Skocz do zawartości

Zabic czy przebaczyc, czyli opowiedz mi swoja historie ...


Boadicea

Rekomendowane odpowiedzi

Kazdemu zdarzają się rózne śmieszne sytuacje. Może podzielicie się nimi na forum? :D

 

[ Dodano: 2007-02-05, 20:17 ]

jako autor zaczynam serią anegdot włoskich

Gdy po raz pierwszy jadłam rissotto ze śmieciami morza smakowały mi niemal wszystkie, oprócz krewetek. Gdy szefowa przygotowała paste z krewetkami - powiedziałam że mi nie bardzo odpowiada to że one tak nieprzyjemnie chrupią pod zębami.

- a to ty nie obrałaś ich z pancerzyków?

 

[ Dodano: 2007-02-05, 20:46 ]

c.d.n. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a teraz anegdoty opowiedziane przez Polkę w busiku powrotnym z Włoch - również z tematu "przygody Polek ..." :D

 

Przychodzi Polka nie znajaca włoskiego do kawiarni i zamawia kawę mówiąc po polsku "proszę kawę". A że kawa we wszystkich niemal jezykach brzmi podobnie, to kelner bez problemu zrozumiał. Ona ucieszona, że rozumie jak się powie po ludzku dodała "i rogalik"

- eeee?

- no, rogalik !!!

- che cosa?

- no przecież mówię wyraźnie RO-GA-LIK !!!

Nie mogła się pogodzić jak mógł zrozumieć kawę, a rogalika nie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta sama wyżej wspomniana Polka po kilkutygodniowym pobycie we Włoszech (czy kilkumiesiecznym - nie wiem) potrafiła sie dogadac ze swym szefem na zasadzie "Kali mówić". Jadąc z szefem typową włoską drogą wiejską konfrontowali swoje spostrzeżenia i porównywali jak jest w Polsce a jak we Włoszech. A że typowa włoska wiejska droga jest kręta, pełna zakretów i wywijasów szef rzucił uwagę na ten temat "popatrz ile u nas zakrętów na drogach" używając włoskiego słowa "curve" oznaczające zakręt. Nasza Polka wyjaśniła, że u nas też ich pełno, tylko na autostradach :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Włosi to dziwny naród. Polak uczący się języka ze zdziwieniem obserwuje, że chodzą po tapetach, siedzą na dywanach, śniadanie jedzą na kolację, a kawe piją w tacach.

 

tappeto - dywan

divano - kanapa

tazza (wym tacca przez podwójne "c") - filiżanka

colazione (wym kolacione) - śniadanie

 

(rodzajniki pominełam :D)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja szefowa miała, jak to każda Włoszka, tendencję do maksymalnego utrudniania sobie zycia. Całe swoje spedziła jako kura domowa, to i najprostrzym i najbardziej prozaicznym zajęciom nadawała rangę czynności ":ratującej świat". bez jej prania świat by się po prostu zawalił.

Pranie, wydawałoby sie, banalna czynność polegająca na wrzuceniu brudnych rzeczy do pralki, wsypania proszku i naciśniecia guzika, stawało się czynnością niezwykle skomplikowaną i długotrwałą (kilkudniową sćiśle mówiąc).

Otóż moja szefowa uwarzała, że pralka pierze... niedokładnie i drogo :D

Przy jej systemie prania - zdecydowanie mia ła rację :twisted:

 

Szefowa zaczynała pranie od wrzucenia rzeczy do sporej (ok 50-70-litrowej) balii i zalania całości wodą. Po 5 dniach (!!!!) kiedy całe pranie już skisło, trzeba było całość dokładnie wypłkać (woda leci...), każðą rzecz z osobna wyprać ręcznie(woda leci...), bo UWAGA !!! brudne ubrania zabrudzą pralkę od wewnątrz ( :lol::lol::lol: ). Gdy wszystkie rzeczy beda wybrane, ładuje sie do automatu pamietającego chyba Mussoliniego, który nie płuka dokładnie. Po wypraniu (bez proszku - i dziwic sie ze pralka pierze niedokładnie? D:) całość należy wypłukać (woda leci...), wykręcić i powiesić.

Całość od A do Z trwa jakieś 5-6 dni, ale potem szefowa mogła wszystkim naokoło powiadać jak to sie dzisiaj napracowała bo zrobiła pranie...

Nie wspomnę o ekologii i marnowaniu wody, nie wspomnę o niepotrzebnym marnowaniu czasu...

wspomnę natomiast o zdziwieniu z jakim szefowa przyjęła fakt, że jako Polka nie potrafię prać na desce (starsze wydanie tarła do prania :D). Odpowiedziałam, że Polki od prawie 50 lat używają pralek, a deski i tarła można zobaczyć jedynie w muzeum...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś czytałam sobie Tolkiena. Nawet ją zainteresowała okładka, ale stwierdziła że pewnie to jakiś polski pisarz (podobnie było z siostrami Bronte :D), a jedynie woskie jest dobre :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pisać to ja mogę jeszcze dużo, ale przecież nie może być tak, ze tylko ja i ja. Drogie Panie - zapraszam do podzielenia sie swoimi anegdotkami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nno dobra, ale ja nadal czekam na wasze historyjki, bo nie wierze, z·e tylko mnie sie rózne róznośc przydarzają (a mam w rękawie humor z zeszytów szkolnych zebrany z doświadczeń własnych :D Ale bez waszych anegdot - to ni hu hu :D )

 

 

Swego czasu szukałam kolejnego numeru z kolekcji wielcy malarze (z płytą DVD) i pani uporczywie dawała mi (w tej kolejności):

- murator

- M jak mieszkanie

- i jakieś 4 kąty, czy coś takiego - ostatniej nie zapamiętałam.

Tłumaczę, że chodzi mi o malarstwo, to ona mi tłumaczy, że tam przecież pisze o malowaniu ... mieszkania ( :mrgreen: ). Więc ja nadal cierpliwie, że chodzi mi o malarzy - artystów, że w pierwszym numerze był Leonardo da Vinci, potem Michał Anioł i tak kolejno w każdym numerze inni słynni malarze,a ona że jedyna gazeta o malowaniu z filmem to murator. Więc ja nadal cierpliwie, że to jest album z reprodukcjami słynnych malarzy i do tego dodatek - film na DVD z ich życiorysem i zobaczyłam w jej oczach błysk zrozumienia, więc już pełna nadziei na nią patrzę, a on wykrzyknęła "Aaaa, już wiem, ale poradnika o malowaniu mamy ... tylko Muratora. Może sobie pani mieszkanie pomalować".

Już sama zaczęłam się gubić co tak naprawde chciałam ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

no wiesz, żeby wyszła z czegoś zabawna historyjka to należy mówić innymi językami :wink: :mrgreen:

 

[ Dodano: 2007-02-09, 09:10 ]

dobra podam parę anegdot sławnych ludzi i o nich ;) bo swoich za żadne skarby nie umie skojarzyć :|

 

Zapytano raz Hemingwaya, co to jest szczęście.

- Szczęście - to dobre zdrowie i słaba pamięć - odpowiedział pisarz.

 

Kiedyś Tomasz Mann odwiedził pewną szkołę. Nauczyciel przedstawił pisarzowi najzdolniejszą uczennicę i poprosił go, aby zadał jej jakieś pytanie.

- Jakich znasz sławnych pisarzy? - zapytał Mann dziewczynkę.

- Homer, Szekspir, Balzac i pan, ale zapomniałam pana nazwiska - odpowiedziała uczennica.

 

Michał Anioł przedstawił Cosimo Medici jako pięknego mężczyznę, chociaż ten w rzeczywistości był garbaty.

- Kto będzie o tym wiedział za 500 lat? - wytłumaczył zdumionym rodakom.

 

Do Juliusza Kossaka przyszedł znajomy i zaczął opowiadać o swoim psie:

- Jeśli każę mu zjeść jabłko, to on je zje, chociaż nie lubi jabłek. A gdy położę przed nim kawałek mięsa i powiem: "nie rusz", to on go nie zje, nawet gdy jest bardzo głodny.

- Zawsze uważałem, że psy to mądre zwierzęta - powiedział Kossak - ale teraz widzę, że są tak samo głupie jak ludzie.

 

Do pracowni Pabla Picassa wszedł kiedyś nowy listonosz. Oddał malarzowi list, rozejrzał się wokół i powiedział:

- Zdolnego ma pan synka...

- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał Picasso.

- Przecież widzę - tyle tu rysunków.

 

:mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

:mrgreen:

 

Pewien młody poeta przyniósł Voltaire'owi swoją odę pod tytułem "Do potomnych". Voltaire przeczytał odę i powiedział:

- Niezła. Ale myślę, że pod podanym adresem nie dojdzie.

 

Król Fryderyk II pewnego razu zaproponował Voltaire'owi przejażdżkę łódką. Pisarz zgodził się chętnie, ale gdy zobaczył, że łódka przecieka, szybko z niej wyskoczył.

- Ależ pan się boi o swoje życie - zaśmiał się król - a ja się nie boję.

- To zrozumiałe - odpowiedział Voltaire. - Teraz na świecie królów dużo, a Voltaire jest tylko jeden.

 

W rozmowie z Heinem jedna z jego wielbicielek wykrzyknęła:

- Oddam panu swoje myśli, duszę i serce!

- Chętnie przyjmę - z uśmiechem odpowiedział poeta. - Maleńkie podarki wstyd odrzucać.

 

Pewnego razu, kiedy Balzac jak zwykle przyszedł do wydawcy po zaliczkę, zatrzymał go w drzwiach sekretarz i powiedział:

- Bardzo mi przykro, panie Balzac, ale pan wydawca dzisiaj nie przyjmuje.

- To nic - odpowiedział Balzac - najważniejsze, żeby dawał.

 

W 1882 roku Oscar Wilde po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych. Celnik zapytał go, co przewozi przez granicę.

- Nic, oprócz mojego talentu - odpowiedział pisarz.

 

Klara Schumann, żona kompozytora Roberta Schumanna, dawała kiedyś na dworze wiedeńskim koncert fortepianowy, na którym grała utwory swojego męża. Po koncercie przedstawiono ją monarsze, który zamienił z nią kilka zdań. Na zakończenie rozmowy monarcha przez grzeczność zwrócił się też do jej męża:

- A pan? Czy pan również jest muzykalny, panie Schumann?

 

Isaac Newton otrzymał za naukowe zasługi tytuł lorda. Przez 26 lat nudził się na posiedzeniach izby lordów. Tylko raz poprosił o głos, co wywołało sensację wśród obecnych.

- Panowie - zwrócił się do zebranych - jeśli nie będą panowie mieć nic przeciwko temu, to prosiłbym o zamknięcie okna. Bardzo wieje i boję się, że się przeziębię.

Po czym Newton z godnością zajął swoje miejsce.

 

Zapytano raz Newtona, czy dużo czasu zajęło mu sformułowanie odkrytych przez niego praw. Uczony odpowiedział:

- Odkryte przeze mnie prawa są bardzo proste. Formułowałem je szybko, ale przedtem bardzo długo myślałem.

