Skocz do zawartości

Miłość a raczej jej brak


Wrath

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

 

na początek chciałem przeprosić ponieważ nie wiem czy to jest odpowiedni dział na taki temat.

 

a więc tak, chciałem zadać pytanie czym jest miłość?

 

Ja niestety nie odczuwam już tego uczucia (może nigdy nie odczuwałem) jak to jest jak się kogoś kocha?

 

Ten temat chciałem już założyc dawno temu, ale jakoś zawsze jakaś wewnętrzna siła mnie zniechęcała :P

 

ehh zabawne tyle razy układałem sobie w głowie jak napisać ten temat, a teraz nie wiem jak się za to zabrać.

 

dobrze przejdźmy do sedna sprawy mam już swoje lata i chciałbym kiedyś poznać jakąś niewiastę (żeby potem była moją żoną)

 

życie jest życzliwe i już podsuwało mi różne potencjalne kandydatki na żonę, niestety do żadnej nigdy nic nie czułem

 

w sumie mogłem z którąś być, ale nie potrafiłbym kłamać mówiąc "kocham cię" skoro tak naprawdę tego bym nie czuł.

 

kiedyś rozmawiałem na ten temat z przyjaciółką i mówiła mi że wcale nie trzeba kochać partnera że wystarczy być jak przyjaciele...

(niestety widzę po znajomych że takie związki "na siłę" nie mają sensu)

 

no i teraz nie wiem co robić, znaleźć dziewczynę której się nie kocha i udawać że wszystko jest ok? tylko czy to ma sens...

 

 

Tutaj nie chodzi o to że nie mogę znaleźć tej jedynek, tylko o to że chyba już nikogo nie kocham

 

do rodziny jestem chyba tylko przywiązany, lubię z nimi przebywać, ale nie kocham ich.

 

zdałem sobie z tego sprawę do śmierci dziadków, kiedyś myślałem że będę strasznie rozpaczał po ich śmierci, modliłem się o zdrowie i jak najdłuższe życie dla nich, a po śmierci? 0 emocji nawet nie zapłakałem... na pogrzebie nic brak jakiegokolwiek smutku.

 

 

Macie jakieś porady jak mogę rozwiązać ten problem? Gdybym potrafił go sam rozwiązać to nie pisałbym tego tematu, a naprawdę długi czas uważałem że jakoś poradzę sobie z tym problemem sam, niestety lata mijają i nic się nie zmienia.

 

a może po prostu muszę żyć w samotności? takie moje przeznaczenie?

 

 

@edit

innych uczyć (tych pozytywnych jak i negatywnych) też jakoś często nie odczuwam.

 

z 7 grzechów głównych odczuwam tylko Gniew (skąd też mój nick gniew po ang = wrath) akurat to uczucie odczuwam dość często i mocno

 

zresztą odnośnie tego grzechu miałem ciekawą sytuację, byłem na spowiedzi, ksiądz się pytał właśnie o 7 grzechów głównych i mu powiedziałem że tylko gniew jest moim grzechem. Usłyszałem jakieś kazanie że jest to jeden z najgorszych grzechów itp oczywiście nie słuchałem co mówił tylko czekałem na rozgrzeszenie i formułkę do odmówienia jako pokutę.

Wróciłem do domu, już nie pamiętam o co ale sie pokłóciłem z bratem (bo coś mi w pokoju zniszczył) pamiętam że byłem wtedy strasznie zły, zwyzywałem go, poszedłem do pokoju trzasnąłem drzwiami z całej siły, usiadłem na łóżku i włączyłem tv żeby odreagować

a tam jakaś krótka scena i tekst typu "gniew jest bardzo złym grzechem, trzeba się z niego wyspowiadać, bez niego sakrament spowiedzi jest nie ważny" oczywiście to co usłyszałem tylko jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

 

Czy to kwestia przypadku? Po włączeniu telewizora tylko ta rozmowę usłyszałem. Czy ten grzech jest naprawdę taki "zły"?

 

Czy to może był jakiś znak? naprawdę dziwna sytuacja

Edytowane przez Wrath
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem ci, że obraz miłości dla naszego pokolenia jest zniekształcony. Oglądamy tyle filmów, gdzie jest romantycznie, miłość nawet nieszczęśliwa jest nie do pomylenia z niczym innym, a tu rzeczywistość skrzeczy. Świat nie jest prosty. Jeżeli nie zako****esz się to trudno, to raczej nie działa na siłę. Im bardziej człowiek się spina tym gorzej wychodzi. Może stąd gniew, bo usiłując nie pozostać w tyle za innymi, którzy zakochali się i pożenili, a jednocześnie nie czując wewnętrznej potrzeby ku temu, spinasz się. Małe napięcia się sumują i robi się węzeł, który jak go dotknie najlżejsza myśl, zaczyna strzelać piorunami.

Gniew jest ciężką emocją, bo to nie ty go odczuwasz, to on ma ciebie. Mówi się o panowaniu nad strachem, ale próbowałeś kiedyś zapanować nad gniewem? Sama miewam tak, że mózg coś tam krzyczy i macha rękami, że jak komuś powiem co myślę, to koniec, a usta w tym czasie same to mówią i się nie oglądają na rozsądek. Na pewno gniew męczy. Do spowiedzi nie chadzam, więc ci nie doradzę w tej kwestii. Ale im mniej gniewu tym lepiej, tylko znów. Ciężko na siłę, bo głupio tak gniewac się na gniew.

W każdym razie każdy człowiek idzie za swoim przeznaczeniem i nie każdemu musi być pisany związek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Milosc stala sie dzis takim samym towarem, ktory mozna sobie ,,kupic", jak wszystko inne.

 

Wielokrotnie zdarza mi sie obserwowac kobiety, ktore deklaruja chec milosci, jednak pod tym stoi czysto materialne porzadanie osoby, ktora bedzie w stanie zaspokoic najbardziej kaprysne wymagania partnerki (i vice versa). Dzis wiekszosc kobiet szuka przede wszystkim pieniedzy i uznania, a nie milosci (i nie ma to zbyt wiele wspolnego z czysto ewolucyjnym zabezpieczaniem sie na przyszlosc, jesli idzie o planowanie rodziny bo historia ludzkosci az nadto pokazuje, ze czesto ludzie laczyli sie ze soba, nie myslac za bardzo o atrybutach materialnych).

 

U nas w kulturze slowianskiej wciaz dostrzec mozna pozostalosci zachowan typowych dla szlachcianek, panien z tzw. ,,dobrych domow", gdzie i owszem - kultura i oglada osobista stoja na wysokim poziomie, ale jednoczesnie przeziera ogromna proznosc (lasosc na wszelkiego rodzaju niekonczace sie komplementy, z ubistwieniewm wlacznie). Sporo razy widze, kiedy dochodzi do spotkania ludzi i kiedy mezczyzna zaczyna uzywac wlasnie tego rodzaju atrybutow, kobieta ktora jest z nim mieknie w oczach w sensie doslownym (lgnie do niego, przytula sie, traci dla niego glowe). Biedaczka nie wie, ze bardzo czesto ow samiec stosuje te wybiegi tylko po to, aby sie z nia przespac. Dziala tutaj prawo wymiany, gdzie proznosc stawiana ponad czysto naturalna potrzebe adoracji i bezpieczenstwa ze strony mezczyzny przeradza sie w kuriozalna, pozbawiona wyzszych celow gre prowadzaca wlasciwie donikad i wyczeprujaca obie strony (mam takiego kolege, ktory uwaza siebie za romantyka i wszystko byloby w porzadku, gdyby .... nie to, ze kobiety, wobec ktorych uzywa takich argumentow wczesniej czy pozniej uciekaja od niego; wiele czasu zajelo mi zrozumienie, w czym moze tkwic przyczyna jego porazek i w koncu dostrzeglem, ze pod plaszczykiem romantycznej adoracji posrod tych kobiet kryje sie czysta desperacja oraz chec udowodnienia, ze to one sa najwazniejsze, co skutukuje tym, ze szybko nudza sie taka osoba, bo .... w rzeczywistosci one wcale nie szukaja idealnej milosci [ istnieje w ogole taka??? zwiazek to tak naprawde szaroga dnia codziennego, a jesli dodamy do tego odrobine ludzkiego szacunku, moze to byc ciekawa i dluga relacja ], a jedynie przygody rodem z ksiazek Sienkiewicza). Mam rowniez kolezanke ktora ciagle marzy o tzw. milosci romantycznej, choc ma chlopaka juz ponad 7 lat ... i wyglada na to, ze sie nim znudzila [ sic! ]. Jak wiec moze byc mowa o milosci, skoro interpetujemy ja jako typowo emocjonalne, silne uczucie a nie cos glebszego, co wynika z bardziej subtelnego przywiazania do wybranej osoby? Chyba raczej mylimy milosc z porzadaniem (a niarzadko z seksem).

 

Tak wiec my mamy swoich ,,Kmicicow", na Zachodzie maja ,,Bradow Pittow" i tak to sie toczy ... gonimy za mirazem zamiast cieszyc sie soba w naturalny sposob, w jaki wyposazyla nas Natura.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co zważywszy, że natura dała nam sposób pod tytułem: puszczajmy się na prawo i lewo, najlepiej z tym mięśniakiem, ale do ołtarza zaprowadźmy jakiegoś jełopę, który zajmie się dziećmi, a potem dalej puszczajmy się z mięśniakami - może wyglądać interesująco ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co zważywszy, że natura dała nam sposób pod tytułem: puszczajmy się na prawo i lewo, najlepiej z tym mięśniakiem, ale do ołtarza zaprowadźmy jakiegoś jełopę, który zajmie się dziećmi, a potem dalej puszczajmy się z mięśniakami - może wyglądać interesująco ;-)

 

Troche przeinaczylas moj post ;). To, co napisalas, jest wlasnie tym, co dzieje sie dzis (choc nie neguje wyboru polegajaego na tym, ze obie strony decyduja sie na niezobowiazujacy seks, bo i maja do tego pelne prawo). Mi chodzilo o pokazanie schematu, wedle ktorego to dziala, jak i o to, ze ludzie zamiast gonic za nieosiagalnym, powinni bardziej zwracac uwage na siebie samych (bo tak zostalismy stworzeni).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co napisałam to ewolucyjne podejście matki natury nie próba parafrazy twojej wypowiedzi :) Gonienie za nieosiągalnym to natomiast kwestia duchowości. Dwa przeciwne bieguny, ale nie można raczej mówić, że któryś jest właściwy, albo, że coś powinniśmy. Nie ma żadnej "średniej" do której powinniśmy dążyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z calym sacunkiem, ale jesli duchowosc porownujesz z proznoscia, to mysle ze dosc mocno sie mylisz :). Oczywiscie ja tak odebrlaem ten wpis, wiec nie podchodz do tego nazbyt emocjonalnie. Duchowosc to raczej (weldug mojego skromnego zdania), uswiadamianie sobie mechanizmow, wedle ktorych dzialamy i odchodzenie od typowo instynktownego myslenia i zycia na rzecz bardziej swiadomych wyborow. Cos na ksztalt perspektywy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie emocjonuję :) A gonienie za nieosiągalnym to nie próżność. Pamiętaj chociażby o średniowiecznych ideałach miłości rycerza do damy, gdzie dama była całkowicie nieosiągalna, ale to w niczym nie przeszkadzało. Cały kult Maryjny jest gonieniem za nieosiągalnym, bo ideał kobiety naszego społeczeństwa jest dziewicą pomimo poczęcia. Duchowość jak znalazł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No wlasnie wedlug mnie to troche wypaczony ideal bo w nim nie ma satysfakcji zarowno dla kobiety, jak i mezczyzny :). A skoro znalezlismy sie na planie ziemskim, to mimo wszystko nie trzeba az tak negowac ciala i jego uciech, choc powinno tez sie zwracac uwage na umiar i sprawy pozacielesne. Od takie sobie przemyslenie... :P.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

dziękuje wszystkim za odpowiedzi :)

 

czyli uważacie że nic na siłę? może rzeczywiście za bardzo wierzyłem w romantyczną miłość od pierwszego spojrzenia

 

następnym razem jak będę miał okazję, to spokojnie spróbuję zbudować związek, zobaczymy może się wreszcie uda (mam taka nadzieję)

 

może miłość przyjdzie po pewnym czasie :D

 

mam nadzieję że los sie na mnie nie pogniewał za te "odrzucone" szanse na związek i będzie jeszcze łaskawy zesłać mi jakaś miłą kobietę.

 

 

ps. rozmawiałem ostatnio z kolega przy piwku na ten temat i mówił że jestem jakiś nienormalny :P że gdyby on kiedyś dostał szansę na zdobycie dziewczyny to by się tak głupio nie zastanawiał.

