Skocz do zawartości

Krótka forma literacka


Atheo

Rekomendowane odpowiedzi

Dodam kilka ciekawych opowiadań jeśli pozwolicie :)

 

Pierwsze pisałam tuż przed wigilją.

 

Ten wieczór jak i wiele innych zimowych wgryzał się w skóre, boleśnie ranił nieosłonięte czapką uszy, a śnieg jak na złość nie padał, tylko lód łamiący się pod stopami pokazywał jaka to właściwie pora roku. Spojrzała w niebo nieśpiesznie, gdzie było jej wracać? Ani czas, ani miejsce nie miały już znaczenia gdy dookoła zapalone w oknach światła mówiły że się spóźniła, za późno zaczęła żyć, nie dostała tego czasu który dla wielu był oczywisty… Zaniosła się kaszlem zakrywając zsiniałe z zimna usta dłonią. Kroki same nie chciały nadchodzić, buntowało się niemal wszystko wokoło, tylko uporczywa wola życia słabnąca z każdą chwilą pozwalała jej robić coś. Bo owe coś, było wszystkim, każdym oddechem tej wigilii, nie była pierwszą dziewczyny, ale nie było prawdziwej, nigdy. Dom pełen krzyków i kłótni, lub niemej groźby i smutku. W ciemności nie było nikogo, więc nawet nikt nie zobaczył gęstych łez niknących w chustce związanej niedbale na szyji. Teraz najbardziej czuła się samotna, cisza dzwoniła w uszach, ludzie w ciepłych mieszkaniach odśpiewywali kolędy, dzieci śmiały się, już niedługo miały odpakowywać prezenty schowane w kolorowych pudełkach, ale nie ona. Dawno minął czas nim ostatnim razem pozwolono być jej dzieckiem, ludzie uważali że było w porządku, nie miała więc prawa by narzekać, wszystko toczyło się wokół opinii otoczenia, małe miasteczko i nikogo kto by pamiętał że ona tam jest, że za oknem, za fasadą świątecznych ozdób i kolorowych lampek istnieje osoba która straciła wiare i w której umierała nadzieja. Potarła lewą ręke jakby machinalnie, w takich momentach w jej uszach rozbrzmiewały słowa tych wszystkich którzy mówili jej że jest słaba, że nie warto się nad nią litować. Ale nie chciała litości, pragnęła tylko by ktoś dał jej szanse, nie potrafiła po raz kolejny podnieść się z kolan, gdy za każdym razem wstawała ludzie nie doceniali tego, ale gdy już nie było sił…

Dlatego uciekła, odeszła z miejsca które już nie było jej domem, ale nigdy nie było takiego, nie znała miłości, choć uczyła jej ludzi naokoło, każdego dnia próbowała podarować chociaż cień radości by wbrew temu co się działo inni ludzie potrafili odnaleźć się w życiu… Nie była ideałem, nie świeciła przykładem, zwykła i inna zarazem, potrafiła zadziwić mądrością, a nie mogła uwierzyć…

Ale gdy pierwsza tego wieczoru gwiazda robłysła na niebie, a jej zmarznięte dłonie głęboko były schowane w kieszenie usłyszała płacz, i choć nie wiedziała czy to umysł płata jej figle, czy też jakimś zrządzeniem losu właśnie tutaj powinna być, skierowała się w strone odgłosu. Na moment w jej piersiach zaparło dech, spojrzała na tą małą kwilącą istote z nutą niedowierzania, na parkowej ławce leżało dziecko, było czerwone od płaczu, zmęczone i na jej oko bardzo głodne, ale naokoło tylko pustka. W tej chwili przemknęło jej przez myśl że to nie jej problem, że to rodzice zostawiając to maleństwo tutaj powinni odpowiedzieć. Nawet odwróciła się żeby śpiesznie pójść dalej, ale coś kazało jej zostać, ulotne wrażenie że to nie jest coś godnego jej osoby, w pewien sposób już gdy usłyszała płacz poczuła się odpowiedzialna. W tym momencie niewiele myśląc wzięła zawiniątko w dłonie przytulając je, zziębnięte ręce nie mogły ogrzać dziecka, ale bliskość… To pierwsze co przyszło jej na myśl, chociaż sama źle się czuła wiedziała że dziewczynka w jej dłoniach, bo co do tego była pewna, potrzebuje pomocy… Stała tak krótką chwile jakby oczekiwała jakiejś wskazówki, okręciła się dookoła, ale było pusto. A dziecko potrzebowało lekarza…

Skierowała się do pobliskiej klatki schodowej, zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu, niebo bardzo szybko zniknęło zakryte szczelnie chmurami. Zakryła twarzyczke dziewczynki szalikiem by nie dosięgnęły ją chłód i zamarznięte kropelki wody, zastukała do drzwi krzycząc żeby jej otworzono, ale usłyszała jedynie szczęk zamykanego zamka i cisze panującą po drugiej stronie. Próbowała mówić o co jej chodzi ale chłodna ściana drzwi była nieprzenikniona jak serca ludzi wewnątrz, i gdy tak biegała od jednego domu do drugiego odpowiadała jej jedynie cisza i obojętność. Zrozpaczona wybiegła na dwór próbując odnaleźć jakiekolwiek auta, ale było pusto, szpital był w mieście obok, dwie godziny drogi piechotą, wiedziała że maleństwo może tego nie przeżyć, zmarznięta i przemoczona postanowiła zaryzykować. Śnieg padał coraz bardzej obficie i trudniej było iść. Lekka bluzka pod czarnym płaszczem sięgającym kolan w żaden sposób nie chroniły jej od chłodu. Raz po raz napad kaszlu sprawiał że musiała przystawać, ale trwała, próbowała to zrobić, nie dla siebie, dla tego niemowlęcia które w jej ramionach walczyło o szanse na życie – jakiekolwiek istnienie…