 

Podczas podróży po Ameryce Łacińskiej Humboldt spotkał pewnego starego mędrca, który wyłożył mu swoją teorię czterech typów ludzi:

1. Ci, którzy co nieco wiedzą, i wiedzą o tym, że wiedzą. To są ludzie wykształceni.

2. Ci, którzy co nieco wiedzą, ale nie wiedzą o tym, że wiedzą. Tacy ludzie śpią i trzeba ich przebudzić.

3. Ci, którzy niczego nie wiedzą, ale wiedzą o tym, że niczego nie wiedzą. Takim ludziom trzeba pomóc.

4. Ci, którzy nic nie wiedzą i przy tym nie wiedzą o tym, że nic nie wiedzą. To są głupcy i im nie można pomóc.

 

:mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

Profesor Tschermak pyta studenta o kolor malachitu.

- Niebieski.

- Niebieski, hm. No tak, niebieskawy, albo raczej zielonkawoniebieskawy, a jeszcze lepiej zielonkawy. No, ostatecznie, można powiedzieć - zielony.

 

Z okazji powrotu wojsk po zwycięstwie nad Francją, Liebig zaprosił do siebie kilku żołnierzy na obiad. Jeden z nich ogląda z zaciekawieniem półki z książkami, pokrywające wszystkie ściany, po czym powiada:

- Pan chyba jest introligatorem, ma pan tyle książek.

 

Johann Wolfgang Goethe napisał kiedyś do jednego z przyjaciół całkiem spory list. Na końcu w postscriptum dopisał jeszcze: Szanowny panie hrabio, przepraszam za tak długi list, ale nie miałem czasu, żeby sformuować go krócej.

 

:mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

Kiedyś La Fontaine poszedł w odwiedziny do swojego przyjaciela.

- Przecież on umarł dokładnie miesiąc temu - powiedziała gospodyni - a pan wygłosił mowę pogrzebową.

- Rzeczywiście, doskonale pamiętam. Mógłbym tę mowę słowo w słowo zapisać.

 

Kiedyś Lessing dostał paczkę, w której było opowiadanie pod tytułem "Dlaczego żyję?" i list, w którym początkujący autor prosił go o ocenę. Lessing przeczytał opowiadanie i odpowiedział: "Żyje pan tylko dlatego, że przysłał swoje opowiadanie pocztą, a nie przyniósł osobiście.

 

Młody malarz skarżył się Janowi Matejce:

- Maluję obraz dwa dni, a potem czekam dwa lata, żeby go ktoś kupił.

Matejko się uśmiechnął i powiedział:

- Młody przyjacielu, nie trzeba się tak spieszyć. Jeśli będzie pan malować obraz dwa lata, to go pan sprzeda w ciągu dwóch dni.

 

:mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

"Jak się czuje piesek?"

Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc sprowadził sobie nasz elementarz. Nauka była jednak tak pospieszna, że kiedy chciał się nową umiejętnością pochwalić przed Ojcem Świętym, coś mu się pomyliło i zamiast: "Jak się czuje Papież", rzekł: "Jak się czuje piesek?". Papież spojrzał na niego zdumiony, po czym odpalił: "Hau, hau".

 

Papieskie wagary

Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: "Dano wam dziś wolne w szkole?". "Tak" - wrzasnęła z radością dzieciarnia. "To znaczy - skomentował Jan Paweł II - że papież powinien częściej tu przyjeżdżać".

:mrgreen:

"Złość piękności szkodzi"

Przed kilku laty - wspomina watykański korespondent Telewizji Publicznej, Jacek Moskwa - po modlitwie "Anioł Pański" Jan Paweł II przemawiał, niemal krzycząc. Zaraz potem, podczas audiencji w Pałacu Apostolskim, Moskwa prosił Papieża, aby na siebie uważał, bo jego chrypka zaniepokoiła dziennikarzy.

- To ze złości - usprawiedliwiał się Papież.

A odchodząc dodał: - A złość piękności szkodzi.

 

"Więcej już nic nie mówię..."

Przed ponad 25 laty Papież w ten sposób zakończył pierwszą audiencję dla Polaków: "Więcej już nic nie mówię, bo jeszcze bym coś takiego powiedział, że później Kongregacja Nauki Wiary musiałaby się do mnie dobrać".

 

"Witaj ty leniu!"

W Elblągu wierni często przerywali Papieżowi okrzykami. "Ktoś się kiedyś pomylił i zamiast wołać niech żyje papież, zaczął wołać: niech żyje łupież. Ja was do tego nie zachęcam." A kiedy krzyczano do niego "Witaj w Licheniu", stwierdził: "Myślałem, że mówicie: witaj ty leniu!".

 

"...najprzystojniejszy Księże Kardynale"

Zabawne sytuacje nie peszyły Karola Wojtyłę także jeśli zdarzały się za sprawą kobiet. "Eminencyjo, najprzystojniejszy Księże Kardynale" - tak kiedyś powitała Karola Wojtyłę jedna z parafianek Podhala. "No, coś w tym jest" - odpowiedział niespeszony kardynał.

 

"Umówiłem się z nią na dziewiątą, tak mi do niej tęskno już..."

Jedną z sióstr sekretarek, która miała rozpocząć pracę przy przepisywaniu homilii o 9 rano, lecz spóźniła się nieco, kardynał Wojtyła powitał filmowym szlagierem: "Umówiłem się z nią na dziewiątą, tak mi do niej tęskno już..."

 

:mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a to zasłyszane u Bałtroczyka :D

 

Do niedużego miasteczka miał przyjechać arcybiskup. Organizatorzy stwierdzili, że kwiaty wręczy dziecie, jako że niewinnośc patrzy mu z oczu... Wybrali takiego niebieskookiego malucha i instruują go co ma zrobić, jak ma powitać. A że sami nie bardzo wiedzieli jak mają sie zwracać, mówili naprzemiam: ekscelencja - eminencja. I tak wkoło: Escelencja-eminencja, ekscelencja-eminencja, aż dię dziecku wszystko pomyrdało.

Arcybiskup przyjeżdza, a dziecię zacukane wychodzi z wymiętolonym bukieciskiem w ręce i woła:

- witamy cie... ee,,, witamy cie... Eskimosie !!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

hahahaha :lol::lol::lol::lol::lol::lol:

 

Kiedyś pewien młody kompozytor zagrał Straussowi swoją nową balladę.

- Wspaniała rzecz! - powiedział Strauss. - Tylko w niektórych miejscach bardzo przypomina Mozarta.

- To nic nie szkodzi! - dumnie odpowiedział autor. - Mozarta zawsze chętnie słuchają...

 

Anegdoty z dziejów Polski - X - XII w.

 

Bolesław Chrobry, władca chrześcijański dopiero z drugiego pokolenia, dążył, jak na neofitę przystało, do skrupulatnego przestrzegania zasad życia chrześcijańskiego. Surowo też karał wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób owym regułom się sprzeniewierzyli. Kazał np. wybijać zęby tym, których przyłapano na spożywaniu mięsa w dni postne.

 

Książę Kazimierz Sprawiedliwy (1138-1194) lubił gry hazardowe (kronika nie podaje jakie). Kiedyś ograł jednego z dworzan, który odruchowo księcia spoliczkował, a następnie próbował uciec. Schwytany i doprowadzony przed oblicze Kazimierza spodziewał się nieuchronnego wyroku śmierci. Tymczasem książę odrzekł, że winowajca powinien być jeszcze nagrodzony za to, że napomniał władcę, któremu nie przystoi oddawać się takim namiętnościom i rozrywkom.

 

Król Kazimierz Wielki znany był z wielkiego temperamentu erotycznego i mało której ładnej dziewczynie przepuścił. Kiedyś na tym tle doszło do tragedii na węgierskim dworze jego siostry Elżbiety i króla Karola Roberta. W 1330 roku Kazimierz zainteresował się urodziwą Klarą Zach, córką jednego z rycerzy węgierskich. Królowa Elżbieta pod pozorem opieki nad niby chorym bratem, zwabiła Klarę do komnaty Kazimierza, gdzie doszło do tego, czego książę oczekiwał. Początkowo konsekwencji nie było. Gdy jednak Kazimierz nie spieszył się z ożenkiem i zamierzał bez Klary wrócić do Polski, dziewczyna opowiedziała ojcu o tym, co się wydarzyło. Rozwścieczony Felicjan Zach wtargnął z dobytym mieczem do komnat monarszych i ruszył w stronę pary królewskiej. Karol Robert został lekko ranny, zaś królowa Elżbieta straciła cztery palce u prawej ręki, odcięte przez zhańbionego rycerza – który i tak swój czyn przypłacił życiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to jak już weszliśmy na anegdoty historyczne (chociaż te z waszego życia interesują mnie bardziej - he he :D) dodam, że po śmierci królowej Jadwigi papieska komisja beatyfikacyjna stwierdziła, że kobieta rzucająca za swymi podwładnymi siekierą nie jest godna miana świętej. W ten sposób nasza Jadzia usiała poczekac na papieża - Polaka :D

A o co poszło? Jej prawa ręka (ale darujcie - zapomniałam przydomka, wiem, ze Wincenty) poinformował młodą królową, że Rzeczpospolita zdecydowała się zerwać jej wcześniejsze zaręczyny z Wilhelmem i wydać ją za Wielkiego Księcia Jagiełłę. nasza królewna się z deka zdenerwowała i rzuciła w podwładnego tym co miała pod reka, a że był to toþór - cóż...

Chłopina zasłoniła się drzwiami, a że królewna po kądzieli Piastówna (szanowna mamusia podobno podkowyu łamała :D), to i potem dwóch służącytch miało problemy z wyciągnięciem go.

I kicha. Przez to beatyfikacja uciekła jej koło nosa :D

 

[ Dodano: 2007-02-09, 23:07 ]

to "go" to topór :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niezły charakterek nasza Jadzia miała :mrgreen:

 

toż Piastówna po kądzieli :D

W ogóle uważam, że Piastowie byli szczególnie ciekawi i oryginalni. Po Kazimierzu jagiellończyku to już tylko poradyczne przypadki się zdarzają

 

[ Dodano: 2007-02-10, 00:02 ]

i znowu skrót myślowy - chodziło mi że po kazimierzu Jagiellończyku ci nasi monarchowie jacyś tacy nijacy byli. Zdarzyło sie kilka oryginałów, ale takich jak Piastowie? Jedynie Sobioeski (nie bez kozery mówiono o nim "Ostatni z Piastów" :D )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to jak zaczęłam z tym Jagiellończykiem...

Jak każdy historyk wie, Kazimierz tworzył bardzo zgodne i szzęsliwe stadło z Elżbierą Rakuszanką. Król ufał jej spokojnej ocenie, czesto się radził nawet w sprawach najwyższej wagi. Doczekali się gromadki dziecki (w zasadzie królowa niemal corocznie zaciążała, no ale normalnie jak w tamtych czasach - nie wszystkie dzieci przeżywały).

Ale nie każdy wie, że początki były niezbyt udane. Kazimierz był niezwykle przystojnym mężczyzną, lubił ruch, jazdę konną, odziedziczył urodę po przystojnym ojcu. No po prostu prawdziwy królewicz. A i rozum i inteligencję odziedziczył po swym szanownym rodzicu (aczkolwiek niestety talentów wojskowych nie odziedziczył. Taktykiem był do bani. Kto to widział, żeby prowadzić wojnę przez 13 lat???? ).

Małżeństweo z Elżbietą było czysto polityczne, Córka Albrechta habsburga króla Węgier i Niemiec, wnuczka cesarza - no po prostu łakomy kąsek - typowe. Albrecht zgodził się na małżeństwo głównie dlatego, aby umieścić na dworze polskim szpieg :grin: a.