Tyle że ten kolega, a właściwie mój przyjaciel ma strasznego pecha do kobiet, myślałem że to Ja mam problem z powodu braku miłości, On ma o wiele trudniej bo jeszcze nigdy nie miał szansy na związek bo każda dziewczyna jaką poznał (a bylo ich sporo przez te kilka lat) odsyłała go z kwitkiem.

Edytowane przez Wrath
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co zważywszy, że natura dała nam sposób pod tytułem: puszczajmy się na prawo i lewo, najlepiej z tym mięśniakiem, ale do ołtarza zaprowadźmy jakiegoś jełopę, który zajmie się dziećmi, a potem dalej puszczajmy się z mięśniakami - może wyglądać interesująco ;-)

 

Haha Czytam właśnie książkę na temat psychologii ewolucyjnej i to jest świetne podsumowanie, szkoda, że autor nie napisał tego na końcu, byłoby zabawnie ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale cos w tym jest; statystycznie kobieta zawsze wybiera partnera, ktory potrafi ja zabiezpieczyc w sposob materialny niz kogos, kto na pierwszy rzut oka wydaje sie elokwentny i uczciwy. Stad moze duzo par, gdzie mezczyzna to zwyczajny buc lub cwaniak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pizzacanto> ja cię błagam, daj spokój z ta manią prześladowczą i traumą wobec słowian i Polski. Skoro to taki beznadziejny kraj, to wyprowadź się jak najdalej, nie przyznawaj w świecie skąd pochodzisz, zapomnij ojczystego języka, a może wtedy będziesz szczęśliwy.

Przepraszam za złośliwy ton wypowiedzi, ale mam pms ;) .

 

Wrath> dla mnie jest oczywiste dlaczego nie czujesz miłości i empatii. Masz w sobie gniew. Nie chodzi o grzech - zostawmy religijny wymiar- ale o uczucie samo w sobie. Ktoś, kto stale czuje złość i gniew do całego świata, nie jest skłonny kogoś pokochać. Masz zamknięte drzwi do miłości. Zaczęłabym od zadania sobie pytania dlaczego wciąż czujesz gniew? od kiedy? W jakich okolicznościach? Co go wywołuje? Chodzi o znalezienie źródła tego negatywnego uczucia. Jeśli znajdziesz źródło, będzie Ci łatwiej się go pozbyć . a wtedy otworzą się drzwi do pozytywnych uczuć.

Warto o nie zawalczyć, bo miłość jest piękna. Dodaje skrzydeł do działania, nadaje sens życiu, powoduje uśmiech na twarzy na samą myśl o ukochanej osobie.

i zdecydowanie odradzam związek z rozsądku, bez miłości. Naprawdę rzadko jest on udany. Skrzywdzisz tylko kobietę, która być może szczerze Cie pokocha, skrzywdzisz ewentualne dzieci i pozostawisz im traumę na całe życie.

 

I nie szukałabym (na Twoim miejscu) na silę nowej dziewczyny. Takie przebieranki nie maja sensu. Skup się na sobie i "wyleczeniu" swojej duszy... czyli poradzeniu sobie ze swoimi negatywnymi uczuciami, a dopiero potem .... gdy poczujesz się wolny od złości, to możesz o tym pomyśleć. Ale też nie jako formy próby/testu. Życie to nie eksperyment. Jeśli tak miałbyś traktować związek, to nie zaczynaj go wcale.

Edytowane przez gloria
dopisek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pizzacanto> ja cię błagam, daj spokój z ta manią prześladowczą i traumą wobec słowian i Polski. Skoro to taki beznadziejny kraj, to wyprowadź się jak najdalej, nie przyznawaj w świecie skąd pochodzisz, zapomnij ojczystego języka, a może wtedy będziesz szczęśliwy.

Przepraszam za złośliwy ton wypowiedzi, ale mam pms ;)

 

Ale taka jest prawda :). U nas kobietom wydaje sie, ze moga wszystko. I okazuje sie, ze jednak nie i wtedy jest rozpacz. Probojecie przywiazywac do siebie emocjonalnie kogos i potem macie wyrzuty, ze ktos nie czuje sie w tym dobrze. Zwiazek to nie jest zadne przywizywanie sie tylko umiejetnosc bycia z kims jednoczesnie bedac wolnym. Ale zeby to zrozumiec trzeba wyzbyc sie setek przyzywczajen dziedziczonych kulturowo po przodkach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pizzacanto, ale akurat mi nie wmówisz, ze to tylko Polki tak robią. Za dużo wiem o innych krajach i ich zwyczajach i za dużo ludzi widzieliśmy za granicami kraju z bratem i kuzynką, aby dać to sobie wmówić. A poza tym, nie wszystkie polki tak mają-uwierz mi. Być może Ty przyciągasz do siebie takie zakompleksione i nieszczęśliwe dziewczyny.

A być może nigdy nie kochałeś żadnej i nie masz pojęcia co to jest miłość.

Gdy kogoś się kocha, to czuje się przywiązanie. Chce się jak najwięcej czasu spędzać z tą osoba, bo dobrze się czuje w jej towarzystwie. Chce się z nią dzielić pasje, bo to co lubi ukochana, jest ważne i dla kochającej osoby. Gdy się kogoś kocha, chce się czuć zainteresowanie i wsparcie ukochanej i nie drażni to, nie irytuje - tylko cieszy i dodaje skrzydeł.

Ale.... pewnie nie wiesz o czym piszę.

Edytowane przez gloria
dopisek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

chciałem zadać pytanie czym jest miłość?

Ja niestety nie odczuwam już tego uczucia (może nigdy nie odczuwałem) jak to jest jak się kogoś kocha?

Zacytuję fragment listu do Koryntian (sorki, ze tak religijnie, ale świeckie wiersze nie oddają tak dobitnie prawdy). Zauważysz, ze są tam pewne cechy, które człowiek powinien posiadać, żeby być zdolnym do miłości. Zadaj więc sobie pytanie, po przeczytaniu poniższego tekstu z Biblii:

-czy jestem cierpliwy w stosunku do innych, łaskawy? -czy nie bywam zbyt często zazdrosny, zawistny? -czy nie wywyższam się wobec innych, nie próbuje zawsze udowodnić, ze mam racje? -czy jestem pamiętliwy i gniewny za drobiazgi nawet? -czy nie cieszy mnie czasem czyjeś niepowodzenie, a prawda boli i czy jestem prawdomówny? -jak znoszę przeciwności losu, czy jestem silny, wytrwały? -czy ufam ludziom i pokrywam w nich nadzieję?

 

"Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą;

nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem,

nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma. "

 

Życzę Ci abyś znalazł odp : jak to jest jak się kogoś kocha?

Edytowane przez gloria
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pizzacanto, ale akurat mi nie wmówisz, ze to tylko Polki tak robią. Za dużo wiem o innych krajach i ich zwyczajach i za dużo ludzi widzieliśmy za granicami kraju z bratem i kuzynką, aby dać to sobie wmówić.

 

Nie wszystkie, to prawda. Ale wiekszosc. Dlatego upieram sie mimo wszystko i smiem twierdzic, ze jest to poprzez nasza rodzima kulture takie wychowanie. Wydaje mi sie tez, ze na Zachodzie kobiety sa nie tyle ksiezniczkowate, co bardzo (za bardzo) samodzielne.

 

Być może Ty przyciągasz do siebie takie zakompleksione i nieszczęśliwe dziewczyny.

 

Calkiem mozliwe. Choc z tego, co widze one wcale (nie wszystkie) sa nieszczesliwe. Mysle, ze duza ich czesc ma z takiego zachowania satysfakcje (dowartosciowuja sie w ten sposob).

 

A być może nigdy nie kochałeś żadnej i nie masz pojęcia co to jest miłość.

 

Ano nie kochalem chociaz czuje, ze wiem co to jest milosc. Po prostu nie spotkalem jeszcze czegos takiego w zyciu a teraz w ogole nie w glowie mi szukanie milosci.

 

Gdy kogoś się kocha, to czuje się przywiązanie. Chce się jak najwięcej czasu spędzać z tą osoba, bo dobrze się czuje w jej towarzystwie. Chce się z nią dzielić pasje, bo to co lubi ukochana, jest ważne i dla kochającej osoby. Gdy się kogoś kocha, chce się czuć zainteresowanie i wsparcie ukochanej i nie drażni to, nie irytuje - tylko cieszy i dodaje skrzydeł.

Ale.... pewnie nie wiesz o czym piszę.

 

A jednak ;). Mysle, podobnie jak Ty napisalas tyle ze jak juz mowilem-na dzien dzisiejszy nie w glowie mi tego typu rzeczy. Moze kiedys...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I taka mala refleksja: kochac kogos kojarzy mi sie z dosc czysto wewnetrznym odczuciem, ktore jest na tyle silnie idealistycznie, ze w taki momencie nie bierze sie pod uwage np. statusu majatkowego wybrane osoby czy wielu jego cech, ktore moga swiadczyc o jego umiejetnosciach radzenia sobie w zyciu a z moich obserwacji wynika ze coraz wieksza ilosc kobiet kojarzy to uczucie wlasnie z takimi atrybutami.

 

Nie to, zebym teraz idealizowal ludzi, ktorzy nie chca nic robic i zerowac na uczuciach innych ale stety lub niestety podchodzac tak do tego typu spraw nie sadze, aby taki zwiazake byl udany na dluzej. A jednak dzis jest taki trend.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I taka mala refleksja: kochac kogos kojarzy mi sie z dosc czysto wewnetrznym odczuciem, ktore jest na tyle silnie idealistycznie, ze w taki momencie nie bierze sie pod uwage np. statusu majatkowego wybrane osoby czy wielu jego cech, ktore moga swiadczyc o jego umiejetnosciach radzenia sobie w zyciu a z moich obserwacji wynika ze coraz wieksza ilosc kobiet kojarzy to uczucie wlasnie z takimi atrybutami.

 

Nie to, zebym teraz idealizowal ludzi, ktorzy nie chca nic robic i zerowac na uczuciach innych ale stety lub niestety podchodzac tak do tego typu spraw nie sadze, aby taki zwiazake byl udany na dluzej. A jednak dzis jest taki trend.....

 

Taka moja prywatna refleksja.

Pamiętam, że 19 lat temu, gdy poznałam swego męża, był wieśniaczo ubranym chłopcem z małej mieściny, nie mający auta, mieszkania, własnego biznesu itp. Moja koleżanka, która zwykła traktować ludzi z wysoka, namawiała mnie szczerze bym sobie z nim dała spokój, bo skoro niczego nie ma, to tez nie będzie miał, wywiezie mnie na zadupie, będzie chlał, potem mnie tłuk, dzieci narobi 10-cioro i tyle będę miała z życia.

Jak dziś wygląda nasze życie? Ja mam kochającego męża, który wprawdzie wywiózł mnie do tej małej mieściny, ale nie chleje, jest pracowity, dziecko mamy jedno, mamy autko, jeździmy na urlop co roku w góry (nasza wspólna pasja), ogólnie -grzech byłoby narzekać.

A moja koleżanka patrząca na wszystko przez pryzmat pieniędzy? Rozwiedziona, z drugim prawie-mężem zerwane zaręczyny przed ślubem, skłócona z rodziną, jedno dziecko z wpadki na dyskotece, drugie usunięte, tułająca się po świecie, obecnie mieszkająca z konkubinem.

 

Reasumując: każdy ma to, na co sam sobie zapracował. Nie ma się wiec co przejmować ksieżniczkowatością kobiet, bo same sobie będą winne. Dziś można być księciem, a jutro żebrakiem.... i odwrotnie. Pieniądze to rzecz nabyta, uroda rzecz ulotna. Miłość może przetrwać wszystko, jeśli się postaramy.

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na rozterki egzystencjalne autora nie mogę niestety odpowiedzieć. Może nie poznał jeszcze właściwej kobiety? a może nie potrzebuje jej poznawać, tylko ważne, żeby się nauczył sam żyć? a może jest gejem? a może jest materiałem na księdza? a może jest przyszłym casanową (z wieloma do łóżka, z żadną do ołtarza)? Nie da się odpowiedzieć na pytanie, na które sam każdy musi sobie udzielić odpowiedzi.

 

Co do klasycznej miłości damsko-męskiej (innych nie próbowałem) - jeśli chce się podążyć tą ścieżką, to trzeba się przygotować na wiele niepowodzeń, albo na to, że się spotka jakieś suki po drodze (gdybym wiedział, że są sukami, to bym się nie pchał w relacje z nimi na samym początku... ale polak mądry po szkodzie). Ale można na szczęście natrafić na perełki, czyli dziewczyny normalne, ładne, umiejące wejść w dojrzałą relacje.

 

W każdym razie to nie jest tak, że się "pozna właściwą i już", tylko raczej trzeba najpierw poznać z 10-20 niewłaściwych, żeby wreszcie zrozumieć czego się chce, i żeby zrozumieć jaki typ kobiety nam odpowiada i wreszcie - żeby w ogóle umieć sobie poradzić z kobietami, ich humorami itp.

