punkcie moich wlosów, które nie moga zmoknac bo sie kreca!). Zalozylam wiec czape na powrót i tak doszlysmy do Wydzialu Nauk o Wychowaniu.

Bylo jeszcze troche czasu, wiec rozsiadlysmy sie w bufecie przy Goracym Kubku.

Dobra... za 10 minut zajecia, a trzeba sie jeszcze przebrac w dresik, wiec zbieramy sie. Biore swój piekny, czarny plasz do reki i co widze? Wielka biala smuge... 'o nie...', lece do lazienki, do lusterka, patrz ena moje wlosy a tam rozmazana ptasia kupka. A ja naiwna myslalam, ze to snieg si etopi i na mnie kapie! T_T.

Zawolalam Aske, poniewaz czasu bylo malo podzielilysmy sie robota: ja czyszcze plaszcz, a one sciera gówno z moich wlosów.

O.k, jakos juz sie udalo, jeszcze tylko przeczesze wlos grzebieniem, zeby nie wygladaly na posklejane ptasim gównem i cóz sie stalo?! Szybkim ruchem reki przesuwajac grzebien po wlosach zachaczylam nim o kolczyk i wyrwalam go sobie z ucha. PECH chcial, ze koczyk wpadl do odplywu umywalki. 'O nie!' mysle, to mój ulubiony kolczyk! Drugi do kompletu dalam kiedys dobremu kumplowi ze szkoy i nie strace tego teraz! Na pewno nie!!

Aska juz tam nie wie, czy sie smiac czy plakac, ale ostatecznie wybuchla smiechem, kiedy zaczelam sie wczolgiwac pod umywalke i odkrecac kolanko w celu odzyskania kolczyka. Troche wody zaczleo leciec, wiec podstawilam prowizorycznie kosz na smieci pod rure umywalkowa. Wyjelam kolanko (pelne studenckich wlosów i innego syfu) i jego zawartosc zaczelam wylewac sobie na dlon. Jest! Wypadl mój kolczyk! Alw kolejna 'fala' nieszczesliwie zmyla go z mojej dloni. Kolczyk spowrotem wpadl do udplywu, ale poniewaz kolanko trzymalam w reku tym razem wyladowal w...

koszu na smieci, który prowizorycznie podstawilam pod rure.

Zenada... teraz przyszlo mi grzebac w koszu na smieci. Wyjelam, schowalam, wyszlam wreszcie z lazienki zdziwiona, ze jeszcze kobieta od tanca sie nie zjawila.

Ostatecznie spóznila sie pól godziny, a ja zeby zdazyc na swoj autobus musze wyjsc tak z 10 minut przed koncem zajec. No ale nic, tanczymy, jest fajnie... tak fajnie ze az sie zapomnialam i zaczelam sie przebierac 5 minut przed odjazdem autobusu, na który przeciez musze jeszcze dotrzec!

Przebieram sie w biegu, spocona po tancu biegne po oblodzonym chodniku na ten cholerny autobus, zeby zdazyc naszykowac wszystko w domu na wizyte ksiedza (a nastepny autobus mam za godzine).

Nie zdazylam. Mokra stoje na tym zimowym przystanku. Nagle mysl - moge jechac prywatnym busem za 15 minut! tylko 3 zl na bilet... szukam w portfelu, pusto. Masakra :(

Wiec czekam godzine na nastepny autobus.

Nareszcie jestem w domu, na szczescie ksiedza jeszcze nie bylo a i mama wszystko naszykowala (bo zdazylam ja powiadomic, ze sie spóznie).

 

Dzien sie skonczyl... wieczorem klade sie spac. Zdejmuje spodnie a tu z kieszeni wypada mi... 3zl. Wybuchnelam tak opetanczym smiechem, ze chyba obudzilam pól bloku.

 

Tak wlasnie wygladal najbardziej zakrecony dzien w moim zyciu.

Kto doczytal do konca, pogratulowac!

 

 

 

EPILOG:

Za pisanie projektu zaliczeniowego zabralismy sie 3 dni przed ostatecznym terminem. Zostalismy ocenieni na 5 ;D

Edytowane przez Sephira
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeju - tez nie wiedziałam tak jak Twoja koleżanka, czy śmiać się czy płakać . Wszystko naraz pomieszane - fakt wszystko strasznie zakręcone ale najważniejsze że dzień zakończył się śmiechem na pól bloku.:ok::ok::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na forum mojego kierunku mamy temat nastepujacy: 'kiedy bylam/em mala/y'. Oto kilka przykadów z zycia moich kochanych eduartów:

 

jakoś koło pierwszej drugiej podstawówki zamiast Westerplatte przeczytałem "Łesterplejt".