Gdy Elżbieta przybyła na ceremonię, Kazimierz wyjechał jej konno na spotkanie. Jak zobaczył oblubienicę spanikował i... uciekł. Cóz, poza pozycją Elizka nie należała do piękności. Niewysoka, krępej budowy, z nieładną cerą, miała tez wadę - złe ustawienie podczas snu w niemowlęctwie spaczyło kości szyi, przez co królewna całe życie głowę miała odgiętą na bok. Nikt się Kaźkowi nie dziwił, ale jednocześnie panowie musili go namawiać, żeby nie zmienił zdania ... królewicz jednak od wczesnychj lat młodości odznaczał się inteligencją i mądrością, szybko więc wrócił i przeprosił za to... że koń się spłoszył i poniósł (potem co złosliwsi dworacy twierdzili, że się spłoszył na widok Elżbiety - na jedno wychodzi :D)

A ona? Ona zakochała się w przystojnym księcu na zabój. I bardzo szybko pokazała figę habsburskiemu tratusiowi. Musiał sobie szukać innych szpiegów.

Kazimierz bardzo szybko się przekonał o walorach umysłowych żony (wprawdzie miała poczatkowo kłopoty z teściową, ale Zośka niezbyt długo później opuściła ten padół). Przez blisko 40 lat tworzyli szczęsliwe małżeństwo, a królowa bardzo boleśnie odczuła śmierć Kazimierza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to ja napiszę coś nowego

Jestem w Krakowie i chcę się dostac do ulicy Mogilskiej. A że jest rondo rozkopane i remontują, to i nie wiedziałam czy aby na pewno dostane się tradycyjnymi tramłejami. No więc idę do okienka gdzie pisze INFORMACJA i się pytam, w który tramłej mam wsiąść. Słysze

- nie wiem

Niezrażona pytam dalej, bo może Pani w tym okienku potwierdzi jednak napis nad nim widniejący.

- Ale czy 4 i 5 dojadę jak dawniej, czy też jest jakiś nowy tramwaj?

- no przecież mówiłam że nie wiem

- ale proszę panią, przecież to jest informacja, pani powinna wiedzieć żeby informowac innych

- no więc informuję panią że nie wiem

 

Kurcze jakbym słuchała skeczu Bałtroczyka o Tapirach. On chyba z tą samą panią rozmawiał ... :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to pora na mnie;)

Bylam kiedys we Wroclawiu u przyjaciolki , no i jak to zwekle bywa po imprezie na drugi dzien,same braki.Wiec poszlam z kolezanka po jakies jedzonko i fajeczki.Nie mialysmy nawet komorek ze soba;).Idziemy idziemy i w koncu zgubilysmy sie .Stoimy na jakies ulicy,niewiadomej bo nie znamy Wrocka.Patrzymy a niedaleko jest kiosk wiec kupilysmy sobie bilety na tramwaj i stwierdzilysmy ze bezpieczniej bedzie jak dojedziemy.Ale stoimy stoimy i nic nie jedzie...ja mowie do kumpeli"ej Karolina ale tu torow nie ma"heheheh.,ale sie usmialysmy heheh , do tej pory sie z tego smiejemy hehe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

he he - niezłe :D

 

W zeszłe wakacje mój brat głościł u siebie przyjaciół z Ukrainy. Chciał abym oprowadziła ich po Krakowie (akurat spędzałam tam 2 tygodnie), a że akurat miałam mieć sama programową wycieczkę po mieście, po zajęciach miał się ze mną skontaktować. Zadzwonił i staramy się zlokalizować, w końcu stwierdziłam, że najlepiej będzie się po prostu umówić w konkretnym miejscu

- gdzie jesteś?

- właśnie wyszłam z Wawelu idę w górę Grodzką

- ja też, a gdzie jesteś, tak mniej więcej?

- koło Andrzeja

- ja też !!!

rozglądnęłam się, on też. Szliśmy jakieś 3 metry od siebie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pociągnę temat środków komunikacji miejskiej. W latach 90 ubiegłego wieku zrobiłam prawo jazdy i od tej pory jak upośledzeniec uzależniłam się od własnych 4 kółek, niestety jakieś dwa lata temu trzeba było zostawić auto w warsztacie na dłużej. Jadę rano do pracy, więc: wychodzę z domu, podchodzę do kiosku i mówię-poproszę bilet,

pani do mnie : na ile?

Ja do pani: na 81 (to nr. autobusu)

pani do mnie: Ale ja pytam po ludzku ile pani będzie jechać?

Ja do pani: No.. jakieś 6 przystanków

:oops: :oops: :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

miałam podobną sytuacje do Agulindula, tylko w kasie na lodowisko i pytanie o wiek było :wink: :grin: a było to tak:

 

przyjechał brat z bratową i dziećmi no i ja jak to zwykle bywa zaskoczona i na szybko się ubrałam i bez makijażu wyskoczyłam do auta no i pojechaliśmy na lodowisko. Kupujemy bilet kobieta w kasie do mnie "ulgowy czy normalny" zaskoczona pytaniem mówie "normalny" ona za nic w świecie nie chciała uwierzyć, że mówie prawdę i dalej "ma pani legitymacje" a ja na to "nie mam" a ona na to "wygląda pani na 17 lat" grzecznie podziękowałam za komplement i z bratową się chichotałyśmy ze śmiechu przez cały czas :lol::lol::lol::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja przyjaciółka musiała się wylegitymować kupując głupiego Reedsa ...I za nic sie zdały zapełnienia, że 18 lat skończła już 10 lat temu :D

A ja w zeszłym roku pojechałąm z dzieciakami do kina. I pani kasjerka prosiła mnie abym zawołała któregoś z opiekunów, bo tylko oni moga kupować bilety grupowe...

Ale to było dawno, a teraz włosy mi już odrosły :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, znam :D

Te anegdotki tam zapisane pochodzą z takiej fajnej książeczki Anegdoty z dziejów Polski, autorstwa bodajże Tomkiewiczów (oczywiście odpowiednio skrócone :D) Polecam naweet tym, którzy nie lubią historii, ale lubią ploteczki :D Czyta się bardzo fajnie (jak widać :D), w każdej chwili mozna sobie zrobić przerwę

 

 

P.S. Tego o naszej Jadźce i toporze tam nie znajdziecie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedna z amerykańskich linii lotniczych wprowadziła specjalną, 50-cioprocentową zniżkę na bilety dla żon udających się w podróż służbową razem ze swoim mężem. Po pierwszym miesiącu promocji, podczas którego sprzedano bardzo dużo promocyjnych biletów, dział marketingu, licząc na dalszy wzrost sprzedaży, wysłał listy do żon biznesmenów, którzy skorzystali z oferty. W listach dziękowano za skorzystanie z oferty i pytano jak minęła podróż...

Na 90% wysłanych listów linie otrzymały odpowiedź:

"Jaka podróż?" :neutral:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Właśnie wróciłam z pogotowia. Od 2 dni nie mogę chodzić, noga mnie bardzo boli, więc w końcu się wybrałam. Najpierw na dyżur. Lekarka podejrzewała u mnie podagrę i skierowała do chirurga

Chirurg zrobił na mnie tak: :shock: jak to usłyszał. Bo na podagrę cierpią ludzie którzy:

- nadużywają alkoholu przez długie długie lata

- palą bardzo mocny tytoń

- są mężczyznami po 40-50 roku życia :D

 

Ciekawe do której z tych grup się kwalifikuje wg pani doktopr, skoro mój wiek wyklucza długi staż alkoholowy, nie palę i nigdy nie paliłam i jestem młodą kobietą? :rotfl::rotfl::rotfl:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka

dzisiaj miałam w planie wstać o 9:00 (jak zwykle w sobotę) i wiecie co się stało popatrzyłam na zegar i widziałam jak jest po 10 jak się zerwałam z łóżka ... chwilę później włączyłam komputer i na nim dopiero zauważyłam, że jest 7:45 :lol: - tylko mi się takie rzeczy mogą zdarzyć ... :lol::lol::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jechałam ostatnio tramwajem - było troszkę ludzi. Stałam. Na siedzeniu obok siedziała młoda kobieta. Paznokcie ok. 5cm (tzw. tipsy) wymalowane na złoto. Na każdym z palców przynajmniej po jedym złotym pierścionku. Sukieneczka czerwona, koronkowa, mocno przed kolano, buty na 10 cm. obcasach, ciało opalone (żeby nie powiedzieć lekko nadwęglone). Na siedzeniu przed „ozłoconą kobietą” siedziała mała 5,6- letnia dziewczynka. Nie pasowało mi inaczej, tylko, że ta mała jedzie z "ozłoconą kobietą". Po chwili kobieta zaczęła przeglądać swoje paznokcie, poprawiać po kolei pierścionki na każdym z palców, poprawiać włosy, kręcić się na krześle. Wyciągnęła metalicznie różową komórkę - po otwarciu klapki pojawiły się różowe serduszka i kwiatuszki. Ach jakie to słodziutkie. :mad: Zadzwoniła gdzieś. Szczerze zainteresowana była własną osobą. W tym czasie mała dziewczynka zaczęła zasypiać na krześle, na którym siedziała. Jej główka zaczęła gibać się raz w stronę szyby, raz w stronę przejscia dla pasażerów. Dziecko męczyło się tak. Zwątpiłam, jakoby "ozłocona kobieta" była jej opiekunką (matką). Przecież wzięłaby dziecko na kolana i przytuliła do siebie. Dziewczynkę coraz mocniej nużył sen. Jej główka i wręcz całe ciałko opadało raz na lewą, raz na prawą stronę. Stanęłam bliżej, bo zaraz miał być zakręt i chciałam być w pogotowiu, aby w razie czego przytrzymac małą, żeby nie upadła na podłogę. Dziewczynka nie dawała się jednak Morfeuszowi. Już miałam zwrócić uwagę i zapytac „ozłoconej”, czy przypadkiem nie jest to jej dziecko i czemu się nim nie interesuje. Tramwaj zbliżył się jednak do przystanku kobieta uniosła się pośpiesznie z krzesła. (Nadal ciekawa byłam, czy to jej dziecko). Faktycznie…., szarpnęła z całej siły kilka razy dziewczynkę za ramię krzycząc „wstawaj Oliwia. Co zmęczona jesteś?!”.

 

To głupia kobieta była. No tak mnie denerwuje taka bezmyślność, której przejawy oglądać mi przychodzi coraz częściej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz ludzie nie lubia jak sie wtraca w ich zycie...Na takie zreczy trzeba patrzec przez pryzmat...Chyba ze juz sytuacja staje sie namolna strasznie wiec mozna sie cos delikatnie odezwac...takie mmoje zdanie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś, w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, George Bernard Shaw powiedział:

- Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.

— George Bernard Shaw

 

 

Albert Einstein, poproszony o opisanie radia, odpowiedział:

- Widzicie, telegraf jest rodzajem bardzo, bardzo długiego kota. Naciskacie jego ogon w Nowym Jorku, a jego głowa miauczy w Los Angeles. Rozumiecie? I radio działa na tej samej zasadzie: wysyłacie sygnały stąd, a odbierają je tam. Jedyną różnicą jest to, że nie ma kota.

 

Jeden ze znajomych Karola Szymanowskiego zwrócił się do niego z pytaniem:

- Mistrzu, nie wydaje się panu, że to bardzo nudne tak całe życie nic nie robić, tylko komponować?