 

Ja jestem na etapie - po wielu pomyłkach wreszcie wiem czego chcę, natomiast w tej chwili nie mam partnerki, ponieważ chcę znaleźć taką, która będzie mi odpowiadała w pewnych kluczowych dla mnie kwestiach.

 

Co do gniewu - też go w sobie mam, tylko, że w kierunku swoim, albo ogólnie, ludzi. Nie wiem jaki jest autor tematu, ale słyszałem już o niedojrzałych gostkach, którzy ten gniew kierowali w kierunku kobiet, w które wchodzili w "związki", oparte na przemocy psychicznej i fizycznej. Więc w takim wypadku najpierw radziłbym się ogarnąć pod kątem własnej psychiki i dojrzałości a potem szukać sobie partnerki.

 

BTW. podobne przyciąga podobne - która normalna dziewczyna będzie chciała być w związku z sfrustrowanym człowiekiem pełnym gniewu?

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Specjalnie nie odpowiadalem od razu :).

 

Gloria -> i chyba nic wiecej nie mozna tutaj dodac. Z moich obserwacji wynika, ze jednak malo jest dzis takich przypadkow.

 

LoonyMustic -> kilka sprostowan ;).

 

-po pierwsze nie ma we mnie gniewu, jesli juz to gdzies jeszcze gleboko jakis slad po rozczarowaniu, a bardziej obojetnosc, bo ja powiedzialem nie interesuje mnie wchodzenie w zwiazek (przynajmniej na razie). Mozliwe, ze wyczules gniew bo dzis bardziej ,,gniewa" mnie niedojrzale zachowanie ludzi w ogole anizeli akurat zachowania dotyczace relacji partnerskich. Sprostowac rowniez moge i podejrzenie mnie o bycie gejem - nie jestem nim.

 

Zgadzam sie, ze trzeba poprobowac z roznych zrodel aby w koncu stanac we walsciwej rzece, tak jak ze wszystkim z reszta.

 

Bardzo ciekawi mnie za to, skad wywnioskowales, ze brak mi emocjonalnej dojrzalosci i ze chcialbym stosowac wobec kobiet (i ludzi w ogole) przemoc?

 

Suma sumarom: zabierajac glos w tej dyskusji mi bardziej chodzilo o wybadanie caloksztaltu relacji, nie zaglebiajac sie zbytnio w osobiste doswiadczenia. No i oczywiscie moje obserwacje popieram wylacznie moimi wlasnymi doswiadczeniami i tym, co widze prosze wiec nie odnosic tego az tak obiektywnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jaki jest autor tematu, ale słyszałem już o niedojrzałych gostkach, którzy ten gniew kierowali w kierunku kobiet, w które wchodzili w "związki", oparte na przemocy psychicznej i fizycznej. Więc w takim wypadku najpierw radziłbym się ogarnąć pod kątem własnej psychiki i dojrzałości a potem szukać sobie partnerki.

 

LoonyMustic -> kilka sprostowan ;).

 

-po pierwsze nie ma we mnie gniewu

 

pizzacanto, masz multikonto? Jeśli jesteś tą samą osobą co autor tematu (Wrath).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozczaruje Ciebie ale nie! Widze, ze tu niezla zabawa odchodzi....i wlasnie o taka niedojrzalosc i perfidnosc miedzy innymi mi chodzilo: brak umiejetnosci przyznania sie do wlasnych slabosci i bledow, ukrywanie sie pod pseudonimami, oszukiwanie......przykro mi, ze dzis tak ludzie postepuja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie :). Stwierdzilem tylko fakt. Ale racja-trzymajmy sie dyskusji.

 

A tak co do gniewu (bo czytam i widze, ze sporo pojawia sie jego w wypowiedziach ludzi): mi sie wydaje, ze gniew jest rekacja na niepowodzenia w kazdej materii, nie tylko tej zwiazanej z uczuciami. Kiedy czlowiek daje cos od siebie a spotyka sie to z chlodnym odrzuceniem, moze poczuc gniew do tej osoby i w zasadzie nie ma sie temu co dziwic-taka osoba zostala pokrzywdzona przez kogos. Problem zaczyna sie wtedy, kiedy przerzucamy gniew na inne osoby nie znajac ich i z gory traktujac je w taki wlasnie sposob.

 

Z gniewiem kojarzy mi sie tez frustracja, skad inad dobrze mi znana bo nieraz czulem sie przygnebiony, kiedy cos nie udawalo mi sie osiagnac (szczegolnie w kwestii relacji miedzyludzkich [ tych uczuciowych rowniez ] ).

 

Problemem jest dzisiaj to, ze coraz wiecej ludzi traktuje relacje uczuciowe w kategorii ,,cos za cos", ze oczekuje juz na starcie czegos. Wymagania rosna a wraz z nimi maleje potencjalna liczba osob, z ktorymi mozna wejsc w blizsze kontakty. Opieram swoja wypowiedz chocby na pokoleniu mich rodzicow czy nawet starszych o kilka lat kolegow i kolezanek. Kiedys tez nie bylo idealnie, ludziom sie nie przelewalo ale nie bylo tak widocznego podejscia do innych ludzi w kategoriach oczekiwan. Stad i ludzie szybciej sie ze soba wiazali. Dzis, kiedy obserwuje zachowania mlodszych ludzi, ich wypowiedzi odnosze wrazenie, ze oni wcale nie szukaja milosci tylko materialncy substytutow, ktore - wedle ich filozofii - powinien miec partner/partnerka. Co z tego wychodzi, widzimy dzis wszyscy.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

trzeba mieć swoje standardy... co prawda, jak czasem dla beki czytam babskie fora, to mnie to śmieszy, ten cały materializm i kosmiczne wymagania niektórych kobiet (facet ma zarabiać co najmniej 7000zł, mieć 180cm wzrostu, mieć magistra, posiadać drogi samochód i koniecznie chodzić na solarium i golić sobie genitalia i klatę - a jak jakiegoś punktu nie spełnia, to jest do odstrzału -- tak można wyczytać na tych wszystkich kafeteriach), szczególnie jak czytam jakie dno intelektualne reprezentują takie puste lasie z takimi wymaganiami (laski głupie jak but sądząc po wypowiedziach na forum, a wymagają tego, żeby facet był wykształcony...).

 

ale z drugiej strony... sam robię tak samo - tylko, że mam bardziej rozsądne kryteria (np. wymagam od dziewczyny, żeby miała duże poczucie humoru, a jak nie ma poczucia humoru to wtedy nie uważam ją za dobry materiał na partnerkę). Każdy zasadniczo ma jakieś kryteria odstrzału, jakieś wymagania co do potencjalnej partnerki/partnera.

 

Jednak to, jakie są to kryteria dużo potrafi powiedzieć o człowieku. Jeśli jakaś kobieta potrafi skreślić faceta tylko dlatego, że zarabia z 2000zł na kasie, to świadczy tylko o niej, że laska szuka sponsoringu, a nie miłości. Jeśli ja skreślam kobiety za brak poczucia humoru, to też dużo mówi o mnie (że np. być może jestem człowiekiem niepoważnym, i że być może nie szukam poważnego związku, tylko zabawy ;).

 

Nie :). Stwierdzilem tylko fakt. Ale racja-trzymajmy sie dyskusji.

w zasadzie ten wątek nie ma jakiegoś głownego tematu, a takie tam rozterki życiowe użytkownika Wrath - ale chodziło mi o to, że kierowałem swojego pierwszego posta właśnie do Wratha, jako autora wątku, a odebrałeś to jako coś do ciebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to zwracam honor i klaniam sie ;).

 

A co do wymagan ... to niektorzy maja je za wysokie, a drugie tyle nie wie tak naprawde, czego chce. Kiedys rzeczywistosc byla prostsza, nie bylo Internetu, wielu udogodnien, czlowiek zyl w swoim srodowisku i relacje byly o wiele glebsze. Dzis czlowiek siedzi zamkniety w swoim mieszkaniu, chodzi albo tylko do pracy albo do innego miejsca i sila rzeczy kontakty sa utrudnione. Sami mamy co chcielismy.....

 

Poza tym chyba warto by bylo zadac sobie pytanie, czym jest milosc. Z moich obserwacji wynika, ze w wiekszosci przypadkow ludzie myla milosc z pozadaniem, ktore moze trwac dlugo ale potem nastepuje znudzenie sie ta osoba i rutyna (moze dlatego wiekszosc rodzin sprawia wrazenie takich ,,nudnych"). Milosc chyba zdarza sie dosc rzadko, podobnie jak rzadko widzi sie dwoje ludzi szczescliwych ze soba przez bycie dluzej.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się już opowiedziałam w tym wątku czym jest miłość i na co zwracać uwagę gdy się jej nie ma.

Nie zgadzam się, że miłość trafia się dość rzadko. Trafia się często, tylko trudno ją utrzymać. Zauważyłam tendencję (niestety głównie wśród mężczyzn), że walczy się o zdobycz, a kiedy się ją już zdobędzie, to już się ją uważa za swoją własność i walczyć już nie trzeba. Wtedy wkrada się nuda. Po prostu nie wystarczy pokochać kogoś i liczyć na to, że tak zostanie. O miłość się dba całe życie, a ludzie są z natury próżni (ktoś już kiedyś to napisał) i leniwi. Nie chce im się całe życie przynosić kwiatków, zapraszać do kawiarni, czule obejmować i całować na powitanie, szykować kolacji przy świecach.

Dlatego masz wrażenie, że rzadko widzi sie dwoje ludzi szczęśliwych ze sobą przez bycie dłużej. To nie znaczy, że są nieszczęśliwi lub, że się już nie kochają.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze po prostu wynika to z braku glebszego szacunku do drugiej osoby i traktowanie wszystkiego w kategoriach konsumpcyjnych? Chyba wlasnie tak.....

 

A z tym przynoszeniesz kwiatkow.....wszystko fajnie, ale jesli kobieta oczekuje, ze bedzie to dzialo sie przyslowiowow ,,co drugi dzien" z rzedu to niestety cos jest tutaj nie tak i to w/g mnie jest bardzo prozne i co mnie dosc mocno w tej chwili odpycha od plci piekniejszej: maja bardzo skupione na sobie oczekiwania. Mozliwe, ze ja inaczej patrze na te sprawy ale dla mnie wzorzec amanta/romantyka jest dosc obcy. Preferuje zwiazki oparte na zasadzie fair play, gdzie w pewnym sensie obie strony dokladaja ,,po rowno' i nie ma to nic wspolnego, ze nie mam ochoty z taka osoba spedzic romantycznego wieczoru czy zaskoczyc ja czyms milym ale z drugiej strony bez przesady..kazdy potrzebuje troche wolnosci. A zauwazylem ze u nas wiele kobiet tego nie do konca rozumie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz.... przed ślubem, mąż przynosił kwiatka na nasze randki. Na początku naszego małżeństwa, mąż przynosił kwiatka z okazji urodzin, dnia kobiet, walentynek. A po 10 latach małżeństwa nie przynosi wcale, bo za duża kolejka była w kwiaciarni, bo szkoda kasy na coś co zwiędnie za 2 dni.

Czy wg Ciebie ja oczekuję za wiele? Lubie kwiaty i chciałabym je dostać te 3 razy w roku... chociaż. To nie ma nic wspólnego z wolnością, którą kilka razy się tłumaczyłeś, tylko z szacunkiem do ukochanej. Wie przecież, że lubię kwiaty, to 3 razy do roku nawet było za dużo, by sprawić żonie przyjemność?

 

A propos: masz chyba karmę wolności, bo stale powołujesz się na brak wolności. Wolność nie daje nam aż tyle szczęścia, co się wydaje :zeby: .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dla rozluźnienia atmosfery znalazłam przypadkowo w necie, szukając czegoś innego.

 

Przepis na dobrą parę

 

Składniki

Miarka wspólnych zainteresowań

Dużo akceptacji i zrozumienia

Łyżka tolerancji

Sztuka przebaczania i kompromisu

Szczerość rozpuszczona w godzinach wspólnych rozmów

Kostka życzliwości

Kieliszek cierpliwości

Grono wspólnych przyjaciół

Romantyczny aromat

Szczypta małych niespodziankę

Komplementy ostrożnie dawkowane

 

Sposób przyrządzenia:

 

Wszystkie składniki wymieszać i zaprawić gorącą wiarą w udany związek. Przelać do czystego naczynia przyjaźni udekorować długimi spacerami i gorącymi pocałunkami, posypać dobrymi upominkami i wspomnieniami. Piec w aromacie miłości i zrozumienia.

Nie podawać z egoizmem i brakiem zaufania!

Jeść we dwoje!!!