Do tej pory mi to matka potrafi wypomnieć :D Skrzętnie pielęgnuje moją traumę ;) A z tych samych rejonów wiekowych to myślałem, że Trójmiasto to Hel, Sopot i Westerplatte, bo się układały w trójkąt or something :)

 

 

kiedyś na klasówce z geografii, mieliśmy opisać jakieś tam kontynenty wykorzystując wiadomości zawarte we wszystkich atlasach, jakoś tak to było, no i chcąc napisać o górach w Ameryce Południowej, pierdyknęłam "ANDY ANDY"!! nie wpadłam na to, ze skoro nazwa jest taka krótka to napisali ją dwa razy... <ściana> dostałam od nauczyciela bardzo adekwatny komentarz do pracy, który brzmiał "itd...itp..."

 

Od zawsze przejawiałam niezdrowe zainteresowanie trupami, cmentarzem, trumnami, życiem pozagrobowym i duchami.

Jak już niektórym opowiadałam, miałam około 4 - 5 lat, kiedy moi rodzice kupili video. Wujek pożyczył nam kasetę, cudem zdobyty najnowszy hit, czyli "Sok z żuka" Tima Burtona. Jako bystre dziecko szybko opanowałam obsługę sprzętu i puszczałam sobie ten film jakieś 2 razy dziennie Smile Rodzina nie zwróciła uwagi, że to jakieś podejrzane, więc po paru miesiącach znałam na pamięć wszyściutko, każdy dialog...

Moi rodzice pokapowali się, że coś jest nie tak, kiedy odkryli namazane świecówkami na mojej ścianie drzwi do zaświatów - tak się tam dostawali Adam i Barbara i ja też bardzo chciałam

 

 

Moja przyjaciólka Aga zgubila kiedys na uczelni rajtuzy :D

Po prostu przebrala sie na zajecia, ze wspomnianego juz wyzej tanca, w toalecie.

Po zajeciach kiedy chciala sie ubrac zauwazyla, ze nie ma nigdzie jej rajstop (a miala spódniczke). Wszedzie wiec szukalysmy, ale po prostu wyparowaly. Na szczescie bylo dosc cieplo, wiec Aga pojechala do domu z golymi kulosami :P Ale rajstopek bylo jej zal, bo byly nowe i z ladnymi wzorkami.

Po weekendzie Aga sie rozchorowala i nie przyszla, a ja postanowilam, ze odnajde jej zgube. Zagadalam wiec do sprzatazki, która tego dnia miala 'dyzur', okazalo sie, ze Agnieszka zostawila przypadkowo rajstopki w toalecie, a pani sprzatala akurat w czasie, kiedy mielismy zajecia :P Za niosla wiec je do szatni (gdzie laduja wydzialowe zguby wszelkiej masci).

Poszlam wiec do szatniarki i z cala powaga pytam, czy nie tu przypadkiem rajtuz, które pani sprzataczka przyniosla w piatek. Szatniarka z usmieszkiem wyjela odzienie spod lady i krótko skomentowala: 'niedlugo majtki zaczniecie gubic!!' :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś ,dawno dawno:lol: jechałam autobusem do domu i stałam z tyłu na stopniu . Byłam tyłem odwrócona od drzwi - wiedziałam ze jak autobus otworzy te drzwi to ja mogę nie zdążyć i wypaść z niego (było ogromny tłok) i tak się stało ,a ludzie tak pięknie mi się osunęli bym upadła na ziemię(na plecy) uuuu bolało . Koleżanka mówiła że podczas wypadania wzywałam Boga i strasznie przeklęłam - myślę że to dlatego nie chcieli mnie łapać :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Auuuc!