- Tak, to dosyć nudne - zgodził się kompozytor - ale jeszcze nudniej całe życie nic nie robić, tylko słuchać tego, co ja skomponuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie w w/w sytuacji babka nie zrobiła nic, co skrzywdziłoby dziecko. Pokazała jedynie bezmyślność i maksymalny egozim. Nie wiadomo nawet czy to jest matka, Może siostra, kuzynka, ciotka? W większości przypadków jednak matki mają inny stosunnek do swoich dzieci. NoMercy - mając niepełny obraz, niepełne informacje, bardzo łatwo jest popełnić bład. REakcja na klapsa dawanego przez matkę jest już dość problematyczna. Opowiem inną historię.

Pewna kobieta stała z synem przed kioskiem. Dzieciak nudził o auto, mimo że zgodnie z realcją matki - miał ich kilka, w tym dokładnie takie samo, jak to w witrynie. "ale ja chce !!!" i się rozryczał. Ryczał i ryczał - gromadzili się ludzie. A kobieta nie interweniowała - niech się wypłacze. Gdy dzieciak rzucił się na ziemię i zaczął się miotać, chwyciła go stanowczo za rękę, podniosła, wymierzyła 2 solidne klapsy i powiedziała, że teraz przynajmniej będzie miał powód do p[łaczu. Ludzie byli bardzo obużeni. "Co to za matka, wyrodna jakaś" - wołali. jedna z kobiet obiecała zgłosić sprawę na policję i znecanie się nad dzieckiem. matka powiedziała spokojnie "Proszę mi nie przeszkadzać w wychowywaniu mojego syna. Nie możana mieć w życiu wszystkiego co się zachce. Niech się uczy już teraz. Dzisiaj mu ustapię, kupię zabawkę, jutro zarząda prawdziwego auta, a pojutrze okradnie sklep i weźmie sobie sam, albo zgwałci jakąś dziewczynę, bo nie zrozumie słowa "nie", tylko "bo ja chcę".

 

Tą matką była moja mama, obecnie emerytowany nauczyciel z 35-letnią prkatyką w zawodzie, doskonały pedagog i nauczyciel.

Dzieckiem mój brat, obecnie doktorant, dobry człowiek.

A kobiecina, która złożyła doniesienie na policję (bo na obietnicy się nie zakończyło) obecnie wychowuje 30-letniego syna-pasozyta, który nigdy nie pracował bo mu się nie chciało, drugi siedzi w więzieniu. Kobiecina nie kupuje lekarstw, ale syn ma zapewnione wszystkie zachcianki.

 

 

Sprawy rodzinne są zbyt skomplikowane, by jednoznaczenie wchodzić w nie w buciorami, bez pełnej informacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

boadicea, podobala mi sie reakcja twojej mamy...moja byla taka sama

ja jak wiadomo wychowuje dwoje dzieci i uwierzcie miz e czasem nerwy mi puszczaja i przeklinam jak szewc, dre sie w nieboglosy

na szczescie dla dzieci robie to po polsku a nie po ang. ale one juz wiedza swoje

Bertie mimo iz uposledzony wie ze jak juz doprowadzi mnie do takiego stanu ze nie moge wytrzymac zawsze mowie po polsku...uwierzcie mi ze pokorny jest wetedy jak ciele i slowa przepraszam zaraz sie znajduja w jego slowniku, dzieci nie sa glupi...o prostu sprawdzaja innych na kazdym kroku

kiedys myslalam sobie ze uderzenie dziecka to zbrodnia- teraz wcale tak nie sadze. uwazam ze w wyjatkowych sytuacjach trzeba dac w tylek (bez nieporozumien i wyolbrzymien drodzy czytelnicy tego tekstu)

bertie dokuczal rose okrutnie, nic nie skutkowalo, wreszcie rabnal ja patykiem tuz pod okiem...kilka milimetrow i rose milaby tylko jedno! wrabalam mu i nakrzyczalam na niego nieziemsko...uwierzcie mi ze calkowicie zrozumial moj przekaz i teraz wystraczy tylko powiedziec ze jesli nie przestanie to powtorzy sie sytuacja z klapsami-od razu przestaje i przeprasza

konsekwencja i okreslone granice...te dwie rzeczy sa bardzo wazne w wychowaniu dzieci

ps

kobieta w tramwaju...moze byla nieziemsko zmeczona, a dziewczynka mimo iz wygladala jak aniolek byla tego dnia niegrzeczna jak diabel i kobieta miala jej juz serdecznie dosyc

ps2

czy jesli kobieta wygladalaby na bardzo zmeczona matke 6 dzieci czy twoja reakcja bylaby inna? czy pomyslalabys sobie ze kobieta jest przepracowana i pewnie teraz w tym tramwaju sobie kobiecina odpoczywa? czy ocenilas sytuacje i ta kobiete po tym jak byla ubrana?jak wygladala?

ja pewnie postapilabym podobnie...ale to mnie zastanowilo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, i ja wychowywałam cudze dzieci - nie tylko jako wychowawca, ale i niania. Ale przyznaję - roboty za wiele to ja nie miałam z nimi. Dzieciaki - chodzące anioły, aczkolwiek Hanula wykazywała już zaczątki silnego charakterku (jak zaczynałam prace miała roczek, jak kończyłam - 2.5 :D) W zasadzie jedyne co musiałam - to z nimi dużo rozmawiać, co nie sprawiało mi specjalnego problemu - bo należe do ludzi rozmownych.

Wierzę w wychowanie bez kar cielesnych, ale przy jasno wytyczonych granicach i konsekwencji w ich przestrzeganiu. Zdaję sobie jednak sprawę, że każde dziecko jest inne. Nie ma jednej uniwersalnej metody dla wszystkich dzieci, każde ma swój własny kluczyk - trzeba tylko go dopasować. A w większości przypadków za zachowanie dzieci odpowiedają dorośli. Moi malutcy podopieczni byli grzeczni i kochani nie tylko dlatego, że mieli takie charaktery - mieli bardzo mądrych rodziców, którzy zapewniali im maksimum miłości i zainteresowania, przy jednoczesnej stanowczości w ustalaniu i utrzymywaniu reguł panujących w domu.

Dziecko potrzebuje stałości i powtarzających się czynności, które stają się rytuałami. Granice pozwalaja te rytuały utrzymać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zupelnie inaczej wychowuje sie dzieci ktore maja milosc rodzicow na wyciagniecie reki...to musze przyznac/

do glowy by mi nie przyszlo ze kiedykolwiek uderze w tylek dziecko...ale z bertiem juz chyba tak bedzie ze raz na pol roku trzeba mu dac klapsa...zazwyczj ograniczam sie do tlumaczen-choc przy jego uposledzeniu tlumaczenia zazwyczaj na nic sie zdaja

z rose to inna sprawa...ja dla niej pojscie do kata to juz taka tragedia zyciowa ze nie trzeba nicvzego innego stosowac

na bertiego zazwyczaj dziala gdy owiem mu ze jesli nie przestanie to nie bede sie do niego odzywala...lagodnieje z 3 sekundy

na wszytko trzeba czasu i na nauczenie sie jak postepowac z dziecmi tez :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, każde dziecko ma inny kluczyk :D

Z dzieciakami zaniedbanymi lub niekochanymi - to już zupełnie inna historia. One czasem tak się garną do człowieka, a czasem dają popalić tylko po to aby zwrócić na siebie uwagę.

A i tak były dużo bardziej wartościowe niż rozpuszczone bahory - bo i takie zdarzyły mi sie w mojej "karierze zawodowej". Do bahorków trudno trafić nie tyle dlatego, że czegoś potrzebują, co po prostu wiedzą o swojej bezkarności.

 

 

P.S. Dodam, że dla mnie praca z dziećmi była (i jest) najlepszą antykoncepcją :mrgreen:

Kocham dzieci - ale cudze...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prace z małymi dziećmi powinni wprowadzić do programu w ramach edukacji rodzinnej - zamiast toczyć boje o to czy uczyć o antykoncepcji farmakologicznej, aborcji i kalendarzyku, najlepiej pokazać co się wiąze z obowiązkami rodzicielskimi. Wówczas nastąpi coś, co ja sobie nazywam antykoncepcją psychiczną - sama się pilnuję - i farmakologicznie i podejmując przemyslane decyzje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jeszcze bardzo długo nie... :D

W miare upływu lat i nabytego doświadczenia w pracy z dziećmi, odechciewa mi się mieć własne. Musiałoby mi bardzo się w głowie poprzewracać (jakaś wielka miłość, czy cuś :D) ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

……opisałam tak, jak czułam.

 

Kobieta nie wyglądała na zmęczona. Żywo zainteresowana była tym co się dzieje za oknem, przeglądaniem swoich paznokci i biżuterii, poprawianiem fryzury. Zupełnie inaczej wygląda osoba „nieziemsko zmęczona”. Zmęczona pracą, obowiązkami dnia codziennego.

A dziecko – diabełek. Można mieć dosyć serdecznie. Rozumiem. Ale po tym wszystkim spojrzymy na buźkę niedobrej przed chwilą niuni, widzimy jak znurzona usypia i cisza…mimo, ze przed chwilą ręka świerzbiła, aby dać jej wielkiego klapa w pupę, to czy nie uśmiechamy się i nie wybaczamy wszystkiego. Czy nie chcielibyśmy przytulić jej do siebie, a nie bezlitośnie patrzeć, jak zasypiając mało nie spadnie z siedzenia.

 

Z reguły nie oceniam ludzi tylko i wyłącznie „po tym jak była ubrana”. Nawet zmęczona matka z sześciorgiem dzieci powinna zauważać pewne sytuacje. I powinna być odpowiedzialna za każdą ze swych pociech z osobna i wszystkie razem. Powinna każde z nich kochać sześć razy więcej, a nie dzielić miłość na sześć.

Czy kobieta była matką dziewczynki? Myślę, ze tak. Miała obrączkę, a dziecko pytało, czy tatuś będzie czekał?

Czy kobieta zrobiła coś złego? Pewnie nie. Każdy wychowuje swoje dziecko na swój sposób.

Nie należy jednak zapominać, że dziecko to odpowiedzialność. A kiedyś i od niego będziemy może żądać odpowiedzialności i potrzebować opieki. Oby nie okazało się, że zauważa ono tylko siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
od dawna pozbywam sie ludzi toksycznym z mojego otoczenia

Rozumiem, bo szkoda na nich czsu. Niedawno zdałam sobie sprawę z tego, jak wieloma takimi ludźmi się w przeszłości otaczałam i zastanawiam się po co było się tak męczyć. Na szczęście nie mam już z nimi kontaktu. Może to nawet nie byli źli ludzie, ale po prostu nie dla mnie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się czy taki temat przejdzie... Czy ktoś zechce opisywać jakieś znaczące chwile ze swojego życia. Zarówno te smutne, jak i radosne. Chwile, w których dostawaliśmy istne lekcje od życia. Raz dobre i przyjemne, a innym pociągające za sobą konsekwencje i rodzące ból. A może są sytuacje w których dokonaliście ważnych wyborów -dobrych lub złych i chcecie o tym opowiedzieć? Zapraszam...