Smacznego!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz.... przed ślubem, mąż przynosił kwiatka na nasze randki. Na początku naszego małżeństwa, mąż przynosił kwiatka z okazji urodzin, dnia kobiet, walentynek. A po 10 latach małżeństwa nie przynosi wcale, bo za duża kolejka była w kwiaciarni, bo szkoda kasy na coś co zwiędnie za 2 dni.

Czy wg Ciebie ja oczekuję za wiele? Lubie kwiaty i chciałabym je dostać te 3 razy w roku... chociaż. To nie ma nic wspólnego z wolnością, którą kilka razy się tłumaczyłeś, tylko z szacunkiem do ukochanej. Wie przecież, że lubię kwiaty, to 3 razy do roku nawet było za dużo, by sprawić żonie przyjemność?

 

A propos: masz chyba karmę wolności, bo stale powołujesz się na brak wolności. Wolność nie daje nam aż tyle szczęścia, co się wydaje :zeby: .

 

Nie, uwazam (po tym, co napisalas teraz), ze jestes bardzo normalna kobieta. Wiesz, mi sie wydaje, ze ta nasza typowo polska przesadna romantycznosc i cala zwiazana z tym teatralnosc moze wiazac sie z brakiem milosci i poczucia bezpiecznestwa w domu rodzinnym. Teraz tak jakos mi to nagle wpadlo do glowy, bo wszystkie kobiety, ktore poznawalem i z ktorymi chcialem cos zbudowac mialy wlasnie klopotliwe relacje domowe (glownie ze strony linii meskiej). Natomiast znam bardzo zgodne pary czy malzenstwa i z tego, co wiem w ich domach nie bylo wiekszych problemow. I w sumie to by sie zgadzalo z tym, co kiedys juz przeczytalem, ze jak nie wynosi sie z domu rodzinnego szacunku i poczucia bezpieczenstwa (tego psychicznego najbardziej), to pozniej w zyciu dzieja sie rozne dziwne rzeczy, przewaznie nie za ciekawe dla takiej osoby, glownie w sferze emocji.

 

Czy mam karme wolnosci? Mozliwe, ja do tego staram sie podchodzic z jakims dystansem. Kocham niezaleznosc i kazda proba narzucenia mi jej w jakis dobitny sposob powodue automatyczna niechec, podobnie jak przymus. A kiedys ktos mi powiedzial bardzo fajna rzecz, ze gdybysmy w naszym sposobie myslenia (i co za tym idzie, mowienia) sprobowali zastapic wiele wyrazen skladajacych sie ze slowa ,,musze" i zastapiliby slowem ,,moge", to ludzie funckjonowaliby inaczej. Sprobowalem na sobie - rzeczywiscie dziala. Bo w miejsce przymusu i slepego rozkazu pojawia sie ,,moge" a to powoduje, ze czlowiek bardziej zastanawia sie nad tym, co robi i po co to robi (albo co moze zrobic i jakie bedzie to mialo konsekwencje).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dla rozluźnienia atmosfery znalazłam przypadkowo w necie, szukając czegoś innego.

 

Przepis na dobrą parę

 

Składniki

Miarka wspólnych zainteresowań

Dużo akceptacji i zrozumienia

Łyżka tolerancji

Sztuka przebaczania i kompromisu

Szczerość rozpuszczona w godzinach wspólnych rozmów

Kostka życzliwości

Kieliszek cierpliwości

Grono wspólnych przyjaciół

Romantyczny aromat

Szczypta małych niespodziankę

Komplementy ostrożnie dawkowane

 

Sposób przyrządzenia:

 

Wszystkie składniki wymieszać i zaprawić gorącą wiarą w udany związek. Przelać do czystego naczynia przyjaźni udekorować długimi spacerami i gorącymi pocałunkami, posypać dobrymi upominkami i wspomnieniami. Piec w aromacie miłości i zrozumienia.

Nie podawać z egoizmem i brakiem zaufania!

Jeść we dwoje!!!

Smacznego!!!

 

Ciekawe, co ktos zawarl w tym tekscie, bo jest tam kilka akapitow, ktore z reguly nie pojawiaja sie w innych tego typu ,,receptach": wspolne zainteresowania czy ludzie myslacy podobnie (np. przyjaciele). Uzmyslowilo mi tez, ze nidgy tutaj nie czulem sie dobrze (w Polsce i wsrod ludzi tutaj), bo w zasadzie poza krotkimi epizodami nigdy nie mialem ani wspolnych zainteresowan z moimi rowiesnikami ani nigdy na dluzej grupy osob, ktora moglbym okreslic mianem przyjaciol.

 

Pewnie powiesz, ze to karma :), ja jednak wole bardziej pragmatyczne podejscie i zwale to na karb czasow jakich zyjemy a przede wszystkim tego, jak sie wychowalem i w co wroslem. Jedno wiem na pewno, ze swoim rocznikiem (mowiac ogolnie) wlasciwie nic mnie nie laczy i chyba nie chce, aby mnie cos laczylo... nawet smiem zaryzykowac, ze bez tych dwoch rzeczy to i najwiekszy szacunek malo pomoze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, co ktos zawarl w tym tekscie, bo jest tam kilka akapitow, ktore z reguly nie pojawiaja sie w innych tego typu ,,receptach": wspolne zainteresowania czy ludzie myslacy podobnie (np. przyjaciele). Uzmyslowilo mi tez, ze nidgy tutaj nie czulem sie dobrze (w Polsce i wsrod ludzi tutaj), bo w zasadzie poza krotkimi epizodami nigdy nie mialem ani wspolnych zainteresowan z moimi rowiesnikami ani nigdy na dluzej grupy osob, ktora moglbym okreslic mianem przyjaciol.

Wspólne zainteresowania i ludzie myślący podobnie, to ogromnie ważna rzecz.

My oboje lubimy podróże i czynny wypoczynek. I nie mamy dylematu dokąd jechać na urlop, są to góry. Za to moja koleżanka tez lubi górskie wędrówki, ale jej mąż woli wylegiwać się na plaży i nigdzie nie jeżdżą, bo nie mogą dojść do kompromisu.

My mamy podobny pogląd dotyczący wychowania dziecka i np. nie podważamy przy dziecku autorytetu drugiego rodzica, choć się z nim nie zgadzamy. Po to, by dziecko czuło konsekwencję, a tę niezgodność omawiamy spokojnie bez obecności dziecka. A mąż mojej koleżanki zawsze musi mieć racje i neguje słowa żony przy dziecku, co ono świetnie wykorzystuje i manipuluje obojgiem rodziców.

Dwa błahe przykłady, ale świadczą o tym, że bez wspólnych zainteresowań i podobnego zdania na tematy życiowe, nie ma udanego związku!

 

Pewnie powiesz, ze to karma :), ja jednak wole bardziej pragmatyczne podejscie i zwale to na karb czasow jakich zyjemy a przede wszystkim tego, jak sie wychowalem i w co wroslem. Jedno wiem na pewno, ze swoim rocznikiem (mowiac ogolnie) wlasciwie nic mnie nie laczy i chyba nie chce, aby mnie cos laczylo... nawet smiem zaryzykowac, ze bez tych dwoch rzeczy to i najwiekszy szacunek malo pomoze.

 

Nie powiem, że to karma, bo nie znam Twojej daty ur. i nie mogę wyliczyć :zeby:. Jednak, nawet gdybyś ją miał, to i tak jej nie odpracowujesz. Tobie jest z nią dobrze ;) . A to jak zostałeś wychowany i w co wrosłeś, to też ważna rzecz. Tylko, czy to jest zawsze dobrze? Jakbym wrosła w to co mi matka przekazywała, byłabym dziś zakompleksioną, samotną i zgorzkniałą starą panną, bez perspektyw na szczęście. Dlatego, czasem należy weryfikować wychowanie i przekaz rodzinny. Nie zawsze jest on słuszny.

A jakie miałeś zainteresowania, ze nikogo w kraju nie mogłeś znaleźć? Az takie dziwne, niespotykane? Mianem przyjaciół, to moi znajomi też nie mogli się określić, a to nie przeszkodziło mi w osiągnięciu szczęścia w życiu rodzinnym. Jedno z drugim nie ma wiele wspólnego.

 

A poza tym, gdy poznałam męża nie znałam jego zainteresowań, nie znałam jego poglądów życiowych. Dałam mu szansę się określić i otworzyć, a sobie szansę na poznanie go i określenie siebie. Docieraliśmy się 4,5 roku, zanim zamieszkaliśmy razem. Nic nie dzieje sie z dnia na dzień, trzeba być cierpliwym i konsekwentnym. I naprawdę chcieć poznać człowieka, a nie uciekać gdy sie napotka na przeszkodę :z_jezorem_na: . Moze byleś zbyt niecierpliwy i nie dałeś szansy "księżniczkom" na otwarcie się przed Tobą i poznanie Ciebie. Ja też byłam inna 18 lat temu, gdy się z mężem poznaliśmy... .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa błahe przykłady, ale świadczą o tym, że bez wspólnych zainteresowań i podobnego zdania na tematy życiowe, nie ma udanego związku!

 

No wlasnie. W zasadzie to nie ma zadnej udanej relacji nawet czysto towarzyskiej, gdzie nie ma ani wspolnych zainteresowan, ani gdzie jeden wywyzsza sie ponad drugiego.

 

Nie powiem, że to karma, bo nie znam Twojej daty ur. i nie mogę wyliczyć . Jednak, nawet gdybyś ją miał, to i tak jej nie odpracowujesz. Tobie jest z nią dobrze ;)

 

A nie wiem, nie znam sie. Dla mnie to troche abstrakcja.

 

A to jak zostałeś wychowany i w co wrosłeś, to też ważna rzecz. Tylko, czy to jest zawsze dobrze? Jakbym wrosła w to co mi matka przekazywała, byłabym dziś zakompleksioną, samotną i zgorzkniałą starą panną, bez perspektyw na szczęście. Dlatego, czasem należy weryfikować wychowanie i przekaz rodzinny. Nie zawsze jest on słuszny.

 

Racja. Ale z tego, co pamietam i sobie przypominam, dostalem naprawde dobre wychowanie. Moi rodzice byli (sabo zyja ciagle :) ) dosc liberalni ale nie w znaczeniu, jakie ma to slowo dzisiaj. Traktowali mnie w pewnym sensie po doroslemu i szybko nauczylem sie uczyc na swoich bledach. Kiedys ogladalem taki film koreanskiego rezysera o chlopcu i mistrzu buddyjskim, ktory pozwalal dziecku robic pewne rzeczy, a potem ten chlopiec musial sam mierzyc sie z konsekwencjami swoich czynow. Mialem troche podobnie. Nikt nie naklanial mnie np. do wpasowania sie w jakis schemat czy nie narzucal okreslonych pogladow religijnych czy spolecznych. Zostaly mi przekazane pewne zasady etyczne i moralne ale bez tej calej kulturowej oslonki. Moze wlasnie dlatego tez czuje sie tutaj zduszony i nie umiem sie odnalezc, bo Polska wydaje mi sie jednak bardzo schematycznym spoleczenstwem, z mnostwem tzw. ,,trzeba", ,,powinno sie", ,,nie wypada" itd. Nie neguje tego wszystkiego..ale czasem jest to dlamnie przerost formy nad trescia. Ja odbieram to czesto jako probe kontroli nade mna podczas gdy ja sam w sobie mam swiadomosc, ze jesli zrobie cos, to pozniej bede musial ponosic tego konsekwencje. Nie potrzebuje wiec ,,pancerza ochronnego".

 

A jakie miałeś zainteresowania, ze nikogo w kraju nie mogłeś znaleźć? Az takie dziwne, niespotykane?

