Krew na śniegu

Jakiś czas temu miałam sen, który męczy mnie do teraz.

Byłam (jako nastolatek) w szkole "magii" (?), w której uczyliśmy się walczyć w innych światach (prowadziły do nich różne portale). Był jednak jeden, do którego nikt nie miał dostępu, nawet nasi nauczyciele się tam nie zapuszczali. Jako, że najwidoczniej byłam dupkiem sprowokowałam swojego "wroga numer jeden", żebyśmy się przekonali kto jest lepszy. Zakradliśmy się tam i koniec końców wylądowaliśmy w jakimś domu. Nie pamiętam, jak tam dokładnie było, wiem tylko, że praktycznie od razu się zgubiliśmy i każdy, kto tam był, chciał nas zamordować. W końcu uciekliśmy, wybiegając na ogród i przeskakując bramę. Zaczęłam szybować, nie zwracając nawet uwagi, czy tamten chłopak jest za mną. Zaczął padać śnieg i wokół mnie była tylko pustka. W końcu zatrzymałam się na dachu jakiegoś bloku i rozejrzałam się, ale nigdzie go nie było. Zeskoczyłam na dół i wtedy go zobaczyłam, leżącego między krzakami. Miał dookoła ud owiniętą taką cienką, stalową linkę, która przecięła ubrania i skórę aż do krwi. Wokół niego była już zresztą spora plama. Kompletnie nie wiedziałam, co robić. upadłam na kolana i przyciągnęłam go do siebie, tak, że miałam jego głowę na udach. Zmarł mi praktycznie na rękach, a ja wiedziałam, że to wyłącznie moja wina.

Czuję się winna do teraz, mimo, że wiem, że to był tylko sen i ciężko mi się z tym pogodzić. Kompletnie nie wiem, co ten sen miał oznaczać... Byłabym wdzięczna za jakąkolwiek pomoc