Powiedzcie co sądzicie o takim temacie i jeśli chcecie opowiedzcie o czymś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

znaczących chwil w moim życiu było bardzo wiele .. bardzo zważywszy na wiek ... największą moja porażką i nieszczęściem w życiu są moi rodzice , niestety muszę to mówić głośno gdyż nigdy nie wyzwolę sie z boleści jaką nosze w sercu , pomimo tego wszystkiego bardzo ich kocham , ale odcięłam sie od ich toksycznego wręcz wpływu na moje życie :cool: .. bardzo mnie to boli ale muszę to zrobić dla dobra swego i mych dzieci , nie mogę całe życie żyć w poczuciu winy i że w ogóle śmiem żyć i kochać i być kochana i mieć dzieci ... powiedziałam dość intryg, dość nienawiści i dość upokarzania , jeśli nie potrafimy żyć jak kochająca sie rodzina i akceptować sie nawzajem ze wszystkim, to nie żyjemy ze sobą w ogóle .. jest to już trzecia i ostatnia moja próba dwie pozostałe kończyły sie pogodzeniem .. hym na krótko nawet lekkim dobrostanem i nagłą i bezczelna ingerencja w moje życie mojej matki ... nie pozwolę na upokarzanie moich dzieci tak jak mnie w dziciństwie , która to trauma znieważania i bicia nosze do dziś .. mam wątpliwości , które z dnia na dzięń myślę maleją, ale bolą i będą boleć do końca mych dni ..

POMIMO to wszelkie kontakty zerwałam , niestety inni z rodziny też sie nie odzywają za namowa mojej matki .. ojciec powiedział że nie jestem nic wart ... no i troje jego wnuków też..

no to se napisałam i mi troszkę ulżyło ja jako pierwsza

mądry temat tu wymysliłas bo myślę że każdy ma swoja traumę!!

jedni sie podziela drudzy nie!! to tez zależy od otwartości i szczerości !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

powiedziałam dość intryg, dość nienawiści i dość upokarzania , jeśli nie potrafimy żyć jak kochająca sie rodzina i akceptować sie nawzajem ze wszystkim, to nie żyjemy ze sobą w ogóle ..

Też jestem takiego zdania... Na pewno w życiu było Ci ciężko, lecz powinnam Ci z pewnością pogratulować odwagi z jaką pragniesz wyprowadzić życie swoje i dzieci na szczęśliwy tor. Niewielu jest ludzi, którzy potrafią i mają wystarczająco wiele siły oraz odwagi by podejmować tak ważne decyzje.

Dziękuję, że jako pierwsza wypowiedziałaś się w tym temacie :smile: Mi samej brakowało na to odwagi lekutko :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Vanilia22

oj miałam to samo kilka lat temu na 1 roku studiów. Przyjaźniłam się z M od czasów przedszkolnych. Zawsze wydawało mi się, że można na niej polegać. Gdy miałam doła przed maturami i silną depresję wyciągała mnie z domu. Lecz wtedy nie wiedziałam jak to było interesowne...

Przyłapałam ją i jeszcze jedną jej znajoma na kradzieży naszych pieniędzy na prezent ślubny. Przebolałam to jakoś ale nieźle jej nagadałam. Ale chyba się na mnie po tym obraziła. Miałyśmy razem pójśc do naszej przyjaciólki wspólnej na urodziny. Dziewczyna była wtedy w zaawansowanej ciązy. Niedługo się miala potem urodzić jej córeczka. Zaprosila tylko mie i tą dziewczynę. A ona zadzwonila do niej mowiąc jej ze nie przyjdzie bo jest na zajęciach na studiach... co sie okazalo klamstwem bo w tym czasie dzwonila z wlasnego balkonu... poprostu nas żywcem oklamala...

Zadzwonilam potem do niej i powiedzialam jej co o niej myslę. Teraz unika mnie na ulicy..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam chwilunie to i ja napisze swoje wielkie rozczarowanie.

Razem z Aśką przyjaźnilam się od przedszkola, a raczej jak to teraz dostrzegam, ja traktowałam to jako przyjaźń. Szybko zapomniałam wszystkie momenty wm których mnei zawiodła wybierając towarzystwo kogoś innego. ZAWSZE ja byłam gdzieś tam w kolejce i przypominała sobie o mnie jak mnie potrzebowała. W podstawówce powiedziała mi, że ona teraz bardziej sie koleguje z Agnieszką, bo bliżej mieszkają itd. w gimplu też znalazła sopbie inną przyjaciółkę. A ja ciągle jak głupia - udawałąm że tego nie widzę. Moje problemy nigdy jej nie obchodziły, jak opowiadałam jej anegdotki ze studió, powiedziała mi że ją to nie obchodzi i żebym nie epatowała swoimi studiami i wykształceniem (zazdrość - wiem, ze to jej odwieczny kompleks)

Potem wyszła za mąż, nasz kontakt niemal całkowicie się urwał. I potem gdy zaczęła mieć problemy małżeńskie - znowu sobie o mnie przypomniała. Nikogo innego przy niej wówczas nie było - porozjeżdżali się po świecie. Stałąm przy niej murem, chociaz nie była tak do końca bez winy (aczkolwiek zawsze uważałam, że facet, którego sobie wybrała na męża był palantem jakich nieczęsto się spotyka), jako jedyna nie odmówiłam jej prośbie świadkowania w sprawie rozwodowej, narażając swoje dobre imię (jak wspominałam - jej mąż to palant, a swój kretynizm, mściwość odziedziczył po mamusi, z któą również miałam do czynienia). Jako nauczycielowi, plotki o dziwkowaniu, dorabianiu prostytucją, alkoholiźmie i narkotykach - mogłyby mi zaszkodzić.

We Włoszech spędziłam ponad 3 miesiące w miejscowośći oddalonej od niej o kilka kilometrów. Ja czułam się niezwykle samotna i opuszczona Pracowałam w praktyce 22,5 godz na dobe,m moje wyjscia do kina wieczorem były niemile widziane, chyba że z Aśką. Aśka mając auto odwiedziła mnie tylko raz i to za namową swojego faceta.

W trakcie pobytu we Włoszech dostałam naprawde dużej nerwicy i moja "przyjaciółka" miała w tym aktywny udział.

W grudniu Aśka wyciągała mnie do Bielska oddalonego o ponad 80 km. co dwa dni. Miałam dość, dostałam okres, źle się czułam - odmówiłam więc jazdy. Przeczytałam w SMSie, abym się nad sobą zastanowiła, bo kobiety po porodzie z rozwalonym dupskiem (cytat) tak sie nad sobą nie certolą, że kto jej popilnuje dziecka, że jestem egoistką itd. Odpisałam jej że zawsze mnie miała na każde zawołanie, ale nie tym razem. ogólnie rzecz biorąc napisałą mi, że od tej pory mam ją z głowy. Poza żalem i poczuciem zmarnowanego czasu na znajomość z nią, nie odczułam większegto braku - sama mnie do tego przyzwyczajała. Miałam już po prostu dość.Naprawdę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Julitko, polecam twórczość niemieckiego zakonnika Anselma Gruna a w szczególności książkę pt.: "Rozwijać poczucie własnej wartości - przezwyciężać bezsilność".

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracam do tematu :D

ostatnio wprowadzałysmy z kolezanka dane do komputera - przedsiebiorcow, ktorzy zakladaja dzialalnosc gospodarcza oraz tych, ktorzy istnieja od jakiegos czasu i staraja sie o dotacje lub pozyczke z funduszow EU. No i czytamy sobie w opisie działalnosci "Wypożyczalnia gadów". Mocno nas to zastanowiło. Po co komu pożyczyć sobie takiego węża - na ten przykład? Mnie pierwsze do głowy przyszła deratyzacja metodami naturalnymi (węże świetnie łowią gryzonie), koleżanka zaczeła snuc wizje wypożyczania wężów po to aby kogos postraszyć. Tylko po co do tego zakładać firmę? Potem przyszlo jej do glowy, ze mozna pozyczac te weze np arystkom tanczacym z boa - tak dla efektu wizualnego - ona ma tego swojego,a inne umieszczone w odleglosci.

Kazdy pomysl, ktory nam przyszedl do głowy - co jeden to głupszy.

Gdy wpadł nam w ręce drugi wniosek z wypożyczalnią gadów - przyznaje, byłam w szoku. Na stosunkowo małym terenie dwie wypożyczalnie gadów. Przy trzecim dopiero sie wyjaśniło, że koleżanka we wszystkich nagryzmoliła "Wypożyczalnia quadów" (samochodów), a ze pismo ma fatalne - jak byk wychodziły te gady :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Za małolata ja i moja kuzynka starsza o rok byłyśmy w calutkiej rodzinie słynne z tego, że rozrabiamy. Tylko my rzucałyśmy kotkami ze strychu i tylko my malowałyśmy tarczę farbą plakatówką za domem aby rzucać w nią... błotem. :grin: Co to były za czasy... Ale mniejsza z tym :razz:

Wpadłyśmy na wspaniały pomysł aby schować się dorosłym i tym samym uniknąć powrotu do domu (działo się to wszystko zawsze u babci na wsi).

Cóż... Siedziałyśmy w krzakach róż za domem od 6 rano do... ok. 21..

Wyobraźcie sobie, że do godziny 20 nas szukali wszędzie.. Płakali, nawoływali, krzyczeli, grozili. Nic! Mój wujek robił akurat coś koło szamba, więc sprawdził je zapłakany. A ja i Sylwia chichotamy w rogu domu. W końcu zlitowałam się i wyszłam na przeciw babci (po OGROMNYCH prostestach mojej kuzynki i tysiącu od niej kopniaków). Mojej biednej, schorowanej, zapłakanej Babci.. Tarzając się ze śmiechu zapytałam jak się udał żart i że... moja kuzynka się utopiła.. Widząc to, jak babcia zbladła od razu powiedziałam, że żartowałam, zawołałam Sylwię. Ona dostała baty, a mnie obroniła Babusia:) Kocham ją:) :razz:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anetko gdybym ja była Twoją babcią, a już na pewno mamą - dałabym Ci takie wciry, że z cała pewnością nie opowiadałabyś tej anegdoty jako dobry żart...

rozumiem, młodość...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hihihi, dzisiaj cała moja rodzina się z tego śmieje. A Moja Babusia jak słyszy, że przyjadę z Kuzynką, to tylko sie na mnie patrzy, jakby miała ochotę mi przywalić najbliżej znajdującym się przedmiotem.. Dobre też było jak "zatamowałyśmy" Babci ściany na nowo pomalowanym domu..

Znalazłyśmy stare miotełki wujka, czy pędzle, nie wiem co to było. Padało. Do ogromnego wiadra nasypałyśmy brudnej wody i postawiłyśmy na noc. Na rano było z tego OHYDNE błocisko. Moja kuzynka zaczęła tamowanie.. Pędzelek w błoto i... malowanie ściany! Spodobało mi się, ale mojego wujka przywabiły rozochocone krzyki zza domu. Wyobraaź sobie, że gonił nas dobre 40 minut po lesie :D !!!!

Jak nas dorwał to tak okropnie skrzyczał.. A później, jak wyjeżdżalysmy to zapytałyśmy babci czy możemy jeszcze za tydzień przyjechać. Babcia zamilkła.. A z daleka zobaczyłyśmy wujka któremu brzydko się wyrwało.. " O nie k***a! NIE ZA MOJEJ KADENCJI!!!! :mad: " No i w taki sposób od 5 lat nie jeżdżę do babci na wakacje razem z kuzynką:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dziwie sie :D Czasami jedna wnusia wystarczy :D

Mnie od dziecka starano sie uczyc o konsekwencjach, a były one zwykle surowe i nie było zmiłuj - miesiac bez rowera, tygodniowe chodzenie spac o 20, szlaban i kilka innych.