 

Az tak zle to nie bylo i nie jest bo poki co zyje z tego, czym sie ,,interesuje". Ale tutaj w Polsce poza ludzmi, ktorych moge wymienic na palcach jednej reki nie mam zadnych blizszych znajomych. Nie czuje tez tutaj tego klimatu, ktory mi osobiscie pasuje. Z branza tez nie za specjalnie-pod wzgledem muzyki i calego swiata muzycznego odstajemy kamienie milowe od Europy nie mowiac juz o Ameryce, gdzie muzyka jest wrecz ichnia kultura stawiana na rowni z polityka czy tradycja. Widzisz, ja troche jestem takim czlowiekiem, ktorego mozna okresli mianem rock 'n' rollowca, niespokojnego ducha (taki etos lat 70tych jakby troche). Czytam teraz po pracy ksiazke o Neilu Youngu (taki znany amerykanksi [ kanadyjski wlasciwie ] gitarzysta). Podoba mi sie jego filozofia zyciowa - gosc nie ma poprzewrcanae w glowie a swoje tez przezyl. Jest muzykiem (ja dzialam bardziej jaby na zapleczu technicznym, w dzwieku) ale od malego (glownie przez ojca, ktory tez mial troche z muzyka wspolnego) ciagnelo mnie wlasnie do takiego zycia - bycia wolnym, zarabiania na muzyce, jezdzenia w dlugie podroze. Mysle, ze u nas niepotrzebnie demonizuje sie takich ludzi. Owszem, jest wsrod tego srodowiska sporo leni i osob, ktore poza np. piciem czy braniem dragow malo robia poza tym ale to tak jak wszedzie. Niestety, odczuwam, ze w Polsce, glownie poprzez to czym ,,karmiono" ludzi za PRLu oraz (przepraszam, to nie jest kierowane strone osob wierzacych) Kosciol przczynily sie do takiego a nie innego stanu rzeczym gdzie ludzi tego typu ciagle uwaza sie za kogos z marginesu spolecznego (wiem, co mowie bo odczulem to wielokrotnie na wlasne skorze). Pewnie tez dlatego nie spotkalem jeszcze swojej polowki bo jednak - co zrozumiale - kobiety szukaja jakiejs stabilizacji a majac w glowie wizerunek takiego kogos dzialaja z automatu. Dlatego podoba mi sie Zachod - tam mimo chyba wiekszego materializmu i jakby chlodu w kontaktach jest tez miejsce wlasnie na ten specyficzny luz, zreszta tam taka filozofia zycia sie narodzila. Uwielbiam ogladac filmy pokazujace Ameryke, jej przestrzenie. To musi byc cos niesamowitego jechac kilka tysiecy kilometrow, przed siebie. W Polsce to chyba dosc malo zrozumiale.

 

A poza tym, gdy poznałam męża nie znałam jego zainteresowań, nie znałam jego poglądów życiowych. Dałam mu szansę się określić i otworzyć, a sobie szansę na poznanie go i określenie siebie.

 

Bardzo piekne. Podobnie zostalem wychowany i wlasnie tej otwartosci wsrod ludzi mi brakuje. Sa strasznie pozamykani, jakby sie czegos bali.

 

Nic nie dzieje sie z dnia na dzień, trzeba być cierpliwym i konsekwentnym. I naprawdę chcieć poznać człowieka, a nie uciekać gdy sie napotka na przeszkodę .

 

Nic dodac, nic ujac :).

 

Moze byleś zbyt niecierpliwy i nie dałeś szansy "księżniczkom" na otwarcie się przed Tobą i poznanie Ciebie.

 

Nie, to one ,,uciekaly" pierwsze :). Ale to dobrze. Dzis wiem, ze niebylbym z nimi szczesliwy. Dwa rozne swiaty. Z tego, co zauwazylem, owe ,,ksiezniczki" strasznie ,,leca" na facetow oczytanych, elokwentnych. ja jestem prostym chlopem. Lubie czytac ale daleko mi do tej calej finezji i kurtuazji. Dlatego zle sie czuje tutaj, gdzie od podstawowki zalewano mnie jakimis lekturami i chciano ze mnie zrobic kolejnego Slowaciego. Wole amerykansie stepy i legendy o Indianach :).

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo piekne. Podobnie zostalem wychowany i wlasnie tej otwartosci wsrod ludzi mi brakuje. Sa strasznie pozamykani, jakby sie czegos bali..

 

Ja tak nie zostałam wychowana. Sama tak postępowałam, bo czułam, że jeśli pójdę drogą wychowania, to niczego dobrego w życiu nie osiągnę. Taka jest prawda! Dlatego tak bardzo różnię się od mamy, czego ona nie może przeboleć.

 

Nie, to one ,,uciekaly" pierwsze :). Ale to dobrze. Dzis wiem, ze niebylbym z nimi szczesliwy. Dwa rozne swiaty. Z tego, co zauwazylem, owe ,,ksiezniczki" strasznie ,,leca" na facetow oczytanych, elokwentnych. ja jestem prostym chlopem. Lubie czytac ale daleko mi do tej calej finezji i kurtuazji. Dlatego zle sie czuje tutaj, gdzie od podstawowki zalewano mnie jakimis lekturami i chciano ze mnie zrobic kolejnego Slowaciego. Wole amerykansie stepy i legendy o Indianach :).

A dziś gdzie mieszkasz? W Polsce?

Ja to tak odbieram: Skoro masz aż tak zakodowaną wolność, to chyba jednak wychowanie nie było takie dobre. Rodzice w tym wszystkim, nie wpoili Ci tolerancyjności do tradycji/wiary innych ludzi. Chyba, aż za bardzo skupiali się na daniu Ci wolności, za wprowadzeniu Cię w prawdziwe życie. Konsekwencją czego, dziś nie umiesz się dogadać z tymi co mają wpojoną kulturowośc, zasady i jakiś schemat. A to, że odbierasz pewne rzeczy jako atak na Twoją wolność, to potwierdzenie, że zostałeś pozostawiony sam sobie i brakowało Ci ciepła rodzinnego, które tworzy się poprzez spędzanie wspólnie czasu, troskę rodzicielską i dbałość o innych. Nie twierdzę, że Cię rodzice zaniedbywali, ale nie pokazali Ci jak pięknie jest być rodziną, jak wspaniale jest się troszczyć o kogoś i czuć się kochanym. Dlatego dziś masz problemy ze znalezieniem kogoś kto Cię zrozumie. To nie jest problem innych.... tylko Twój. To co ty odbierasz jako próba kontroli nad Tobą, to nic innego jak chęć więzi z drugim człowiekiem. Bez tego nigdy nie zaznasz miłości. Więzi, to nie znaczy zniewolenia, tylko bliskości drugiego człowieka.

Edytowane przez gloria
dopisek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dziś gdzie mieszkasz? W Polsce?

 

Tak choc coraz bardziej rozgladam sie za mozliwoscia wyjazdu.

 

Skoro masz aż tak zakodowaną wolność, to chyba jednak wychowanie nie było takie dobre. Rodzice w tym wszystkim, nie wpoili Ci tolerancyjności do tradycji/wiary innych ludzi.

 

Tolerancyjnosci dla naszej rodzimej kultury oduczyli mnie nauczyciele w szkole a przede wszystkich rowiesnicy, ktorzy widzac kogos, kto inaczej mysli w pewien sposob pastwili sie na de mna. I ciagle to robia, dlatego mam taki a nie inny osad o Polakach. I raczej nie ma szansy, abym im przebaczyl. Za duzo zlego mi wyrzadili przez te lata, starajac sie traktowac mnie jak kogos gorszej kategorii. I trudno mi sie wraca do tych wspomnien. Na pewno nie che ich uzewnetrzniac na forum publicznym, jesli w ogole.

 

Konsekwencją czego, dziś nie umiesz się dogadać z tymi co mają wpojoną kulturowośc, zasady i jakiś schemat.

 

Skoro pokazuja mi w taki, a nie inny sposob jak wyglada ten schemat to chyba nic dziwnego, ze za nic nie chce w to wejsc. Fakt, nie umiem sie dogadac z takimi osobami a niestety mam do czynienia prawie na kazdym kroku z takim zachowaniem wobec mojej osoby. Ich chyba razi to, ze ja moge byc tak bardzo nieprzywiazany do ,,polskosci". i nie chce po tym wszystkim, co zobaczylem i czego doswiadczylem.

 

A to, że odbierasz pewne rzeczy jako atak na Twoją wolność, to potwierdzenie, że zostałeś pozostawiony sam sobie i brakowało Ci ciepła rodzinnego, które tworzy się poprzez spędzanie wspólnie czasu, troskę rodzicielską i dbałość o innych.

 

Nie tyle ciepla rodzinnego (ktore mialem i ktore wciaz czuje od rodzicow, ktorzsy mnie wspieraja w dazeniu do celu), co od ludzi w ogole. Nigdy od nich zaznalem czegos takiego jak cieplo, milosc i zrozumienie poza naprawde bardzo nieliczna grupa osob. Tu tkwi przyczyna mojej niecheci.

 

Nie twierdzę, że Cię rodzice zaniedbywali, ale nie pokazali Ci jak pięknie jest być rodziną, jak wspaniale jest się troszczyć o kogoś i czuć się kochanym. Dlatego dziś masz problemy ze znalezieniem kogoś kto Cię zrozumie.

 

Nie zgodze sie z tym. Nie byli idealni (nikt nie jest), ale niezorumienie wynika z sytuacji pisanych powyzej. To dom rodzinny przez wiele lat pozostawal moim azylem, do ktorego moglem wrocic majac dosyc swiata. Dlatego tez nigdy nie mieszkalem z rowiesnikami, nie czujac do nich niczego pozytywnego. O wiele pozniej wyprowadzilem sie z domu rodzinnego bo nie chcialem miec do czynienia z ludzmi, ktory potraktowali mnie w taki a nie inny sposob. Niestety, cena za to jest samotnosc. Dlatego coraz powazniej mysle o wyjezdzie stad. Na zawsze.

 

To nie jest problem innych.... tylko Twój.

 

Czyzby tylko moj? A co z ludzmi, ktorzy potraktowali mie w taki a nie inny sposob. Czy oni sa bez winy? Ale dajmy temu spokoj, ich nikt nie zmieni. Ja tez nie zamierzam. Pozostawiam ich sobie samym. Ja mam cel do ktorego daze. A jesli oni cha sie dalej gniesc i traktowac w ten sposob (a z tego, co widze, wciaz tak robia), to juz ich problem. Z patologii jedynym wyjsciem jest odciecie sie od przeszlosci i rozpoczecie nowego zycia.

 

To co ty odbierasz jako próba kontroli nad Tobą, to nic innego jak chęć więzi z drugim człowiekiem. Bez tego nigdy nie zaznasz miłości. Więzi, to nie znaczy zniewolenia, tylko bliskości drugiego człowieka.

 

Zgadzam sie. Obawiam sie jednak, ze zyjac w Polsce nie zaznam jej. Powody podalem powyzej.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Glorio, tak bardzo Cię rozumiem. Jako nastolatka, uważałam ż to niepotrzebne, że kobiety niepotrzebnie robią tyle hałasu o brak kwiatków czy zapomniane urodziny, ale z biegiem czasu mnie również to dotyka. Kiedy na początku związku czułam maksimum zainteresowania ze strony partnera, kwiaty nie były mi potrzebne, teraz kiedy czuję że go nie obchodzę każdy wyraz romantyzmu byłby ,mile widziany. A teraz? kiedy chciałam się do niego przytulic na wspolnych wakacjach przy zachodzie słonca zapytał co wyprawiam bo chyba się za dużo filmów naoglądałam. Cóż, nie chodziło mi o to że plaża zachód słonca - poprostu chciałam się przytulić.. ,moze po tylu latach chciałam zbyt wiele

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pizzacanto> Wiem, ze ciężko Ci to pojąc, ale to jest jednak Twój problem, bo Ty sobie z nimi nie radziłeś. Moze rodzice nie przekazali ci jak sobie z tą chołotą radzić? Możliwe też, ze ta niechęć do wybaczenia, nienawiść może nawet zasłania ci tę piękną część świata. Wszędzie wyczuwasz podstęp i sam stawiasz blokadę-nieświadomie. Jeśli to ma dać Ci szczęście, to wyjedz, tylko żeby naprawdę dało Ci to czego szukasz. Moja kuzynka też twierdza, ze tylko za granicą będzie szczęśliwa, bo w Polsce tylko upokorzenie ją spotkało. Błąkała się po świecie, była w kilku krajach Europy, a nawet w Afryce. I wiesz co? Wróciła ze zwieszona miną, bo miało być tak pięknie i było pięknie..... na początku. Potem świat okazał się tak samo wredny, tylko dotarło to do niej po latach tułaczki po świecie. Dziś jest ponad trzydziestoletnia panna, która wróciła na polską wieś i nie ma zamiaru wyjeżdżać, bo przynajmniej starość chce spędzić tam, gdzie zło jest najmniejsze.

 

A wiesz, że ja będąc młoda pewnie tez uchodziłabym za księżniczkę? Wyobraź sobie, ze jako para wyjechaliśmy -z jeszcze wtedy nie-mężem, na wczasy w góry. Wtedy 100% czasu spędzonego razem i nie wyobrażałam sobie, by np. on zostawił mnie w pokoju i poszedł sam do karczmy na piwo, bo chce mieć trochę wolności. Spakowałabym się i odeszła. Dlaczego, jak myślisz?

A obecnie jedziemy wspólnie w góry (ja, mąż i dziecko) i nie musimy spędzać razem 100% czasu. On może iść z góralem do karczmy, dziecko na piłkarzyki, a ja do sauny. Nikt do nikogo nie ma pretensji. Jak myślisz, dlaczego?