A propos autobusów... przypomnialo mi sie jak znajomy kiedys opowiadal, ze wracal w pospiechu do domu z centrum i ledwo zdazyl zlapac autobus, wpadl do srodka, skasowal bilet, a ze miejsc siedzacych nie bylo, to po prostu zlapal sie pionowej poreczy. Po chwili jednak zauwazyl, ze ludzie dziwnie patrza na niego i podejrzanie sie usmiechaja. Postanowil wiec, ze rozezna sie w sytuacji, zaczal sie wiec rozgladac i ku wlasnemu zdziwnieniu zauwazlul, ze nie trzyma poreczy, tlko kija od mopa siedzacej obok pani, która jechala z zakupów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hahah -dobre :lol:

A propos poręczy :lol: ja kiedyś wsiadłam do autobusu ze zwinięta czarna okleiną ,a że wtedy w autobusie były czarne poręcze, to jeden z pasażerów chwycił za moją okleinę i by się bidok przewrócił, ludzie mieli ubaw, a ja paliłam cegłę -tylko nie wiem czemu :wstydnis:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Moja przyjaciólka Aga zgubila kiedys na uczelni rajtuzy :D

Po prostu przebrala sie na zajecia, ze wspomnianego juz wyzej tanca, w toalecie.

Po zajeciach kiedy chciala sie ubrac zauwazyla, ze nie ma nigdzie jej rajstop (a miala spódniczke). Wszedzie wiec szukalysmy, ale po prostu wyparowaly. Na szczescie bylo dosc cieplo, wiec Aga pojechala do domu z golymi kulosami :P Ale rajstopek bylo jej zal, bo byly nowe i z ladnymi wzorkami.

Po weekendzie Aga sie rozchorowala i nie przyszla, a ja postanowilam, ze odnajde jej zgube. Zagadalam wiec do sprzatazki, która tego dnia miala 'dyzur', okazalo sie, ze Agnieszka zostawila przypadkowo rajstopki w toalecie, a pani sprzatala akurat w czasie, kiedy mielismy zajecia :P Za niosla wiec je do szatni (gdzie laduja wydzialowe zguby wszelkiej masci).

Poszlam wiec do szatniarki i z cala powaga pytam, czy nie tu przypadkiem rajtuz, które pani sprzataczka przyniosla w piatek. Szatniarka z usmieszkiem wyjela odzienie spod lady i krótko skomentowala: 'niedlugo majtki zaczniecie gubic!!' :D"

 

Hehehe, przypomniala mi sie tez historia, ale nie nalezala ona do przyjemnych. My mielismy w szkole basen zawsze na 1 lekcji, wiec ja zawsze bylam niewyspana i zakrecona. Pewnego dnia po basenie poszlam sie przebrac i ubralam stanik kolezanki!!! Jak juz sie skaplam, bo ona szukala stanika okazalo sie, ze ja przyszlam z bialym stanikiem, a ten byl czarny, czyli ze nawet nie byly podobne. W dodatku my sie z ta kolezanka raczej srednio lubilysmy. Wtopa na maxa :D.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Moja przyjaciólka Aga zgubila kiedys na uczelni rajtuzy :D

Po prostu przebrala sie na zajecia, ze wspomnianego juz wyzej tanca, w toalecie.

Po zajeciach kiedy chciala sie ubrac zauwazyla, ze nie ma nigdzie jej rajstop (a miala spódniczke). Wszedzie wiec szukalysmy, ale po prostu wyparowaly. Na szczescie bylo dosc cieplo, wiec Aga pojechala do domu z golymi kulosami :P Ale rajstopek bylo jej zal, bo byly nowe i z ladnymi wzorkami.

Po weekendzie Aga sie rozchorowala i nie przyszla, a ja postanowilam, ze odnajde jej zgube. Zagadalam wiec do sprzatazki, która tego dnia miala 'dyzur', okazalo sie, ze Agnieszka zostawila przypadkowo rajstopki w toalecie, a pani sprzatala akurat w czasie, kiedy mielismy zajecia :P Za niosla wiec je do szatni (gdzie laduja wydzialowe zguby wszelkiej masci).

Poszlam wiec do szatniarki i z cala powaga pytam, czy nie tu przypadkiem rajtuz, które pani sprzataczka przyniosla w piatek. Szatniarka z usmieszkiem wyjela odzienie spod lady i krótko skomentowala: 'niedlugo majtki zaczniecie gubic!!' :D"

 

Hehehe, przypomniala mi sie tez historia, ale nie nalezala ona do przyjemnych. My mielismy w szkole basen zawsze na 1 lekcji, wiec ja zawsze bylam niewyspana i zakrecona. Pewnego dnia po basenie poszlam sie przebrac i ubralam stanik kolezanki!!! Jak juz sie skaplam, bo ona szukala stanika okazalo sie, ze ja przyszlam z bialym stanikiem, a ten byl czarny, czyli ze nawet nie byly podobne. W dodatku my sie z ta kolezanka raczej srednio lubilysmy. Wtopa na maxa :D.