Nauczylo mnie to jednak przewidywania skutkow swoich czynow, myslenia co bedzie jutro :D

ale i ja byłam niezłym łobuziakiem :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Chciałam się Was poradzić. Nie wiem co mam zrobić. :cry:

Może się to wyda troszkę śmieszne, że piszę akurat tutaj, ale wszystko dowiecie się z treści mojego zwierzenia.

 

Zaczęło się to 3 lata temu. Zainspirowała mnie taka dziewczyna. Poznałyśmy się lepiej i stwierdziłyśmy, że to nie jetst zwykłe koleżenstwo, tylko można to określić mianem przyjaźni.

Zaprzyjaźniłyśmy się więc.

Wszystko było boskie. Chodziłyśmy na spacerki, śmiałyśmy się. Mówili o nas, że jesteśmy papużki nierozłączki. To dzięki niej zerwałam z chłopakiem, który okazał się kupą nic nie wartego mięcha. To dzięki niej zaistniałam w szkole i poznałam trochę ludzi...

Z drugiej strony ja pomagałam jej, gdy jakiś chłopak najpierw ją omotał wokół palca a później zostawił, mówiłam jej że jest niezwykła i chciałabym aby ta przyjaźń trwała wiecznie. Bo chciałam.

Pożyczałyśmy sobie ubrania, kosmetyki, ona wypłakiwała się na moim ramieniu (ja na jej chyba nigdy) mówiła mi, że jestem tylko jej.

Wszystko zaczęło się psuć, gdy poznałam mojego obecnego chłopaka. To świetny gość, nie zawiodłam się na nim (oprócz oczywiście małych sprzeczek, ale to jak najnormajniejsze) i jestem z nim od półtora roku.

Na początku było, że nie wiem w co się pakuję. Tylko ona mówiła, że mój chłopak jest beznadziejnym frajerem itd. (nie znała go, ale oceniała) i że nie chce go znać. Mój chłopak także jej nie polubił. Tyle, że on ją znał. Wielu jego kolegów ją znało. Wszyscy mówili, że jest fałszywa. Ale ja jej ufałam i nie wierzyłam im! Bo przecież kochałam ją jak siostrę, prawda?

Moj bliski wtedy kumpel powiedział mi, żebym uważała na nią. Jego zdanie powieliło setki osób... Ale ja nadal jej ufałam..

Najbardziej mnie wkurzyło to, że zaczęła palić. Kopcić jak komin, tyle, że dla szpanu. :???: Zaczęła pić - po prostu jej odpiepszyła wolność do głowy. Nie mówię już, co teraz sobą prezentuje:/

Zaczęła się do mnie odzywać jak do zwykłej szmaty. Jakby nie była nigdy moją przyjaciółką. Wtedy wszystko straciło urok. Zaczęłam jej nienawidzieć. Ona zaczęła rozpowiadać, że nigdy nie byłśmy bliskimi osobami. Kazała oddać wszystkie swoje rzeczy. Oddałam, oczywiście.

Jazda bez trzymanki zaczęła się, kiedy zostałam oskarżona o kradzież jej ulubionej bluzy. Na co mi cholerka, jakieś jej ubrania? Oddałam wszystko, co miałam. Dostało mi się także za to, że nigdy nie mogła na mnie liczyć (ha! zobaczcie na początek mojego posta:/).

Najgorsze jest to, ze jestem jaka jestem, ale denerwować mnie nie wolno długo. Mam tak dziwny temperament, że przez pierwszy tydzień jest w porządku. Ale później...

Już jedna dziewczyna poznała co znaczy mnie długo wkurzać. To znaczy nie poznała.. Miała szcześćie, że była ze mną koleżanka, która mnie przytrzymała.

Co ja mam teraz zrobić? Puścić mimo uszu to, że wszędzie mam opinię złodziejki ubrań i niewdzięcznicy? Zaznaczam, że ona "chce z powrotem tą bluzę, nie obchodzi jej to, że jej nie mam!!! Kłamię!!!". mam trzy wyjścia:

a) oddać pieniądze, chociaż bluzy nie mam bo ją oddałam miliony lat temu:/!

B) olać to z góry na dół i patrzeć jak moja opinia w miescie jest zmieniona o 180 stopni

czy

c) narazić ją na rozmowę, która w najgorszym przypadku może skończyć się zwyzywaniem bądź spuszczeniem manta [zaznaczam, że ona jest osobą, która podejdzie do czlowieka, powie stoickim glosem "jestes do dupy" usmiechnie sie, poglaszcze i zacznie sie z ciebie śmiac... :/ a ja mówię wprost i bez ironii. No chyba, że wiem że sytuacja jest na tyle komiczna, że mozna zaryzykować..]

Uwazam ze odpowiedz c. jest najmniej chcianą przeze mnie.. Macie moze jakiees propozycje? Bo ja nie cierpie mieć nierozwiązanych sytuacji... :cry:

Proszę, poradźcie mi..

 

[ Dodano: 2007-09-29, 15:29 ]

Ahh.. obiecałam Wam, że wytłumaczę się dalczego tutaj :).

Nie mam przyjaciół. To znaczy mogę mieć kiedy tylko zechcę, ale nie chcę. Po co mi kolejnt cieżar taki jak ona? Wyleczyła mnie z przyjaźni. Na długo.

 

Nienawidzę jej. :???:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Vanilia22

Cześc Anetko:)

 

Przyznam, że nie jest ten problem łatwy do rozwiązania chociażby przez emocje jakie Wami targają. Spróbuję jednak zmierzyc się z tym jakoś gdyż sama pare lat termu miałam podobny problem. Może nie tak dyrastyczny ale moja 15-letnia przyjaźń skończyła sie a ja zostałam calkowicie sama.

Zacytuję tu parę Twoich słow:

Mój chłopak także jej nie polubił. Tyle, że on ją znał. Wielu jego kolegów ją znało. Wszyscy mówili, że jest fałszywa. Ale ja jej ufałam i nie wierzyłam im! Bo przecież kochałam ją jak siostrę, prawda?

Moj bliski wtedy kumpel powiedział mi, żebym uważała na nią. Jego zdanie powieliło setki osób... Ale ja nadal jej ufałam..

 

Myślę, że ona jest poprostu zazdrosna o to, że masz kogoś z kim jesteś szczęsliwa. Bardziej niż z nią. To musiało potem wyleźć w postaci jej zachowania. To czeste u osób, które maja tendencje do emocjonalnego wampiryzmu. Skoro ona sama zeszła na dno chyba chciała Cię ośmieszyć w oczach otoczenia. Wiem, że się boisz o swoją reputację ale postaw sobie pytanie. Czy prawdziwi przyjaciele w to uwierzą? Czy dostrzegasz zmianę zachowania swoich znajomych jak dowiedzieli sie o tym co ona powiedziała?

I ostatnie pytanie jakie mi się nasuwa. Na czym Ci bardziej zależy na pielęgnowaniu nienawiści czy rozwiązaniu tego konfliktu? Bo widzisz jeśli sobie odpowiesz na te pytania chyba rozwiązanie samo Ci się nasunie. Jesteś mądrą i dojrzałą nastolatką;-)

I na koniec pocieszę cię, że ja swoja przyjaciólkę znałam 15 lat i okazało się, że jej wcale nie znałam. :!:

Trzymaj się

M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś mądrą i dojrzałą nastolatką

Buuu.. Proszę, już mów do mnie dziecko, tylko nie nastolatka... Bleh.. :???: :wink:

A ja właśnie sądzę, że ona chciała się tak zmienić. Tzn nie chciała, ale zrobiła mi to na złość. Nie jestem Skorpionem, bo jestem pokojową Wagą, ale co jak co, nie znoszę kiedy ktoś mnie obraża bezpodstawnie.. Wiesz, może to całe zajście jest dla Ciebe śmieszne, ale nie jest fajnie, kiedy osoba Cię nieznająca słyszy, że jesteś złodziejką itd.. Poza tym, kurde, dlaczego ktos ma mnie obrazac? Niech mowi co chce, ale do moich znajomych albo mi w twarz. Nie znosze takiego tchorzostwa jakie soba ona prezentuje:/

Ps. Przyjaciolka to ona nie była... Bo skoro mnie zostawilato nigdy nia nie byla...

Ide sie uczyc chemii;/ Ble.. :sad:

Buzki!:*

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Vanilia22
Buuu.. Proszę, już mów do mnie dziecko, tylko nie nastolatka... Bleh.. :???: :wink:

 

A prosze bardzo;-)

 

A ja właśnie sądzę, że ona chciała się tak zmienić.

Aby zwrócic Twoją uwagę na sobie...

 

Wiesz, może to całe zajście jest dla Ciebe śmieszne, ale nie jest fajnie, kiedy osoba Cię nieznająca słyszy, że jesteś złodziejką itd..

Wcale nie jest dla nie smieszne. Sama przechodzilam cos podobnego i musialam sięgać po środki, które komletnie mi nie pasowały:/ :???:

Wiesz ja powiem co ja zrobiłam ale nie musisz tego robic jesli to Ci nie pasuje. Moja ówczesna przyjaciólka myślała, że nigdy się nie dowiem o jej krętactwach, kłamstwach, kradzieżach itd. I podobnie jak Tobie każdy mi dawał znać abym uważała. Jednak miarka się przebrała i byłam w podobnym stanie co Ty. Zadzwoniłam jednak do niej i jej spokojnym głosem oświadczyłam abyśmy sie spotkały tylko we dwie. Bez żadnej publiczności i porozmawiamy o tym co się działo. Odmówiła wykręcając się jakims terminem. :???:

Wtedy oznajmiłam jej, że to koniec naszej znjaomości i przyjaźni za te lata kłamstw. Powiedzialam co i dlaczego. I od tej pory jak mnie widzi spuszcza wzrok.

Widocznie ona chce byc w centrum uwagi i nie daj jej tej satysfakcji :cool:

A co do tej bluzy- spytaj konkretnie przy wszystkich o ktorą chodzi bo może byc sytuacja ze sie zapomni i bedzie wiej chodzić? Kłamstwo zawsze wyjdzie :roll:

Buziaki:)

 

Ps a ja jestem spokojną wodniczką;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vanilko, ale ona mnie mija na ulicy jak .... .

Wiesz, stwriedziłam, że jeśli ktoś mnie nie sznuje - ja odpłacę mu pięknym za nadobne. Od przyjaźni po nienawiść - czyżby dziwne?

Dziękuję Ci bardzo za radę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

anetka16_16, widzimy to wszystko tylko Twoimi oczami i nie jest to spojrzenie obiektywne, gdybyśmy mogły usłyszeć to co ona czuje i myśli, wtedy rada mogłaby być dobra. Ja mysle, ze zmieniłyscie się obie, obie wyszłyście poza tę mozna powiedzieć dziecięcą jeszcze przyjażń, która miała byc dla Was całym światem i nie bardzo potrafiłyście sie w tym nowym dorosłym swiecie spowrotem odnależć. Ja myślę też, ze obydwie miałyscie swoje własne, nie konsultowane ze sobą wyobrazenie tej własnej przyjażni, być moze Twoja koleżanka tak się w tym wszystkim zagubiła, ze wyszło jak wyszło.