 

Dirty> Ja wiem, że mąż mnie kocha. Jest może bardziej zapracowany, zmęczony, mniej w nim energii, ale czy to naprawdę powód by całkowicie zrezygnować z adorowania swojej kobiety? Gdybym go nie kochała, pewnie poszukałabym adoracji gdzieś indziej.... taka jest przykra prawda. Wiem też, ze pewnie ja też się zmieniłam, ale nadal staram się piec jego ulubione ciasto, choć nienawidzę pichcenia. Staram się masować mu plecy gdy jest bardzo zmęczony, choć sama jestem zmęczona. Pamiętam o jego urodzinach i nawet gdy sama nic nie dostaje, zawsze kupię mu jakiś drobiazg. A co by było, gdybym się zbuntowała i zaprzestała powyższego? Rozpad zwiazku? Zdziwienie faceta, co też się nagle stało?

Edytowane przez gloria
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze rodzice nie przekazali ci jak sobie z tą chołotą radzić?

 

Nie za wiele mogli zrobic. Po prostu bylem wrazliwszym dzieckiem niz inni, o artstycznych inlkinacjach i dosc niesmialym. No i to jeszcze byly czasy komuny, kiedy o nowoczesnej psychologii nikt nie wiedzial.

 

Możliwe też, ze ta niechęć do wybaczenia, nienawiść może nawet zasłania ci tę piękną część świata. Wszędzie wyczuwasz podstęp i sam stawiasz blokadę-nieświadomie.

 

Troche tak jest, z tym ze ja szukam juz konkretnych rzeczy i jestem bardzo skoncentrowany na celu. Tak mocno ze przestalem zwracac uwage na inne rzeczy. A co podstepu....po prostu ludzie u nas sa tacy a nie inni i tego nie zmienimy. Zastanawiam sie czasami, co by sie stalo, gdybym wybaczyl. I pojawia sie nuda. Pojawiaja sie obrazy ludzi, ktorzy zyja tutaj i prowadza - w moim odczuciu - nudne zycie: praca, dom...i tyle. A ja chce zyc pelna para, bawic sie ile wlezie, zarabiac konkretne pieniadze i zyc z tego, co mnie pociaga. Tu u nas przynajmniej w profesji, ktora ja sie zajmuje, jest to dosc mocno ograniczone.

 

Nikt nie wie, czy mu sie uda, dopoki nie sproboje. Ja chce jechac tam przede wszystkim, aby moc robic kariere, spelniac sie zawodowo, ale tez poznac podobnie myslacych ludzi. Tutaj w Polsce czuje sie zduszony a mozliwosci oferowane przez rynek sa zalosne w porownaniu do tego, co ma do zaoferowania rynek zachodni. Pod tym wzgledem stoimy dziesiatki lat za tymi krajami i pewnie tak zostanie jeszcze dlugo.

 

Zalezy, co kto czego szuka. Nie wiem, czego szukala Twoja siostra ale z tego, co wyczulem chyba sadzila, ze znajdzie tam ludzi, ktorzy beda ja traktowac inaczej niz tutaj. Ja nie nastawiam sie idealistycznie. Wszedzie sa zli i dobrzy ludzie. Jednak z tego, co zauwazylem do tej pory, sposob myslenia determinuje nasze relacje z innymi. Kwestia kultury. Jesli myslimy w sposob inny niz ogolnie przyjety w danym spoleczenstwie, czesto jest tak, jak jest ze mna - ze czlowiek taki ma trudnosci w relacjach. Mnie od dziecka ciagnelo do kultury Zachodu, do nieograniczonych mozliwosci (a wlasciwie do jezdzenia po swiecie). A jak bedzie to zobaczymy (jesli wyjade). Moze Twoja siostra liczyla na idylle a nie zmienila sposobu myslenia i zaczela przyciagac tam podobnych ludzi jak tutaj? Nie wiem... Ja nie licze. Za to juz teraz wspopracujac z osobami z tamtych krajow widze jedna zalete-w przeciwienstwie do nas nie maja tabu dotyczacych pieniedzy i jesli robisz cos naprawde konkretnego, placa za to bardzo sowicie. U nich to jakby priorytet. Nawet chyba wiekszy dzisiaj, niz bliskosc z innymi. Ale nie ma sie wszystkiego naraz.

 

No widzisz, dlatego ja dzis omijam kobiety szerokim lukiem jesli idzie o zwiazki. Nie wyobrazam sobie, ze ktos robilby mi awanture o to, ze gdzies poszedlem. Seks - nie ma problemu. Szybki romans - tez ok. Reszta mnie poki co nie interesuje. Jak znajde kobiete, ktora zaakceptuje wszystkie moje wady i zalety, to ok. Jak nie to tez nie bede narzekal na to. Z natury jestem w pewnym sensie gocentrykiem wiec lubie sila rzeczy koncentrowac sie na sobie i to mi daje jakies poczucie spelnienia. Rodzina nigdy nie byla u mnie na samym szczycie. Ale moze kiedys sie to zmieni. Narazie mam uraz i niechec do takich relacji.

 

Jak myślisz, dlaczego?

 

Nie mam pojecia.

 

Inna sprawa, ze mi jest w pewien sposob ciezej dwonajsob: po pierwsze z przyczyn podanych powyzej, po drugie dlatego, ze jakos tak sie stalo, ze nie wroslem w ,,ducha" czasow, w ktorych przyszlo mi zyc. Mozliwe, ze gdybym mial w wieku dzieciecym i dorstania lepsze kontakty z rowiesnikami, nasiaklbym bardziej wspolczesnoscia i latwiej byloby mi sie odnajdywac. Tak sie jednak nie stalo i generalnie dosc negatywnie patrze na czasy, w ktorych zyje. Nie podoba mi sie zanik szeroko rozumianego humanizmu i sztuki na technologizacje i komputeryzacje oraz to, ze dzisiaj bardziej licza sie uklady i prestiz lub bardzo waska specjalizacja (wyplyca ono zajmowanie soi dana tematyka bo zamyka nas na okreslona, jedna rzecz) niz sam czlowiek (choc samemu daze do uzyskania tego prestizu w dziedzinie, w ktorej czuje sie dobrze). To chyba wlasnie decyduje o tym, ze czlowiek wrasta w dana epoke i chetnie wychodzi do ludzi (bo ma z nimi wspolne tematy), czy nie. Ja sila rzeczy wieksze oparcie znajdywalem w domu rodzinnym czy wsrod starszych znajomych w podworka niz wsrod rowiesnikow, nie dziwie sie wiec, ze dzisiaj trudniej jest mi zrozumiec wspolczesne trendy i pomysly. No ale tego raczej sie zmienic sie nie da.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No widzisz, dlatego ja dzis omijam kobiety szerokim lukiem jesli idzie o zwiazki. Nie wyobrazam sobie, ze ktos robilby mi awanture o to, ze gdzies poszedlem. Seks - nie ma problemu. Szybki romans - tez ok. Reszta mnie poki co nie interesuje. Jak znajde kobiete, ktora zaakceptuje wszystkie moje wady i zalety, to ok. Jak nie to tez nie bede narzekal na to. Z natury jestem w pewnym sensie gocentrykiem wiec lubie sila rzeczy koncentrowac sie na sobie i to mi daje jakies poczucie spelnienia. Rodzina nigdy nie byla u mnie na samym szczycie. Ale moze kiedys sie to zmieni. Narazie mam uraz i niechec do takich relacji.

To jest odpowiedź, dlaczego nigdy nie zaznałeś miłości i nie wiesz co to jest. Nie da się prawdziwie kochać, mając takie priorytety życiowe.

 

 

A wiesz, że ja będąc młoda pewnie tez uchodziłabym za księżniczkę? Wyobraź sobie, ze jako para wyjechaliśmy -z jeszcze wtedy nie-mężem, na wczasy w góry. Wtedy 100% czasu spędzonego razem i nie wyobrażałam sobie, by np. on zostawił mnie w pokoju i poszedł sam do karczmy na piwo, bo chce mieć trochę wolności. Spakowałabym się i odeszła. Dlaczego, jak myślisz?

Nie masz pojęcia? To ci odpowiem.

Pomyślałabym, że mu na mnie nie zależy, że jest egoistą ... i to -niestety- byłaby prawda.

 

A obecnie jedziemy wspólnie w góry (ja, mąż i dziecko) i nie musimy spędzać razem 100% czasu. On może iść z góralem do karczmy, dziecko na piłkarzyki, a ja do sauny. Nikt do nikogo nie ma pretensji. Jak myślisz, dlaczego?

 

Dlatego, że się kochamy, ufamy sobie, mamy pewność swoich uczuć i wiemy, że każdy wróci. I to jest najpiękniejsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to chyba rzeczywiscie nie jestem stworzony do milosci. Z tego, co pamietam, nigdy az tak nie ciagnelo mnie do ludzi i to nie bierze sie z tego, jaki jestem tylko z czegos glebszego. Po prostu nie mam tego instynktu w sobie. Od zawsze lubilem miec przestrzen dla siebie, nigdy nie czulem sie komfortowo w sytuacji, w ktorej jakas osoba znajdowala sie zbyt blisko tej granicy. Nigdy tez nie ciagnelo mnie, aby sie komus totalnie poswiecic, zrezygnowac z siebie na rzecz tej drugiej osoby. Po prostu nie ,,czuje" tego w sobie.

 

Ale kiedys taki nie bylem. Po prostu z racji mniejszego przebywania z ludzmi z czasem bardziej skupilem sie na sobie. I mysle, ze mimo wszystko ciagle jestem sklonny otworzyc sie na druga osobe. Ale musi ona mnie czyms zainspirowac, cos miec, czego ja szukam.

 

Nie masz pojęcia? To ci odpowiem.

Pomyślałabym, że mu na mnie nie zależy, że jest egoistą ... i to -niestety- byłaby prawda.

 

I tu kryje sie wasza jakby wynioslosc, poniewaz uwazacie, ze jestescie jedyne. Nie jestescie. Nikt taki nie jest. To jest wlasnie to, co powoduje, ze mam dosc niechetny stosunek do kobiet tutaj. Taki przesadny sposob aby dac do zrozumienia, ze jest sie to jedyna i najwazniejsza osoba. U mnie wywoluje to odwrotny skutek do zamierzonego. Oczywiscie bez urazy. Nie krytuje Ciebie, po prostu przedstawiam jak na to reaguje.

 

Dlatego, że się kochamy, ufamy sobie, mamy pewność swoich uczuć i wiemy, że każdy wróci. I to jest najpiękniejsze.

 

A nie mozna tego miec od samego poczatku? To chyba kwestia tego, co ma sie w sobie.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

I tu kryje sie wasza jakby wynioslosc, poniewaz uwazacie, ze jestescie jedyne. Nie jestescie. Nikt taki nie jest. To jest wlasnie to, co powoduje, ze mam dosc niechetny stosunek do kobiet tutaj. Taki przesadny sposob aby dac do zrozumienia, ze jest sie to jedyna i najwazniejsza osoba. U mnie wywoluje to odwrotny skutek do zamierzonego. Oczywiscie bez urazy. Nie krytuje Ciebie, po prostu przedstawiam jak na to reaguje.

 

To nie jest wyniosłość. To facet byłby wyniosły, gdyby tak postąpił. Wywyższył by się pokazując, kto tu rządzi. Chodzi o to, że czułabym sie jakby mnie facet zlewał totalnie, jakby mnie traktował przedmiotowo. A nie jestem rzeczą/zabawką, którą się można pobawić i wywalić. A Ty jesteś zabawka? Chciałbyś być wykorzystany o porzucony? Nie chodzi o to żeby nas na rękach nosić, tylko aby pokazać czy w ogóle Ci zależy. Jak nie zależy, to od razu komunikuj, że chcesz seksu i wypad do domu. Po co randki, wspólne wypady... . rozumiesz o co mi chodzi? Jeśli facet daje sygnał, ze chce poważnie traktować kobietę, a potem zachciewa mu sie wolności.... to sorry, ale chyba to nie kobieta jest księżniczka, tylko on księciem.

 

A nie mozna tego miec od samego poczatku? To chyba kwestia tego, co ma sie w sobie.

 

Nie można, bo na początku ludzie się poznają dopiero, docierają i zako****ą z czasem. Nikt nie wie wszystkiego od pierwszego spojrzenia, a z pewnością nie kocha od pierwszego wejrzenia, tak jak się kochają ludzie z 10-letnim stażem. Jak mogę zaufać komuś, skoro go dopiero poznałam? Nie mogę mieć też pewności, że on wróci skoro jeszcze nie ma w nas miłości. To nie kwestia tego co sie ma w środku, tylko relacji partnerskich pielęgnowanych latami.

Nie dowiesz sie tego, bo nie chcesz niczego dobrego w sobie pielęgnować.

 

 

Aaa i nie wiem dlaczego miłość kojarzy Ci się z totalnym poświeceniem sie drugiej osobie, zrezygnowaniem z siebie na rzecz drugiej osoby? To bzdura, przecież.