Dobre, dobre alexis. Zwłaszcza komentarz zacnej pani sprzątaczki ;) - bezcenny :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio siedziałam sobie w pracy w moim ukochanym magazynie archiwalnym pośród kurzu i stosów papierów. Szukał mnie kolega, ale zamiast wejść do środka, to zapukał i przez drzwi się pytał czy jestem. Jak opowiedziałm to moim kolegom w pokoju, to jeden zaproponował wersję wydarzeń: "a może on myślał, że się rozbierasz do akt?" I tak to właśnie powstał pierwszy dowcip o archiwistach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się zaraz przypomina też dobra akcja ;) Jedziemy z rodzicami samochodem - tata jakoś zabłądził i chciał ustawić GPS-a dobrze, stanął na poboczu i nagle patrzymy idzie do nas jakiś pan (lekko wczorajszy:P), a że mieliśmy szybę otwartą to slyszymy "Polish?" A moja mama wypala (zaznaczam, że mieszkamy na terenach śląskich): "Ni jo nie pole" xD Polyglotka normalnie hehe :P

 

po prostu boskie :_okok: smiałam się w głos :icon_smile2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a propo lasu....moja koleżanka jechała z rodzicami nad morze. Jak to wiadomo,na poboczach stały "grzybiarki" :) Jedna zamachała na co kilkuletnia siostra mojej kolezanki "Tato, to twoja koleżanka?" :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś z koleżnaką biegłyśmy do autobusu, który stał na pętli autobusowej.

Szybko bo nie wiadomo kiedy odjeżdza.

Dobiegamy zziajane - a kierowca z autobusu 1 zamyka nam drzwi przed nosem, bo już chciał odjechac. No to my do nastepnego biegniemy, zeby chociaż drugi nam nie zwiał. W tym czasie kierowca z autobusu jeden otwiera drzwi bo zorientował się ze nam zamnkął przed nosem (my oczywiście już przy autobusie nr 2). No to wracmy do 1 bo skoro otworzyl drzwi to biegniemy. Dobiegamy - zamnkął (bo mysłał ze zrezygnowałysmy). No to my do 2 (ten cały czas miał otwarte drzwi). No to 1 znowu otwiera drzwi. No to my znów do 1. Gdy w końcu dobiegłyśmy - to on już zamnkął i odjechał. Wiec my biegiem do 2 - no i tamten tez zamnał i odjechał.

A my sieroty zostałyśmy na przystanu.

Wyobraźcie sobie jaki ubaw mieli kierowcy i pasażerowie pozostałych autobusów stojących na pętli jak tak biegałyśmy jak oszalałe :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehehe,

a ja kiedys pojechalam do "wielkiego sklepu" na zakupy i niestety nie zapamietalam, gdzie zaparkowalam auto. Szukalam je potem przez 2 godziny!!!! ;(

 

no to ja lepiej zrobiłam.... myślałam że mi je ukradli i wezwałam policje.....

ale było mi wstyd......:wstydnis::wstydnis::wstydnis:

czułam się jak debil,

a najgorsze było to, że byłam przekonana co do tego (na bank)!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a propo lasu....moja koleżanka jechała z rodzicami nad morze. Jak to wiadomo,na poboczach stały "grzybiarki" :) Jedna zamachała na co kilkuletnia siostra mojej kolezanki "Tato, to twoja koleżanka?" :P

 

:hahaha: fajne mialby tatko znajomosci ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek

Sephira- Myslalem ,ze spadne z krzesla xDD

Ja kiedys bylem z przyjaciolka w sklepie, okazalo sie ,ze wdepla ona w bobek i rozniosla to po calym warzywniaku baba za lada gapi sie na nas i nie wie co sie stalo obydwoje kucamy trzymajac sie za brzuchy i krzyczymy ze smiechu dotego jeszcze lecialy nam lzy a jak baba zapytala sie co sie stalo to ja wybieglem bo gdyby jeszcze cos powiedziala to bym sie chyba zesikal... ;p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rodzice mi kiedyś opowiadali, że kiedyś na jakimś weselu zgasło światło. Wiadomo, takie czasy... No więc ktoś zaproponował wywoływanie duchów. Na krześle miała stanąć kobieta i powiedzieć: "duchu przyjdź! duchu przyjdź!". Weszła, powedziała, a jakiś dowcipniś na to: "Duch nie przyjdzie, bo sie boi, bo na krzesełku dupa stoi!"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to i ja opowiem ;)