To dzięki niej zerwałam z chłopakiem, który okazał się kupą nic nie wartego mięcha. To dzięki niej zaistniałam w szkole i poznałam trochę ludzi...
moze warto się nad tym zastanowić, spotkać się spokojnie porozmawiać, tak po babsku, moze to co robi dzisiaj jest takim wołaniem o pomoc, moze warto spróbować, a nie od razu nienawidziec...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć kobietki wiecie mam pytanko.... :oops:

czy warto kochać?, oddać się szalonej miłości i cieszyć się tym pięknem?

czy milość pomaga w życiu czy rozsadnie wybrany facet?

mam takie jakies problemidło... nie umiem sobie odpowiedzieć troche się boję głebokiej

wody ale jak to mówią amantes sunt amantes... :roll:

 

jestem z facetem kilka lat i tu zjawia sie jakis taki ktos co go znam pół roku

i miesza mi w głowie

burzy swiat i proponuje ciekawa znajomosc przepełniona miłoscia... eh

:razz:

 

Wiem i widzę że wy tu potraficie sobie jakoś pomagać może jakaś rada ???

 

 

Anetko trzymam kciuki to żeby nienawiść nie zawładneła Tobą

i żebyś znalzła Złoty Środek i przede wszystkim głowa do góry!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jestem z facetem kilka lat i tu zjawia sie jakis taki ktos co go znam pół roku

i miesza mi w głowie

burzy swiat i proponuje ciekawa znajomosc przepełniona miłoscia... eh

:razz:

Skoro z nim jestes kilka lat to nie uwierzę ze bez miłości, po kilku latach to uczucie jest napewno stabilniejsze, ale czy to znaczy ze gorsze?

Widać ze ten nowy Cię zauroczył, zachwycił, na lata to moze być za mało, co wtedy?

Pamiętaj, ze każde święto jest piękniejsze od dnia codziennego, ale to dniami codziennymi zyjemy.

Moja rada jest stara jak swiat :mrgreen: przedziel kartkę na pół i zrób bilans obu panów, zalety, wady, oczekiwania, potem dokładnie przeanalizuj. Decyzję niestety podejmiesz sama. I oby to była dobra decyzja :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otóż to emi. Decyzję ostatecznie podejmiesz sama. Ja w stu procentach popieram to co powiedziała bajka. Kartka na pół i zestawienie. Jeśli umiesz szczerze określić co masz do stracenia, a co do zyskania, na pewno ta metoda pomoże Ci podjąć właściwą decyzję.

Powiem Ci, że około trzech lat temu miałam podobną sytuację. Byłam z facetem trzy lata. Już nawet pomieszkiwaliśmy razem. Nagle musiałam wyjechać na około pół roku. Przez te sześć miesięcy widzieliśmy się tylko dwa razy. Przyjeżdżałam na chwilę i wracałam z powrotem na „wygnanie”. Tam pojawił się On. Zaczął niesamowicie mieszać mi w głowie i zaczęła się moja walka z samą sobą. Z jednej strony On. Gdybym powiedziała jedno słowo, zrobiłby wszystko tu i teraz. Z drugiej strony mój mężczyzna, który został w domu, który czeka. Który co prawda zapomniał złożyć mi życzeń z okazji imienin, ale wiem przecież, że kocha, że to rozstanie jest dla niego ciężkie i przeżywa je chyba bardziej niż ja. Wiem przecież, że trzy lata temu zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i niedawno była „nasza rocznica”. Rozbrajające było to, że kiedy odjeżdżałam żegnała mnie jego łza spływająca po policzku.

A potem kilkugodzinna podróż i powrót do tamtej rzeczywistości. Pojawiał się znowu On. Zachwycający. Ciepły. Czuły. Róża od niego z okazji moich imienin wisiała w pokoiku i zasuszona przypominała, że On pamiętał. Widziałam, że cierpliwie czekał, aż podejmę decyzję. Nie powiedział tego wprost, lecz takie rzeczy się wyczuwa. Wtedy musiałam stanąć przed wyborem i zrobić to co należało zrobić. Ostatecznie kartka na pół pomogła.

Dziś jestem szczęśliwą mężatką. Wybrałam mojego mężczyznę.

Z Nim natomiast, nie straciłam kontaktu. Mimo, iż rozmawiamy rzadko, jedynie przez telefon i nie widzieliśmy się już kawał czasu, zawsze znajdujemy wspólne tematy.

To jest moja historia.

Dlatego emi warto pomyśleć i przeanalizować sytuację, zrobić takie zestawienie,jak również rozważyć mądre słowa bajeczki

nowy Cię zauroczył, zachwycił, na lata to moze być za mało, co wtedy?

Pamiętaj, ze każde święto jest piękniejsze od dnia codziennego, ale to dniami codziennymi zyjemy.

 

To ostatnie już chyba zrobiłaś? :grin:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieki Ryfka że podzieliłaś sie ze mną swoją historią Bardzo to doceniam.

Jak się zapewne domyślasz narazie to jestem toche oszołomiona

i trochę się gubię ale juz mam kartkę i zabiore sie wieczorem do szczerego zestawienia może pomoże. To jest dla mnie takie trudne zawsze dawałam sobie rade w podobnych

sytuacjach a tym razem jest wiele tak sprzecznych emocji we mnie... ja to zawsze myślałam że czas rozwiązuje za mnie wszystkie znaki zapytania a tym czasem fakt

to dniami codziennymi zyjemy.

 

Eh dlaczego zdarzają mi się takie wybory. :wink:

 

 

a co do słow to rozważyłam Twoje i Bajki :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jestem z facetem kilka lat i tu zjawia sie jakis taki ktos co go znam pół roku

i miesza mi w głowie

burzy swiat i proponuje ciekawa znajomosc przepełniona miłoscia... eh

A Twoj Partner Cię przecież kocha. Rozumiem, kobieta jak kobieta, kocha być adorowaną przez tysiące i czuć się świetnie w męskim towarzystwie. Ale czasami przychodzi pora na to, żeby zadecydować. W końcu wybierasz ojca dla swoich dzieci. Dziadka dla Twoich wnuków. I.. osobę z którą masz być na dobre i na złe. Nie oddawaj się chwili, tym bardziej krótkim okresem pół roku. Spróbuj odświeżyć swój związek, wprowadź zmiany, spraw, abyście się oboje czuli się jak nowo narodzeni w Waszych relacjach. Może krótka przerwa? Co powiecie na trzy tygodnie? Tylko to nie mają być tygodnie w błogim zadowalaniu się Partnera nieobecnością, ale samotne wieczory przy muzyce - pomoże zrozumieć Ci co masz dalej robić.

No.. chyba, że go nie kochasz.. Ale z mojego punktu widzenia byłoby to naprawdę nie fair, gdybyś przez tyle czasu chłopaka okłamywała. Ps. Jeśli jednak jesteś pewna, że kiedyś kochałaś go najmocniej na świecie a teraz Ci "przeszło", to uważam, że powinnaś odkurzyć wszystko. Bo miłość nie przemija, tylko pokrywa się kurzem.

Pamiętaj wciąż o tym, że szukasz ojca dla swoich dzieci.

Wiem wiem, wiem. Co ja mogę wiedzieć na temat poważnych związków. Co to jest 1,5 roku w porównaniu do kilku lat. Ale przez ten czas mialam najrozmaitsze przypadki. Powiem nawet tak do Was, Dziewczyny, że podobnie jak emimada, miałam okres, kiedy się Nim nudziłam, denerwowała mnie jego obecność i twierdziłam, że "chemia nie teges". Ale to minęło. Czasami warto posłuchać dziecka. Od dzieci wiele się można nauczyć, jak to powiedział kiedys ktoś mądry :)

Buziaki dla Was.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

:smile:

Moja decyzja jeszcze nie zapadła ostatecznie kartka pomogła :lol: ale jeszcze odrobina

odwagi żeby wprowdzic w życie zmiany, zmiany...

Bo miłość nie przemija, tylko pokrywa się kurzem.

Nie do końca sie zgadzam, nie wydaje mi sie że w zyciu kocha się raz ale to się jeszcze

kiedyś okaże moim skromnym zdaniem miłość trwa do dnia nastepnego zauroczenia które może sie przekształcić w cos wiecej. Dzieki dziewczyny za słowa otuchy i słowa przemawiające do resztek mojego rozsądku.

Anetko wcale nie uważam ze nie wiesz nic na temat poważnych zwiazków bo z tego co czytam to niezle Ci idzie odkrywanie świata. Oby zawsze ciekawość w Tobie trwała. :wink:

 

Czasami warto posłuchać dziecka. Od dzieci wiele się można nauczyć, jak to powiedział kiedys ktoś mądry :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja decyzja jeszcze nie zapadła ostatecznie kartka pomogła :lol: ale jeszcze odrobina

odwagi żeby wprowdzic w życie zmiany, zmiany...

 

Uważam, że na zmiany trzeba miec odwagę. Ja rok temu mialam podobny problem choć nie pojawił się w moim życiu ktoś drugi. Musiałam dokonać pewnego wyboru i nie żałuję.

Lecz takie decyzje wymagaja odwagi:)

Powodzenia:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Dlaczego niektórzy za wszelką cenę próbują udowodnić, że są lepsi (choć wcale tak nie jest)? Że posiedli tajniki wiedzy z dziedzin wszelkich? Dlaczego nie umieją słuchać innych, a tylko przekrzykują swym gadaniem o niczym?

No już dziś nie wytrzymałam i wypaliłam do niej, że ja teraz mówię. Ciekawe czy dotarło? Co za tępota. Powiedzcie mi skąd się bierze takie zachowanie. Czy to jakieś kompleksy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
Gość Nashira
Dlaczego niektórzy za wszelką cenę próbują udowodnić, że są lepsi (choć wcale tak nie jest)? Że posiedli tajniki wiedzy z dziedzin wszelkich? Dlaczego nie umieją słuchać innych, a tylko przekrzykują swym gadaniem o niczym?

No już dziś nie wytrzymałam i wypaliłam do niej, że ja teraz mówię. Ciekawe czy dotarło? Co za tępota. Powiedzcie mi skąd się bierze takie zachowanie. Czy to jakieś kompleksy?

to z pewnością kompleksy :0 znam taką jedną co ma w życiu jak w bajce poukładane, ale jej wiecznie źle i nawet w problemach musi górować. jak przyjechała na mój ślub, musiała sie chwalić studiami i przywiozła projekty do dokończenia!! ( caaałe 2 dni była :shock: ŚLUB, bombowe zachowanie... ). tacy tez muszą być, abyśmy my sie mogli dowartosciowac, ze tacy nie jesteśmy :)

 

a teraz coś na rozśmioeszenie :))) Jest zima. Mam na sobie śliczną czerwoną spódnicę 3/4 i krąg koleżanek wokół. Zatłoczony autobus w godzinie szczytu, w godzinie, w której wszyscy do pracy gnają. przystanek w centrum . Idę sobie od przystanku, gadam jak najęta, wchodzę już na schody koło sądu i nagle czuję, że... coś mi przeszkadza iść. Patrzę-

moja śliczna spódnica zjechała mi do kostek i ciągnę ją za sobą po ziemi...