Gdy dotarła na miejsce i otworzyła drzwi z ledwością musiała mieć gorączke, wszystko się rozmywało, ale nie dała tego po sobie poznać. Zaczęła krzyczeć błagając ludzi o pomoc, i gdy zjawiła się dyżurująca pielęgniarką oddała jej dziecko mówiąc jak długo jest na dworze i że potrzebuje opieki. Kobieta bezzwłocznie wzięła maleństwo w ramiona i polecając by dziewczyna usiadła wybiegła z dziewczynką do sal zasłoniętych szklanymi drzwiami. Nie zapytała o imie, nie było na to czasu jak stwierdziła ostro. Dziewczyna usiadła na krześle czując że oddycha się jej coraz ciężej, podniesienie choćby ręki było niemalże niemożliwe, tylko na chwile przymknęła zmęczone oczy, tylko na sekunde pozowoliła sobie odpłynąć. Gdy pielęgniarka wróciła by powiedzieć jej że wszystko będzie dobrze, że dziecko jest zmarznięte i wystraszone ale nic mu nie będzie, podziękowała i pokiwała głową. Odeszła, szpital był niemal pusty, zamknęła oczy raz jeszcze a odgłosy wokół straciły ostrość, ciemność otuliła jej zbolałą głowe, ukoiła zmysły… Gdy otworzyła oczy nie była sama, ból gdzieś zniknął, a na twardym krześle obok siedział mężczyzna, jego twarz była dziwnie kojąca, a uśmiech dodawał otuchy. Chciała zapytać kim jest, ale chyba go znała, uśmiechnęła się niepewnie, rozdawała ten uśmiech wszystkim ludziom, a gdy on po prostu go odwzajemnił, wziął jej dłoń w swoją.

- Czas na nas, dobrze się spisałaś, a teraz… Czas odpocząć maleńka, nikt już Cię nie skrzywdzi…

Pomógł jej wstać, chyba chciała coś dodać, ale pokręcił głową, i gdy odeszli, za nimi pozostała tylko cisza.

Kiedy rankiem pielęgniarka dotknęła ramienia dziewczyny siedzącej w poczekalni ta się nie poruszyła, nie odpowiedziała, tylko uśmiech na twarzy w jakiś sposób oznajmiał światu że już jej nie ma… Nieobecne spojrzenie otwartych na oścież oczu upewniło ją że ciało, jest jedynie ciałem…

Czas popłynął dalej, ale dla niej coś się skończyło, życia które według innych przeżyła szczęśliwie, i kiedy nawet odkryto świeże cięcia na ręce nikt nawet nie przypuszczał jak była samotna wśród otaczającego ją tłumu…

Wiele lat później, również w wigilijny wieczór, dziewczynka podeszła i położyła jedną czerwoną róże na anonimowym grobie…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Droga niepozornie się dłużyła, prowadziła donikąd i wszedzie zarazem, a mała blondynka u mojego boku jaśniała radością, nie mogła mieć więcej niż siedem lat, ale zadziwiająco mądre szare oczy sprawiały że jej postać była jawnie niemożliwa. Wszystko dookoła było też nadto zielone, a jaskrawe promienie słońca prześwietlały liście drzew pokrywając je mozaiką światłocieni. Jak barwne witraże w zapomnianych na wpół zrujnowanych kościołach malowały na naszych twarzach fantastyczne wzorki. Odetchnęłam tym powietrzem, krystalicznie czyste, pozwalało bym mogła bez trudu ocenić dzielącą mnie odległość, ale od czego? Mała podniosła główke do góry a na jej ustach błąkał się miły, rozmarzony uśmiech. Zgarnęłam jej włosy i odrzuciłam na plecy stwierdzając że następnym razem będzie mieć warkocze, ale odwzajemniłam ciepły gest.

- Powiedz mi Atheo - zaczęła a jej głosik podobny był do świergotu wszechobecnych ptaków. Spojrzała na mnie z tym swoim dziecięcym zaciekawieniem - Czy to jest tak że gdy zapala się gwiazda, to wtedy rodzi się anioł?

Zmarszczyłam brwi wyczytując w jej twarzy to co chciała tym pytaniem przekazać. Ale tam była tylko ciekawość i pewność że swoją odpowiedź dostanie, mądra bestyjka wiedziała jak zmusić mnie do myślenia. Wsadziłam dłoń do kieszeni dżinsowych spodni.

- Nie, to nie tak. Ale ilekroć pokochasz bliźniego i podarujesz mu kawałek swojego serduszka, tak, to jakby narodził się anioł. Prawdziwe dobro nie potrzebuje skrzydeł i aureoli, wyraża się w nas, naszych czynach, słowach i myślach. Jest sumą wszystkiego co tworzymy dla kogoś i dla siebie mając na względzie to by darować ludziom uśmiechy.Rozumiesz?

Dziewczynka bez słowa pokiwała głową, rozumiała, aż za dobrze, ale pozwalała mi by sens moich własnych słów dotarł do całości mojego jestestwa. Wzięłam jej drobną dłoń w swoją, nieco za dużą i bez słów poszłyśmy dalej. Dała mi lekcje jakiej mam nadzieje nie zapmnieć, bo gdy ocknęłam się leżąc na swoim łóżku to na moich ustach błąkał się uśmiech owej małej dziewczynki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...