Raz z moim chłopakiem pojechaliśmy do centrum handlowego. Jak się parkuje na naszym ulubionym poziomie, to trzeba wejść jeszcze schodami, żeby dostać się do części sklepowej. My natomiast po udanych zakupach zapomnieliśmy o tym, wychodzimy na parkingi (bez zejścia schodami w dół) i patrzymy: gdzie jest samochód? Przeszukaliśmy cały parking, nigdzie nie ma. A nie chciało nam się wierzyć, żeby ktoś chciał ryzykować i kraść Golfa 3! Dopiero po ok 20min łażenia przypomniało nam się, że to nie ten poziom. Do dnia dzisiejszego śmiejemy się z naszej głupoty ;D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio miała miejsce całkiem fajna sytuacja na placu zabaw.

Siostra była sama z dwójką (bliźniaki: chłopczyk i dziewczynka), więc nie było mowy o tym by była w dwóch miejscach jednocześnie. Marcin domagał się huśtania, a Natalka chciała zjeżdżać. Boi się jednak wchodzić na konstrukcje prowadzącą do upragnionej zjeżdżalni zwłaszcza, gdy są tam też biegające dzieci, których zachowania nie jest w stanie przewidzieć. Na placu zabaw był też znany siostrze z Centrum rehabilitacyjnego Miłoszek. Pomyślała, że pohuśta Marcina (przecież nie jest dozorcą siostry) i zagadała Miłosza, aby pomógł Natalce. Miłosz się zgodził i zawołał jeszcze kolegę Mateuszka. Ten drugi ponoć bardzo wczuł się w rolę i dzielnie prowadzał Natalkę jeszcze długo po tym jak Miłosza pogoniła w zupełnie innym kierunku zabawa. Natalka zgodziła się chodzić z Mateuszkiem i tak sobie pomykali na tej zjeżdżalni, a Marcin upajał się huśtaniem. W końcu jednak się znudził i zapragnął dołączyć do siostry. Mateusz zaczął go odganiać (bo ona malutka i się boi), na co usłyszałam głos Marcina:”to jest moja dziewczyna – no!”

Uśmiałam się do łez, widząc oczami wyobraźni minkę Marcinka wołającego: "to moja dziewczyna - no!"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Tak wiec zaczne:

Nic innego nie przychodzi mi do glowy jak histori ktora zdazala sie czesto lecz gdy bylem o wiele mniejszym chlopcem. Swojego czasu zawsze lubialem rozkrecac zabawki i patrzec jak dzialaja i konstruowac z nich jakis inne male nie przypominajace czego wynalazki... pewnego czasu stwierdzilem ze czas sprawdzic jak dziala instalacja w domu tak wiec wzielm widelki od prodziza z szfki i niczego sobie wsadzilem je w kontakt. :) niestety nie pokopalo mnie bo zdazylo wyzucic korki jednak wyraz Twarzy mojej mamy do dzis smieszy po same pachy. :hahaha:

Edytowane przez dab
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
To ja powiem o historii, jak przydałrzyła mi się w zasadzie w dzieciństwie, a która jest... magiczna.

Kiedy wracam do niej pamięcią, samej trudno mi w to uwierzyć, ale zapewniam darzyło się naprawdę.

Byłam na koloniach nad Bałtykiem, w Kołobrzegu. Jak to u kolonistów jeszcze w drodze nad morze wpadłam w oko pewnemu chłopcu. Z wzajemnością. Wówczas były to pierwsze tzw "chodzenia" :serduszka:

I zaraz po przyjeździe na miejsce ten chłopak kupił mi w sklepie z pamiątkami pierścionek z bursztynem. Pech chciał, że dwa czy trzy dni póxniej zgubiałm ten pierścionek. I to podczas kąpieli w morzu. Zsunął mi się z palca i zanim się zoreintowałam przepadł w bałtyckich odmętach.

Ostatniego dnia kolonii siedziałam przy brzegu orza, częściowo w nim zanurzona i rozawiając z koleżanką bawiłam sie morskim piaskiem, wciskając w niego dłonie i czekając na fale. I kiedy już miałam wychodzić nagle poczulam, ze wciskając palce w pisek coś mi sie na palec wsuwa. I był to mój perścionek. A przynajmniej taki sam i pasował jak ulał.

Cieszyłam się ogromnie. A pierścionek mam do dziś choć już za mały :icon_smile2:

 

hehe Baltyk oddal :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...