Kochasz rodziców? A poświeciłeś sie dla nich bezgranicznie, zrezygnowałeś ze swojego życia dla nich? To też miłość.... tylko inny rodzaj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A Ty jesteś zabawka? Chciałbyś być wykorzystany o porzucony? Nie chodzi o to żeby nas na rękach nosić, tylko aby pokazać czy w ogóle Ci zależy. Jak nie zależy, to od razu komunikuj, że chcesz seksu i wypad do domu. Po co randki, wspólne wypady... . rozumiesz o co mi chodzi? Jeśli facet daje sygnał, ze chce poważnie traktować kobietę, a potem zachciewa mu sie wolności.... to sorry, ale chyba to nie kobieta jest księżniczka, tylko on księciem.

 

Rozumiem dobrze, ale widzisz - ja jestem typem czlowieka ktory potrzebuje tej wolnosci bez wzgledu na to, czy jest z kims czy nie. Moze Wy w slowie wolnosc obawiacie sie zdrady czy innych rzeczy, ktore Wam kojarza sie z brakiem stablizacji natomiast mnie nie i tu moze byc przyczyna. Ale jak mowie-ja nie umiem wyobrazic sobie sytuacji, w ktorej musialbym zrezygnowac z prowadzonego trybu zycia na rzecz drugiej osoby. Za bardzo daje mi to poczucie spelnienia. Kocham wolnosc i nic nie jest w stanie temu przeszkodzic. Dlatego wlaczylem na luz jesli idzie o zwiazki. Jak znajde kobiete, ktora bedzie chciala wejsc w taki zwiazek to ok, jak nie to tez ok.

 

Widzisz, moze dlatego sie nie rozumiemy bo ja wolnosci nie traktuje jako powodu do zdrady czy traktowania kogos jak zabawke tylko jes to moj sposob bycia. To jest moja natura. Nie ma to nic wspolnego z olewaniem kogos. Po prostu bardziej niz inni potrzebuje jej oraz samotnosci i mozliwoscia robienia rzeczy spontanicznie. I z tego, co zauwazylem, u nas w Polsce jest to postrzegane w dosc dziwny sposob. Dlatego lepiej dogaduje sie z ludzmi z Zachodu - byc moze dlatego, ze oni to bardziej rozumieja. Nie wiem...

 

Nie można, bo na początku ludzie się poznają dopiero, docierają i zako****ą z czasem. Nikt nie wie wszystkiego od pierwszego spojrzenia, a z pewnością nie kocha od pierwszego wejrzenia, tak jak się kochają ludzie z 10-letnim stażem. Jak mogę zaufać komuś, skoro go dopiero poznałam? Nie mogę mieć też pewności, że on wróci skoro jeszcze nie ma w nas miłości. To nie kwestia tego co sie ma w środku, tylko relacji partnerskich pielęgnowanych latami.

Nie dowiesz sie tego, bo nie chcesz niczego dobrego w sobie pielęgnować.

 

Zgoda, ale dla mnie by to bylo obciazajace byc doslownie przez caly czas ze soba. nawet moja praca to wyklucza - jak mam sesje nagraniowa to nie ma bata aby byl na niej ktos jeszcze oprocz mnie, muzyki lub zespolu. Potrzebuje wtedy skupienia bo to taka a nie inna praca wymagajaca maksymalnego zaangazowania. Poza tym jak juz mowilem, ja potrzebuje czasem wolnosci. Powinna ta druga osoba to rozumiec.

 

Aaa i nie wiem dlaczego miłość kojarzy Ci się z totalnym poświeceniem sie drugiej osobie, zrezygnowaniem z siebie na rzecz drugiej osoby? To bzdura, przecież.

 

Ano bzdura ale wez to wytlumacz tym, ktore spotykalem. A widze ze bardzo duzo kobiet zachowuje sie w ten sposob. Nie wiem, moze one az tak boja sie porzucenia, ze z miejsca reaguja tak na te rzeczy. Nie wiem, nie jestem psychologiem ale mam uraz i jak narazie nie zanosi sie na zmiane podejscia u mnie.

 

Kochasz rodziców? A poświeciłeś sie dla nich bezgranicznie, zrezygnowałeś ze swojego życia dla nich? To też miłość.... tylko inny rodzaj.

 

No jest jak mowisz. Widzisz, moi rodzice byli (sa) dosc nietypowa para bo z tego co wiem, u nich zwiazek przebiegal troche inaczej niz ten narysowany przez Ciebie, wiec moze dlatego i ja podchodze do tych spraw w taki a nie inny sposob. I chyba wlasnie o to tutaj chodzi. Moja matka jest rowniez jakby ,,wolnosciowa" osoba (ojdciec tez) i ja to mam po nich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wolność, to po prostu brak przymusu. Nie ma nic wspólnego ze zdradą. Jeśli ludzie sobie ufają, a na zaufanie trzeba zapracować, to mogą mieć wolność i być w związku. Na przykładzie mojego małżeństwa: maż wstaje o 5.30, wraca z pracy miedzy 17-19.00 . Oprócz tego w weekendy jeździ na mecze i spędza całe niedziele w klubie. Jak nie ma meczów, chodzi z kolegami na bilard. Z tego wniosek, że z rodziną widuje się rzadko. Więcej czasu jest poza domem i to jest wolność. Ja też mam swoje drogi, umęczona nie jestem i mąż mi na te drogi pozwala. Jednak mamy oboje czasem potrzebę pobyć razem. Dlatego spędzamy wspólnie urlop. wieczorami siadamy przy stole lub leżąc w łózko opowiadamy co się komu zdarzyło, jak minął dzień.... choć czasem nie ma nic do powiedzenie, to milczymy razem. I dobrze nam z tym, bo lubimy swoje towarzystwo, choć lubimy też wolność. Tylko, jak pisałam wyżej, na taki stan rzeczy trzeba latami pracować. Nikt nikomu nie da pełnego zaufania na pierwszej randce.

 

Wbrew pozorom, takich kobiet żyjących Twoim stylem, nie jest mało. Sama znam osobiście dwie takie. Poszukaj na portalach randkowych, określ od razu o co Ci chodzi, a gwarantuję, że się kobiety odezwa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale ja nie szukam obecnie nikogo :). A na portale nie wchodze, szkoda mi czasu i uwazam, ze wirtualne znajomosci sa do kitu. Jak mozna poznac czlowieka, nie widzac jego twarzy, nie patrzac mu prosto w oczy, nie czujac jego/jej zapachu? Nawet psycholodzy to mowia: o poznaniu i polubieniu kogos lub nie decyduje pierwszych kilka sekund.

 

Masz racje, wolnosc to brak przymusu. Byc moze spotykalem takie kobiety, ktore uwazaly ze zobowiazanie musi byc przymusem. Widze, ze Ty myslisz normalnie i to jest fajne.

 

A czemu spotykam akurat takie kobiety, tego nie wiem. Moze to kwestia przypadku, jakiejs cechy charakteru albo jak sama mowisz, ze to jakas karma czy cos takiego.

Edytowane przez pizzacanto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Miłość to coś co sprawia że chce ci się żyć, śmiać dzielić z drugim człowiekiem tym co masz. To wolność, pokój poczucie że nic nie musisz. Ale miłość to też służba drugiemu człowiekowi. Codziennie uczę się miłości, nie ma gotowej recepty. Życie jest najlepszym nauczycielem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
Witam

 

na początek chciałem przeprosić ponieważ nie wiem czy to jest odpowiedni dział na taki temat.

 

a więc tak, chciałem zadać pytanie czym jest miłość?

 

Ja niestety nie odczuwam już tego uczucia (może nigdy nie odczuwałem) jak to jest jak się kogoś kocha?

 

Ten temat chciałem już założyc dawno temu, ale jakoś zawsze jakaś wewnętrzna siła mnie zniechęcała :P

 

ehh zabawne tyle razy układałem sobie w głowie jak napisać ten temat, a teraz nie wiem jak się za to zabrać.

 

dobrze przejdźmy do sedna sprawy mam już swoje lata i chciałbym kiedyś poznać jakąś niewiastę (żeby potem była moją żoną)

 

życie jest życzliwe i już podsuwało mi różne potencjalne kandydatki na żonę, niestety do żadnej nigdy nic nie czułem

 

w sumie mogłem z którąś być, ale nie potrafiłbym kłamać mówiąc "kocham cię" skoro tak naprawdę tego bym nie czuł.

 

kiedyś rozmawiałem na ten temat z przyjaciółką i mówiła mi że wcale nie trzeba kochać partnera że wystarczy być jak przyjaciele...

(niestety widzę po znajomych że takie związki "na siłę" nie mają sensu)

 

no i teraz nie wiem co robić, znaleźć dziewczynę której się nie kocha i udawać że wszystko jest ok? tylko czy to ma sens...

 

 

Tutaj nie chodzi o to że nie mogę znaleźć tej jedynek, tylko o to że chyba już nikogo nie kocham

 

do rodziny jestem chyba tylko przywiązany, lubię z nimi przebywać, ale nie kocham ich.

 

zdałem sobie z tego sprawę do śmierci dziadków, kiedyś myślałem że będę strasznie rozpaczał po ich śmierci, modliłem się o zdrowie i jak najdłuższe życie dla nich, a po śmierci? 0 emocji nawet nie zapłakałem... na pogrzebie nic brak jakiegokolwiek smutku.

 

 

Macie jakieś porady jak mogę rozwiązać ten problem? Gdybym potrafił go sam rozwiązać to nie pisałbym tego tematu, a naprawdę długi czas uważałem że jakoś poradzę sobie z tym problemem sam, niestety lata mijają i nic się nie zmienia.

 

a może po prostu muszę żyć w samotności? takie moje przeznaczenie?

 

 

@edit

innych uczyć (tych pozytywnych jak i negatywnych) też jakoś często nie odczuwam.

 

z 7 grzechów głównych odczuwam tylko Gniew (skąd też mój nick gniew po ang = wrath) akurat to uczucie odczuwam dość często i mocno

 

zresztą odnośnie tego grzechu miałem ciekawą sytuację, byłem na spowiedzi, ksiądz się pytał właśnie o 7 grzechów głównych i mu powiedziałem że tylko gniew jest moim grzechem. Usłyszałem jakieś kazanie że jest to jeden z najgorszych grzechów itp oczywiście nie słuchałem co mówił tylko czekałem na rozgrzeszenie i formułkę do odmówienia jako pokutę.

Wróciłem do domu, już nie pamiętam o co ale sie pokłóciłem z bratem (bo coś mi w pokoju zniszczył) pamiętam że byłem wtedy strasznie zły, zwyzywałem go, poszedłem do pokoju trzasnąłem drzwiami z całej siły, usiadłem na łóżku i włączyłem tv żeby odreagować

a tam jakaś krótka scena i tekst typu "gniew jest bardzo złym grzechem, trzeba się z niego wyspowiadać, bez niego sakrament spowiedzi jest nie ważny" oczywiście to co usłyszałem tylko jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

 

Czy to kwestia przypadku? Po włączeniu telewizora tylko ta rozmowę usłyszałem. Czy ten grzech jest naprawdę taki "zły"?

 

Czy to może był jakiś znak? naprawdę dziwna sytuacja

 

A czy Ty czujesz, że Cię ktoś kocha? Jakie zachowania są dla Ciebie przejawem miłości?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Być może określeniu "miłość" przypisuje się jakieś wzniosłe uczucia, reakcję hormonalną. Jeśli ma się w sobie miłość, polegającą na postawie wobec innego stworzenia (też wobec siebie), która wyraża się w tym, co wymieniłeś/aś, to czym kierować się przy wyborze partnera/ki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wtrącę się nieśmiało... .

Ja zawsze rozróżniałam zakochanie od miłości. Te wzniosłe uczucia i hormony moim zdaniem można przypisać zakochaniu. Dojrzała miłość to jest w.w. szacunek, poczucie bezpieczeństwa, wyrozumiałość i jeszcze zaufanie. Chociaż... ja uważam, że kocham, a mimo tego brak mi poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. Czy więc mogę domniemać, że z drugiej strony to nie jest prawdziwa miłość.... ?

Wracając jednak do pytania jak to się ma wyboru partnerki/a. Hmmm... skoro moja miłość prawdo podobnie nie jest obustronnie prawdziwa, to moje rady mogą się wydać nietrafione ;) . Jednak zaryzykuję... .

Przy wyborze życiowego partnera kierowałabym się dzisiaj (kiedyś byłam młoda i naiwna więc wybory też takie były) wspólnymi zainteresowaniami, podobnym podejściem do życia w sprawach życiowych drobnych jak i tych śmiertelnie poważnych lub zwłaszcza tych drugich.