(na szczęście miałam kurtkę ciut zakrywającą tyłeczek) :???: :oops: :roll: :mrgreen:

ot, jak się za smutno zrobi, to jeszcze poopowiadam, bo miałam trochę takich żenujących rzeczy w życiu :)) ( ale wyszło Żenujących RZeczy w Życiu, he he )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o z pewnością kompleksy

ja bym raczej powiedziała, że chęć zwrócenia na siebie uwagi. :)

Może to śmiesznie ode mnie zabrzmi, ale często to jest spotykane w środowisku osób 13-letnich, dla których możliwość wygłoszenia swojego zdania i posiadania racji jest celem wyższym, także Ryfko spokojnie - świadczy to o niedojrzałości i nieumiejętności pracy w grupie, jak na moje oko :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Nashira
ja się w takim środowisku nie obracam

ani ja, chociaz kazdy z obracał się kiedyś w środowisku rówieśników :) To może dziwne, ale jestem akceptowana przez starszych ludzi, starszych o parę ładnych lat. :grin:

niestety wielu ludziom to zostaje na dalsze lata

aż przykro o tym pisać. Ale to zależy od środowiska, w jakim jesteś i od nacisku z zewnatrz w głównej mierze, tak sądzę.

i z takimi to już jest problem

właśnie problemu nie ma. Jest tylko żal, że zatrzymali się w rozwoju psychicznym na poziomie zbuntowanej nastolatki lub rozwijają się normalnie, ale tak dosadnie się tego wstydzą, że zachowują się właśnie TAK :roll:

Pozdrawiam!

nie chce mi się tak tego rozbijać :D 1. co w tym dziwnego, skoro jesteś dojrzalsza??

2. nie do końca się zgodzę. mam przykłady w rodzinie, niestety, gdzie na te osoby nie ma nacisku ( wręcz przeciwnie, one próbują nacisk wywierać ) i dlatego sądzę , że to jakieś komleksy, albo niespełnione manie ;) Ci, których spotkalam, którzy tak się zachowują ( z zewnątrz ) z pewnością są lekko zatrzymani w rozwoju społecznym, ale co do tych nacisków to ciężko je zauważyć ( nie mówię, ze ich nie ma), ale problemik złożony a my uogólniamy :D

3. jest problemik, bo jak masz doła to tak Ci dokopią swoim gderaniem, że Ci w pięty idzie i już nic Ci się nie chce. Tacy ludzie do tego często mają empatię w szczątkowej formie ( czyt. odbierają ją tylko do siebie i uważają, ze im się ona należy w największej formie od społeczeństwa :( ). jak na takich trafisz w życiu częściej niż raz na jakiś czas, zaczynasz tracić wiarę w swoje odczucia ( bo przecież o co Ci chodzi, oni wiedzą wszystko najlepiej i udowodnij, że nie jesteś wielbłądem )

 

ot i to by było na tyle. uciekam do koleżanki :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jest problemik, bo jak masz doła to tak Ci dokopią swoim gderaniem,

inaczej odebrałam Twoje wcześniejsze rozmyślania. To dlatego miała co innego na myśli. Jasne, wiem, że z ludźmi niedojrzałymi nie da się żyć. Masz rację.

uciekam do koleżanki

no to uciekaj :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

muszę się komuś wygadać i trafiło na Was.

wczoraj zadzwonił do mnie mój Jacek.zaczął rozmowę od tego,że chce żebym wiedziała że bardzo mnie kocha,tęskni,nie chciał skrzywdzić,etc...

potem powiedział że musi się do czegoś przyznać.a więc: w sobotę pierwszy raz zażył kokainę(wcześniej niczego nie brał) na imprezie w pracy.Powiedział,że po jakimś czasie urwał mu się film,a rano jak się obudził,to zobaczył w swoim łóżku jakąś dziewczynę.nie pamięta czy coś zaszło pomiędzy nimi.wczoraj byłam tak wściekła na niego że nie chciałam z nim gadać.

a dzisiaj trochę ochłonełam i jak znów zadzwoni to nie wiem czy mam odebrać czy nie.

jeszcze nigdy w życiu tak nikogo nie kochałam i boje się :sad:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:n5 wiem ja sie boisz. W aspekcie, ze tak mocno kochasz. Ja na przyklad przeszlam juz kilka faz w tym zwiazku i dopiero niedawno, ze tak powiem "odessalam sie" od takiego poczucia, ze za nic nie chce tego stracic. Wiele rzeczy juz darowalam, przeplakalam, przecierpialam, tylko byle zostac razem. Ale powiem Ci, ze nie mozna calego swojego zycia budowac na kims... powiedzial mi to kiedys dawno, dobry, starszy przyjaciel. Powoli zaczynam to rozumiec tak jak nalezy. Kocham owszem, ale pamietam, ze nie moge za wszelka cene byc razem... bo to nie zawsze warte "wszelkiej ceny", a najwazniejsze by byc soba, silna i szczesliwa. Nad tym wlasnie pracuje i wiem, ze jesli on nie zapracuje na to zeby byl warty "wszelkiej ceny", to nie bede sie na sile "uszczesliwiac". Ale po woli, cierpliwie, rozsadnie...

Jakby nie bylo bedzie dobrze. A kazda z nas zasluguje na dobrego, odpowiedniego faceta, takiego "good enough" nie tylko "good" :wink:

Buzka i 3maj sie cieplo i siebie :razz:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kazda z nas zasluguje na dobrego, odpowiedniego faceta, takiego "good enough" nie tylko "good" :wink:

taką mam nadzieję :smile:

a co sądzisz o tym,że facet nie traktuje seksu jako zdrady,tylko jako zwykły kontakt fizyczny,że nie podchodzi do tego emocjonalnie??takie stwierdzenie kiedyś słyszałam w radio.wtedy nie myślałam nad tym,teraz,nie wiem jak to nazwać,ale chyba trzymam się tego jak tonący brzytwy.

no i dałaś mi do myślenia.będzie co ma być.

dziękuję Ci Szyla :grin:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sadze o tym, ze to zalezy od faceta, ja osobiscie takiego, ktory to tak traktuje, nigdy nie "wpuscilam" do siebie, do zwiazku. Ja jednak potrzebuje takiego, co ma emocje :) i pare innych cech :razz: no i moj ma dlugoterminowa fale egzamonow od jakiegos czasu. I tez mysle, ze bedzie co ma byc... bo mysle, ze casem jak cos tak bardzo, bardzo chcemy, ze nie zastanawiamy sie nad tym tak rozsadnie, to jakby naginamy i walczymy czasem z tym co ma byc na prawde :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja znam calkiem kilku facetow, wlacznie z moim, ktorzy twierdza, ze jesli nie ma uczuc, emocji, jesli nie czuja czegos wiekszego do kobiety, to (nie chcialabym sie wyrazac)... po prostu nie dziala, nie zrobia nic, chyba, ze by sie baaardzo musieli postarac zeby sie... "wlaczyc"... Ja im wierze :) mam podstawy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie o wyrzutach sumienia mowie, tylko o facetow ktorych takie bezemocjonelne po prostu nie podnieca calkowicie. Ktorzy sa przekonani, ze jakby jakas inna niz ta, ktora kochaja bylaby w stanie ich podniecic, to znaczy, ze tamtej juz nie kochaja

:razz:

A w wypadku calkowitego urwania filmu, to wybaczylabym panne, gorzej z narkotykami. Nie jest tak trudno ich nie brac - jak sie nie chce. Moj kiedys sie tak czasem bawil (w koncu to zakichany Londyn), ale wie ze jak chocby raz cos wzial - to koniec. No i nie bierze ani nic, jak na razie 2 lata.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widcznie mam szczescie :mrgreen: a raz nawet samej mi sie taki przytrafil, mnie cus do niego tam tego, a okazalo sie ze jego tego nie wystarczajaco i sie skunczylo na kumplowaniu, hi :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mam mętlik w głowie....

jak to dobrze że to napisałyście,bo chyba bym sama zwariowała że swoimi myślami.

dziękuję za Wasz punkt widzenia,wiele to dla mnie znaczy :smile:

facet wykazal sie olbrzymim poczuciem odpowiedzialnosci za swoje czyny. I lojalnosci

a ma tylko 23 lata.jest pierwszym facetem w tym wieku,który tak "dorosło" postąpił.na tę godzinę złość mi przeszła,ale nie wiem ile potrwa zanim znów mu zaufam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Calipso masz prawo byc zla i nikt nie moze wymagac od Ciebie zapomnienia. Czasami tego typu sytuacje niektorzy interpretuja "wybacz i zapomnij". Bzdura !! Zapomniec mozna o parasolce, a nie o takiej sprawie. Zapomnienie sprowadza to do drobiazgu, czegos malego. A dla obojga z Was takie nie bylo. Pamietajcie oboje, ale wyciagnijcie jakies wnioski.

Nastepny krok nalezy do Ciebie, ale musisz wszystko dokladnie przemyslec zanim podejmiesz decyzje. Daj troche czasu sobie i jemu - jesli Wasz zwiazek byl udany, oboje na to zaslugujecie. Nie podejmuj decyzji pochopnie, bo tak jak pisalam - musz byc pewna, ze jestes gotowa mu wybaczyc i zaufac, a o to drugie obecnie bedzie chyba najtrudniej. Kazdy zwiazek opiera sie przeciez na milosci, przyjazni, szacunku i zaufaniu, bez ktoregokolwiek z nich - bedzie niepelny.

Zastanow sie i podejmij decyzje wowcza, gdy bedziesz jej w 100%pewna. Musisz myslec przede wszystkim o sobie i wiernosci swoim zasadom i uczuciom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tego chyba szybko mu nie zapomnę,może kiedyś to się zmieni,nie wiem.

ale dostałam przed godziną od niego wiadomość,że jeżeli w najbliższych dniach nie będę odbierać od niego telefonów,to w czwartek przyjedzie do Polski.może do tego czasu ochłonę i zdecyduję się na rozmowę z nim.zobaczymy co czas przyniesie.

teraz mu napisałam,żeby przez parę dni dał mi spokój.zgodził się.

i tu kłóci się skorpionek z głupią zakochaną.jeden mówi,nie uginaj się i zapomnij o nim,a drugi-przebacz :sad:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

calipso28, jak na moje oko zdrada to nie jest temat przez telefon. Nie widzisz go, nie jesteś w stanie stwierdzić, że czegoś nie ukrywa. Nie chcę się wtrącać, jeszcze dodatkowo w tak delikatną sprawę, ale gydbym to ja była na Twoim miejscu nie odzywałabym się, poczekała jak przyjedzie i pogadała. Bo to moja Kochana nie jest mrugnięcie oczkiem do jakieś dziewczyny czy wysłanie uśmiechu.. Tak uważam. A reszta?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dlatego napisałam mu żeby narazie dał mi spokój.i znam go na tyle,że wiem że nie rzuca słów na wiatr i przyjedzie.i w tej chwili tego jednego jestem pewna.

Nie chcę się wtrącać

nie wtrącasz się :smile: to ja postanowiłam napisać o tym na forum.i Twoje zdanie też się dla mnie liczy.

 

[ Dodano: 2008-04-28, 20:14 ]

no i jest....przed godziną wylądował w Wa-wie.za jakies 3 godziny ma być u mnie i już chyba wiem co mu powiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a jednak myśli, uczuć, samego siebie nie da się oszukać. Znowu muszę walczyć. Przedsięwzięcie nie udało się (jeśli czytasz to Kaffko, to od razu mówię – tak. To przedsięwzięcie, do którego odnosiłam się przy Twoim tłumaczeniu jednego z opisywanych swego czasu przeze mnie snów). Myślałam, że dam radę się otrząsnąć i myślałam, że się udało. Minął tydzień. .. ale żal we mnie tylko przysnął i niestety, fala smutku dopiero nadchodzi.

Nie umiem zrozumieć czemu służy to cierpienie. Pocieszam się, że ma "wydźwięk długofalowy”.

Skąd ja znajdę siły? :cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...