Z własnego doświadczenia wyjaśnię o co mi chodzi. 20 lat temu wybrałam tego człowieka na życiowego partnera mimo, iż wiedziałam, że nie jest tolerancyjny i niestety jest tchórzliwy wobec poważnych życiowych problemów. Bynajmniej nie usłyszałam tego od niego, bo oczywistą sprawą pytany człowiek zawsze się przedstawia w świetle jakie chcemy zobaczyć. Wywnioskowałam to będąc czujnym obserwatorem*, ale naiwnie sądziłam, że miłość moja go zmieni, że będąc w trudnej sytuacji i kochając postąpi inaczej. Myliłam się... ale było już kilka lat po ślubie zanim się o tym przekonałam. Dlatego uważam, że wybierając życiowego partnera nie można kierować się nadzieją, że coś/ktoś ją/jego zmieni. Jak mówią: nadzieja matką głupich i coś w tym jest.

* Wracając do zagwiazdkowanej kwestii: jeden przykład z moich obserwacji, to były odwiedziny nasze na oddziale neurologii. Była tam młoda kobieta, która podczas porodu doznała wylewu czy czegoś innego i leżała jak roślinka tylko coś bełkocząc od czasu do czasu. Nie odwiedzał ją maż ani jego rodzina, tylko jej matka. Żal mi było ten kobiety, bo świadoma była i bardzo tęskniła za dzieckiem, które widziała ostatni raz podczas porodu i często łzy płynęły jej po policzku wymieniając imię córeczki. Rozmawiałam o tym z przyszłym mężem i usłyszałam, że on by też nie odwiedzał. To by za bardzo bolało, bo przecież ta kobieta nie byłaby już ani żoną ani matką, a bez opieki przecież też nie była-przychodziła do niej matka. Takich przykładów jeszcze kilka mogłabym wymienić. Już wtedy powinnam była przejrzeć na oczy, ze jeśli wybiorę go sobie na całe życie, to w razie mojej choroby zostanę sama (zostałam nie jeden raz i zostanę pewnie jeszcze kilka razy). Jednak młodzieńcza naiwność wzięła górę nad rozumem. A w takich życiowych wyborach, samo uczucie miłości (czy raczej zakochania) to za mało.

Edytowane przez gloria
pogrubienie ważnej częsci tekstu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego nie wspierał, to się mogę jedynie domyślać. Sądzę, że go to przerosło, a może był wychowywany w duchu, że mężczyzna musi być maczo i to dla niego byłoby okazaniem słabości, a moze zwyczajnie jest egoistą.. .Tak naprawdę nie wiem dlaczego, nigdy mi tego nie powiedział (jeśli sam w ogóle wie).

W każdym razie nie wspierał w depresji poporodowej, w chorobach ogólnie i np. podczas zdawania prawka. Na co dzień nie mam do niego zastrzeżeń; jest pracowity, z poczuciem humoru, inteligentny, niepijący, potrafi być czuły, kochający, hojny, dla dziecka jest dobrym ojcem. Tylko w chwilach problemowych kuli ogon i ucieka jak wystraszony pies. A to są te chwile kiedy się małżonka najbardziej potrzebuje.

Edytowane przez gloria
dopisek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jest czuły, kochający, hojny, stara się być dobrym ojcem, to ciężko mówić tu o jakimś jego egoizmie. Chyba, że jego zachowanie jest na pokaz. Jeśli chodzi o depresję poporodową, to może nie ma on kwalifikacji, żeby pomóc. Facetowi może być ciężko zrozumieć, na czym w ogóle problem może polegać. Nie chcę robić jakiegoś zbytniego off top, ale sama nie rodziłam i nie wiem, jakie są przyczyny depresji poporodowej. Jest jakoś logicznie wytłumaczalna czy ma podłoże bardziej irracjonalne? Wiem, że można leczyć ją farmakologicznie. Nie wiem, czy np. pocieszanie by pomogło w stanie takiej depresji, bo być może to kwestia chemii w organizmie. Nie wiem, jak wyobrażasz sobie jego pomoc w chwilach problemowych. Być może chciałabyś, żeby po prostu był. Ja nie lubię, jak ktoś się nade mną użala i stara się nadskakiwać. Nie lubię pytań kierowanych w moją stronę typu: "jak się czujesz? i okazywania względem mnie, jaka to ja jestem biedna i nieszczęśliwa. Nie lubię, gdy ktoś w imię tzw. miłości mówi, by się nie przejmować, że wszystko będzie dobrze, że przecież nic się nie stało lub "weź się w garść". To już faktycznie wolałabym być sama. Nie lubię też paniki wokół siebie i sama staram się zachowywać trzeźwy umysł. Jeśli chodzi o zdawanie prawka, ja nie mam, ale brata wspierałam w ten sposób, że zadawałam mu pytania testowe, żeby mógł odpowiadać, ale żadne moje mówienie "na pewno zdasz", "będzie dobrze", by nie sprawiło, że zda. Znam pewną kobietę, której córka poszła na kurs prawa jazdy. Powtarzała jej, że zda za pierwszym razem. To chyba miało w niej wiarę zbudować, ale nie wyszło. Dziewczyna zdała, ale za którymś z kolejnych podejść. Gdy się nie udawało było jej wstyd, miała poczucie, że zawiodła matkę, bo nie zdała za pierwszym podejściem. Mam nadzieję, że Twój mąż się z domu nie wyprowadzał na czas jakichś Twoich "niemożności", trudności, wyzwań. Dla mnie tu jest właśnie kwestia, jak wyobrażam sobie okazywanie miłości, czym ona dla mnie jest i kiedy uważam, że jej nie ma. Znam mężczyznę, który swojej żonie nie powie, że mu ugotowana przez nią zupa nie smakuje, żeby jej przykrości nie zrobić i wg niego to jest miłość, a najlepiej jeszcze powiedzieć, że jest przecież bardzo smaczna. Słyszałam o książce o różnych językach miłości. Ludzie mogą różnie wyrażać to, że kochają, ale to może nie trafiać w oczekiwania tej osoby, którą kochają. Ktoś potrzebuje przytulenia, a inny chciałby dostać jakiś materialny prezent lub usłyszeć słowo "kocham". Mnie nie zależy na słuchaniu "miłosnych" słów. Bardziej do mnie trafia, gdy widzę czyjeś poświęcenie względem mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cugle> "Weź sie w garść" to był stały męża tekst podczas mojej depresji. Natomiast- znający temat- wiedza, że chory nie jest w stanie sam się wziąć w garść, potrzebne mu wsparcie rodziny i leczenie. Nie chciał się dowiedzieć na czym polega moja choroba, bo nie raczył nawet wziąć w ręce ulotki, a gdy psycholog (chodziłam na terapię) poprosiła by przyszedł na jedno chociaż spotkanie, by dowiedzieć się jak z chorym postępować, to mnie wyśmiał. Moja rzekoma choroba, mój problem. Też nie cierpię użalania się ale zwykły ludzki odruch jak przytulenie gdy smutno, próba zrozumienia choroby, odciążenie mnie w obowiązkach domowych, czy choćby pójście na to jedno spotkanie psychologiczne. A on się wykazywał kompletną ignorancją i cynizmem. Podobnie sprawa się miała podczas mojego zdawania prawka. Mam zaburzenie błędnika i potrzebuje więcej czasu na naukę jazdy. Tymczasem on mnie jedynie wyśmiewał, że takich prostych rzeczy nie umiem, nie wpuścił nawet do auta by pokazać co jest sprzęgłem, co hamulec... a o jakimś kierowaniu mowy nie było, nie chciał wytłumaczyć niczego z teorii. Moje szwagierki, koleżanki miały pomoc ze strony mężów/narzeczonych/chłopaków. Ja byłam jedynie wyśmiewana, aż w końcu dałam sobie z tym prawkiem spokój.

Nie wyprowadzał się w chwilach trudnych, ale generalnie... dziś myślę z perspektywy czasu, ze nie zrobiłby mi wielkiej krzywdy. Czasem lepiej się wyprowadzić niż słuchać i oglądać dołujące Cię rzeczy. Wtenczas może by mnie dobiło, ale dziś jestem już na tyle silna i odporna, ze nie zrobiłoby to na mnie wielkiego wrażenia. Nie większego niż ignorancja i cynizm każdego dnia.

Edytowane przez gloria
dopisek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyobrażam sobie to, co opisałaś. Mój ojciec jest taki sam. Gdy poniża innych, gardzi nimi, czuje się silny i męski. Nie miał większych problemów ze zdrowiem, więc wyśmiewanie, szydzenie z innych przychodzi mu łatwo, choć zaczyna odczuwać starość i to go męczy. Do swojej żony, gdy skarży się, że coś ją boli albo że źle się czuje, mówi "tylko stary worek i dobić". Ogólnie stara się być przymilny, gdy czegoś potrzebuje, a gdy mu się odmawia, złości się i wyzywa. Przebywanie z nim tylko pogarsza samopoczucie. On nawet zwykłej ludzkiej empatii nie ma. Chciałby wszystkimi rządzić i mieć na każde zawołanie wszystko, czego zechce. ...i najważniejsza kasa. Zastanawia mnie, jak Twój mąż traktuje Wasze dziecko/dzieci. Z podejściem, jakie prezentuje, to żaden z niego wzór do naśladowania ani nauczyciel. Dziecko uczy się życia, ćwiczy umiejętności, nabywa nowych, a on, wygląda na to, nie potrafi być wyrozumiały ani pozytywnie motywujący. Zadania domowe (ze szkoły do odrobienia)dziecka to może też jedynie problem dziecka. To, co robi, to wzbudzanie poczucia niskiej wartości. Być może w ten sposób sztucznie dowartościowuje siebie. Wszechwiedzący i wszechmocny, zupełnie bezproblemowy. To świadczy o słabości charakteru i bałabym się nazywać to miłością, nawet toksyczną. Być może boi się też wyjść na tzw. "wariata", więc jak najdalej od psychologów/psychiatrów. Ulotka o depresji może działać na niego jak przysłowiowa "woda święcona". Na spotkanie lepiej nie iść, nawet jako osoba towarzysząca, bo można być samemu zdiagnozowanych. ...ale to go nie usprawiedliwia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na co dzień aż tak to nie wygląda jak opisujesz. Często (są wyjątki, że ma przebłysk człowieczeństwa ;) ) gdy widzi chorobę lub o niej wspomnę (ja nie z tych co się żalą godzinami i stękają, mówię coś dopiero gdy naprawdę coś mi bardzo boli) nie odzywa się wcale lub mówi "hmmm", wiec domniemam, że wcale nie słucha/nie widzi lub też sobie coś tam pomyśli ale tego nie wypowie. Uruchamia się w nim mechanizm gdy coś poważniejszego się dzieje (jakiś szpital, poważna choroba, problem rodzinny itp).

W stosunku do dziecka jest wyrozumialszy niż do mnie. Nawet córa sama stwierdziła ostatnio: " ja się pójdę zapytać, bo mi tata wytłumaczy". W sensie, że mnie by znów olał lub wyśmiał, że nie wiem czegoś. Owszem... dziecku wyjaśni ale... gdyby zapomniała, nie zrozumiała to przy drugim wyjaśnianiu już by się irytował. Niecierpliwy jest (o dziwo kiedyś taki nie był i to mnie m.in w nim urzekło). Pozytywnie motywujący nie jest, choć twierdzi, że jego by to zmotywowało ;) więc nie widzi nic złego w tym co mówi.

 

Psycholog mi wyjaśniła na czym prawdo podobnie polega jego problem, ale to niczego nie tłumaczy. Każdy ma dobre i złe cechy i nie sztuką to zaakceptować, sztuką uświadomić to sobie i ze złymi walczyć. Czy to miłość z jego strony... może i jest ale taka wybiórcza... może typowo męska (o co mi chodzi opisują obie części "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus,"). Jeśli ktoś wierzy w numerologię, to wytłumaczeniem jest karma miedzy nami, ale czy to nie jest jedynie usprawiedliwienie niepowodzeń w życiu małżeńskim? Trudno przecież kierować się w życiu tylko i wyłącznie numerologią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteście razem, więc jakoś tam jesteście ze sobą związani. Mam dwóch braci i zupełnie różnią się od ojca. Są spokojni, wyrozumiali, opanowani, nie odpowiadają złością na złość, starają się łagodzić konfliktowe sytuacje. Za to ich żony potrafią być zołzowate, złośliwe, lubią rządzić i rozkazywać, no bo przecież męża trzeba sobie wyszkolić. Ogólnie daleka jestem od generalizowania. Według mnie każdy facet jest inny. Pewnie, jak każdy, kształtowany jest już od łona matki, poprzez środowisko, w którym się wychowuje, doświadczenia, konsekwencje swoich wyborów.

 

Jeśli chodzi o cyferki, to nie nadaje im rangi wyroczni. W życiu staram się kierować rozumem, ale nie schematami myślowymi. Wg mnie to, jak wyglądają relacje między ludźmi, da się logicznie wytłumaczyć i uzasadnić, znając prawidłowości, obowiązujące w rzeczywistości duchowej, która jest uporządkowana, przy dogłębnej analizie konkretnych "przypadków".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...